"Strzelać, tylko trzeba by strzelać!". Wałęsa wybuchł, gdy zadano mu niewygodne pytanie
Lech Wałęsa emocjonalnie reaguje, gdy przypomina mu się sprawę domniemanej współpracy z SB. Były prezydent konsekwentnie zaprzecza, jakoby kiedykolwiek współpracował z bezpieką i ostro odpowiada tym, którzy nazywają go Bolkiem. Tak było w rozmowie ze Superstacją.
– Jeśli mieli moje papiery, to po co podrabiali? (…) Ja nie jestem w stanie nic tu zrobić, dlatego, że pewnych ludzi nie przekonam. Zobacz pan na moim Facebooku: tam jest jak wykorzystują Walentynowicz i innych, jak dają im papiery po to, żeby ze mną walczyła. Po co w stanie wojennym zawieźli papiery Walentynowicz? Nawet Urban powiedział ostatnio, że gdybym był agentem, to by mnie spróbowali wykorzystać – tłumaczył Lech Wałęsa w rozmowie z Superstacją.
– Nigdy nie byłem agentem. Nigdy nie donosiłem. To wszystko kłamstwo – powtarzał to, co twierdzi od lat. Dodał, że widać, że "Kiszczak z Kaczyńskim żyli w dobrej komitywie". Jak się wyraził, "ohyda polega na tym, że żonę Kiszczaka wykorzystali przeciwko mnie dowożąc jej papiery w kartonach". – Ohyda, ohyda, zbrodnia – mówił wyraźnie wzburzony Wałęsa.
W grudniu dziennikarze "Rzeczpospolitej" i Polskiego Radia odnaleźli w amerykańskim Instytucie Hoovera nieznane dokumenty i notatki należące do Czesława Kiszczaka. Wśród nich był list generała do Lecha Wałęsy. Dokument pokazywał próbę rozgrywania ówczesnego prezydenta i w sposób zawoalowany sugerował wiedzę o jego kontaktach z SB.
Wałęsa po tym stanowczo zaprzeczył, tym sugestiom. – Nigdy Kiszczak mnie nie szantażował. Ja jestem nie do szantażowania – wyjaśniał Lech Wałęsa.
źródło: Superstacja