Zobaczyli przy Karcie LGBT słowo "masturbacja" i krzyczą "ratujmy dzieci!". Czysta ignorancja [WYJAŚNIAMY]

Aneta Olender
Podpisanie warszawskiej Deklaracja LGBT+ wywołało burzę, która się nie kończy. Jeszcze trochę i niektórzy naprawdę będą gotowi uwierzyć, że jest to jakaś czarna księga, która powinna być spalona lub w najgorszym wypadku zakazana. Do krucjaty przeciwko temu dokumentowi dołączyła Anna Maria Siarkowska z Partii Republikańskiej. "Ratujmy dzieci!" – zaapelowała na Twitterze. To, co przeraziło parlamentarzystkę, to zapisy dotyczące... dziecięcej masturbacji. Ale czy rodzice naprawdę mają się czego bać?
Decyzja prezydenta Warszawy o podpisaniu karty LGBT, w wielu środowiskach wywołuje kontrowersje. Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta
O edukacji seksualnej jest mowa w Deklaracji LGBT+ podpisanej przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego. Można w niej przeczytać, że edukacja seksualna w stolicy ma być "zgodna ze standardami WHO", czyli Światowej Organizacji Zdrowia. Prawdziwa afera zaczęła się w sieci wtedy, gdy prawicowi działacze zajrzeli do wspomnianych standardów.

Znalazły się tam zdania takie jak "Wyrażanie własnych potrzeb, życzeń i granic, na przykład w kontekście 'zabawy w lekarza'" czy "Radość i przyjemność z dotykania własnego ciała". Najwięcej emocji wzbudził jednak inny aspekt edukacji: "Masturbacja w okresie wczesnego dzieciństwa. Odkrywanie własnego ciała i własnych narządów płciowych".


Najpierw larum w internecie podniósł prezes Ordo Iuris Jerzy Kwaśniewski, który walczy z "deprawacją dzieci" choćby w ten sposób, że namawia do podpisania petycji, apelu do prezydenta Warszawy, aby wycofał się z "bezprawnego faworyzowania ruchów LGBT". Swoją teorię postanowił potwierdzić publikując na Twitterze wspomniane zapisy WHO, które zresztą określił jako "szeroko krytykowane". Obojętna wobec tych doniesień nie pozostała Anna Maria Siarkowska z klubu parlamentarnego PiS. "Zabawa w lekarza, masturbacja we wczesnym dzieciństwie czy seks w Internecie - tego Trzaskowski chce uczyć w szkołach. Ratujmy dzieci!" – zaapelowała. O dziecięcej masturbacji postanowiliśmy porozmawiać jednak z kimś, kto ma trochę większą wiedzę na ten temat. W innym przypadku komentowanie takich spraw jest po prostu groźne i wzbudza niepotrzebny niepokój. Aleksandra Dulas z Fundacji Nowoczesnej Edukacji SPUNK (fundacja od lat realizuje warsztaty z edukacji seksualnej wśród dzieci i młodzieży) wyjaśnia i jednocześnie uspokaja.

Czy masturbacja wśród dzieci to coś złego? Przejaw jakichkolwiek zaburzeń?

Nie. To jest norma rozwojowa. Dzieci poznając swoje ciało znajdują takie miejsca, których dotykanie sprawia im szczególną przyjemność i zaczynają je eksplorować i to jest tyle. Nie ma tutaj też żadnego kontekstu seksualnego, ani erotycznego. Chodzi po prostu o przyjemność płynącą z ciała.

Takie małe dziecko nie wie nawet przecież, o co chodzi z całą tą seksualnością.

Dokładnie tak. Dziecko w tym momencie, czyli kiedy ma 3 lata, 5 lub 6 , nie odczuwa jeszcze pociągu seksualnego, ani napięcia seksualnego. Nie możemy więc mówić o kwestiach związanych z seksem w takim przypadku. To są kwestie absolutnie związane z czystą przyjemnością i poznawaniem ciała.

Czy są jednak takie przypadki, w których rodzic powinien bardziej przyjrzeć się dziecku i zastanowić dlaczego się ono masturbuje?

Tak, może to być tylko taka rozwojowa masturbacja, która jest rozumiana jako ciekawość swojego ciała. Dziecko może się także po prostu nudzić, a skoro wcześniej zauważyło, że taki dotyk sprawia mu przyjemność, wraca do tego. Wtedy wystarczy mu tylko zwrócić uwagę, zająć czymś innym. W tych przypadkach nie ma żadnego problemu.

Jest też masturbacja nerwicowa i wtedy trzeba się zastanowić, co dziecko sobie zastępuje tą masturbacją i jakie ma deficyty. Może się np. masturbować zamiast przytulać się do kogoś, albo zamiast się bawić. Trzeba się po prostu wtedy przyjrzeć dziecku.

Każdy przypadek jest nieco inny. Natomiast zazwyczaj nie ma powodu do niepokoju, nie ma powodu do tego, aby się jakoś nadmiernie nad tym pochylać. Zwykle to po prostu mija.

Jak powinien zareagować rodzic, kiedy widzi, że jego dziecko się masturbuje?

Trzeba dziecko uczyć, że nie powinno robić tego publicznie. Jeśli masz potrzebę dotykać swoje ciało, to rób to w odosobnieniu, w swoim pokoju. Nie tak, żeby inni na ciebie patrzyli, tak samo jak robimy siusiu w łazience, też jesteśmy wtedy sami. Warto tutaj wprowadzić pojęcie intymności.

Można też po prostu "nie zauważyć". To naprawdę zależy od dziecka. Bliżej warto się przyjrzeć, jeżeli widzimy, że to przybiera naprawdę jakieś ekstremalne formy, czyli np. bardzo częsta masturbacja, masturbacja przy innych, jakieś pojawiające się otarcia czy stany zapalne. Takim sygnałem jest też sytuacja, kiedy widzimy, że dziecko jest bardzo zdenerwowane jak się masturbuje albo, że jest zdenerwowane, a potem się masturbuje. To jest sygnał, że może nie radzić sobie z jakimiś emocjami i w ten sposób je osłabiać.

Wtedy oczywiście reagujemy, znowu odwracamy uwagę, albo zajmujemy się tym deficytem, które dziecko ma. Nie komentujemy tego, co dziecko robi, nie mówimy, że to jest coś złego, tylko proponujemy np. zabawę klockami. Dziecko bardzo łatwo swoją uwagę przenosi z jednej rzeczy na drugą.

Jeżeli jednak to się zdarzy raz czy drugi, tak po prostu, to nawet nie warto tego komentować, nie zawstydzać dziecka. To się zdarzyło i już. Im bardziej będziemy na to zwracać uwagę, tym bardziej możemy wzmocnić to zachowanie, a na tym nam przecież nie zależy. Chodzi o to, żeby ono wygasło w pewnym momencie. Im mniej paniki, a więcej spokoju tym lepiej.

Na pewno nie krzyczymy, ponieważ wtedy ta sfera cielesna może dziecko kojarzyć się z czymś złym?


Jest takie ryzyko, że jeżeli krzyczymy na dziecko, które dotyka się w miejscach intymnych, to dajemy sygnał, że coś z tą strefą intymną jest nie tak. Przecież nie krzyczymy jak się drapie po głowie.

Absolutnie nie krzyczymy, to nie jest nic złego. Dziecko po prostu poznaje swoje ciało. Dla niego jego narządy intymne są taką samą częścią ciała jak wszystkie inne narządy, które ma i ono po prostu się nimi zainteresowało, a że dodatkowo odczuwa przyjemność to wraca do tego dotyku.

Kiedy takie zachowania mogą się rozpocząć?

Można powiedzieć, że to już niemowlaki czasami tak się zachowują. To jest jakieś pocieranie się, jakieś dotykanie. Bardzo różnie dzieci to robią, są bardzo sprytnie, tak że my nie wiemy nawet, że to jest masturbacja np. siadają w odpowiedni sposób, albo zaciskają nóżki w odpowiedni sposób.

Do kogo właściwie skierowane są zapisy WHO dotyczące masturbacji? Bo przecież nie chodzi o to, żeby uczyć przedszkolaki, jak się masturbować...

Te standardy powinni znać rodzice, nauczyciele, edukatorzy. Musimy wiedzieć, w jaki sposób zachowywać się względem swojego dziecka. Nie bardzo rozumiem, dlaczego kontrowersje budzi fakt, że uczymy dzieci budowania granic. O to w tym właśnie chodzi. Mam prawo dotykać swojego ciała, kiedy tego chcę, natomiast to nie oznacza, że ty masz prawo dotykać mojego ciała, kiedy chcesz.

Naprawdę bardzo małym dzieciom warto już to mówić. Nawet jeżeli babcia przychodzi i chce dać buziaka, a dziecko nie ma na to ochoty, to ma prawo powiedzieć: nie dziękuję, nie chcę buzi dzisiaj. Chodzi też o to aby dorośli, zwłaszcza rodzice wiedzieli, że ciało takiego małego człowieka obdarzamy szacunkiem.

Standardy WHO mają uświadomić dorosłym, że nie wolno piętnować takich zachowań, że nie wolno krzyczeć, że można być spokojnym, ponieważ nic złego się z dzieckiem nie dzieje. Druga sprawa, to kwestia dotycząca właśnie tych przypadków, kiedy warto zwrócić uwagę dlaczego dziecko się masturbuje. Te zapisy mają pokazać jak reagować.

Z drugiej strony ma też uświadamiać dzieci. Weźmy np. taką "zabawę w lekarza", jeśli dziecko chce wchodzić w relację, w której podglądają się z koleżanką, to to jest ok. Natomiast musi też wiedzieć, że sytuacja, w której ktokolwiek będzie je do czegokolwiek zmuszał, nie może mieć miejsca. Trzeba tłumaczyć najmłodszym, że tylko wtedy możemy się ze sobą bawić jeśli dwie osoby tego chcą. Nawet nie mam na myśli teraz masturbacji, ale w kontakty ogóle.

Tego uczymy dzieci. WHO pokazuje co dziecko w danym momencie powinno wiedzieć o sobie. Wiadomo jednak, że pewne treści inaczej przekażemy 3-latkowi, a inaczej 15-latkowi. Z 15-latkiem mogę porozmawiać o masturbacji, a 3-latka to w ogóle nie interesuje, bo jego interesują kredki, klocki, czy inne zabawki. On jest na innym etapie, a że przy okazji poznaje swoje ciało, to trzeba także mówić, że i to jest fajne. Trzeba pokazywać taki pozytywny obraz ciała. To o tym jest tak naprawdę.

Dlaczego w takim razie wokół tych treści jest tyle kontrowersji?

Nie wiem, który to już rok tłuczemy. Wielka burza zrobiła się zaraz po tym, kiedy tylko pojawiły się "Standardy edukacji seksualnej w Europie" stworzone przez WHO. Cały czas staramy się to wyjaśniać. Wiele osób nie może zrozumieć, że to nie o to chodzi, żeby przychodził edukator i uczył 2-latki masturbacji, tylko o to, żeby nauczyć dzieci szacunku do swojego ciała i do ciała kogoś innego.

Chodzi też o to, żeby nauczyć rodziców w taki sposób wychowywać swoje dzieci, aby w przyszłości miały pozytywny stosunek do swojego ciała. Mówienie o tym w kontekście pedofilii to jest skandal. Jeżeli dziecko nie będzie wiedziało jak budować granice, nie będzie wiedziało co mu wolno, a czego nie, to ono jest bezbronne.

Wejdźmy do jakiegokolwiek przedszkola i zapytajmy przedszkolanki, czy w ich grupie są masturbujące się dzieci. Wszystkie powiedzą, że mają. Okazuje się, że to jest jakaś norma, która przez lata jest zamiatana pod dywan.

My jako dorośli cały czas patrzymy na dzieci jak na dorosłych, jakby miały te same doświadczenia co my, a one naprawdę nie widziały jeszcze żadnego filmu pornograficznego, nie współżyły, nie do końca wiedzą czym jest seks, a zresztą na tym etapie nie bardzo je to interesuje. One mają po prostu ciało, z którego się cieszą, więc je oglądają, badają i nie psujmy im tego.