Kolejne kłopoty Zalewskiej. Media wskazują na jej znajomość z aferzystą z PCK

Mateusz Marchwicki
Anna Zalewska stara się omijać wszelkimi sposobami temat dolnośląskiego PCK oraz osób tam zatrudnionych. Szefowa resortu edukacji próbuje udawać, że nie znała się z byłym dyrektorem PCK, wokół którego wybuchła afera. Tymczasem "Gazeta Wyborcza" donosi, że znajomość taka trwa od lat.
To wcale nie koniec afery z PCK. Fot. Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta
Chodzi tu o osobę Jana G, byłego szefa dolnośląskiego PCK, do którego pani minister przyznawać się nie zamierza. Jednak nie pomagają w tym nawet zapewnienia, jakie padły podczas wtorkowej rozmowie z Konradem Piaseckim. – Prokurator umorzył postępowanie, wskazując, że łączenie mnie z tzw. aferą PCK jest po prostu niedopuszczalne – oświadczyła Zalewska w TVN24.

Jak się okazuje, Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu nie umorzyła bowiem żadnego postępowania związanego z Anną Zalewską, bo takiego... nie było. Umorzony został jednak wątek dotyczący finansowania kampanii wyborczej samego Jerzego G. Dotyczył zresztą nie tyle finansowania kampanii z pieniędzy PCK, ile wykorzystywania pracowników tej instytucji do roznoszenia jego ulotek.


Co ciekawe, "Gazeta Wyborcza" donosi, że po starych ulotkach można wywnioskować, że dystans między Jerzym G .a Zalewską był dosyć mały. "Znam Jurka od roku 2002, kiedy zakładał struktury Prawa i Sprawiedliwości w powiecie dzierżoniowskim. To dobry organizator, człowiek punktualny i słowny. Od zawsze wrażliwy na krzywdę ludzi, zwłaszcza dzieci. Oddam głos właśnie na Niego" – pisała w 2002 roku Zalewska.

Gdyby tego było mało, Jerzy G. od 2016 lutego był jej... asystentem. Przypomnijmy, śledztwo w sprawie afery PCK trwa. Dolnośląskie struktury PiS są oskarżane o korzystanie z finansów przeznaczonych na cele charytatywne.

źródło: "Gazeta Wyborcza"