"Kosiniak-Kamysz okłamał mnie w żywe oczy". Scheuring-Wielgus o kulisach negocjacji z Koalicją Europejską
Spotkałam Kosiniaka-Kamysza na korytarzu jednej ze stacji. Zapytałam, dlaczego nie chce mnie widzieć na listach Koalicji Europejskiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Odpowiedział, że to niemożliwe, bo przecież nie chciałam kandydować – mówi w rozmowie z naTemat posłanka Joanna Scheuring-Wielgus (Teraz!). Polityczka zarzuca szefowi PSL kłamstwo.
Joanna Scheuring-Wielgus: Poczułam się potraktowana jak przedmiot. Najpierw namawia się mnie do startu z listy Koalicji Europejskiej, a potem w radio słyszę Grzegorza Schetynę, jak mówi, że jestem kłopotem dla koalicjantów. Wcześniej to samo mówił Sławomir Neumann. To niepoważne. Dlatego zrezygnowałam. Po co być wielbłądem?
Czy to znaczy, że do PE wystartuje pani z listy Wiosny Roberta Biedronia?
Jeszcze nie podjęłam ostatecznej decyzji, ale jeśli skądkolwiek wystartuję, to muszę być w zgodzie z własnymi poglądami. Nie może być tak, że o czymś przed wyborami nie mówię, bo to może zdenerwować księży czy kogoś innego. Zło trzeba wskazywać palcem i piętnować. A nie milczeć, bo wybory.
Wróćmy do rozmów z Koalicją Europejską o kandydowaniu. Jak przebiegały?
Z Grzegorzem Schetyną rozmawialiśmy o drugim miejscu na liście do Parlamentu Europejskiego w okręgu Bydgoszcz. Rozmowa była rzeczowa, kulturalna. Stanęło na tym, że się zastanowię.
Wyjechałam do Watykanu na konferencję o pedofilii w Kościele. I tam dowiedziałam się z mediów, że Koalicja Europejska ma ze mną kłopot, bo działam na rzecz ofiar przestępczości seksualnej. I nie wiedzą, co ze mną zrobić. Ta sama Koalicja, która złożyła mi propozycję startu!
Jeden z jej przedstawicieli poprosił mnie zresztą, bym wyciszyła swoją aktywność w sprawie zwalczania pedofilii księży. A na taki warunek nigdy się nie zgodzę. Nawet za miejsce na liście do Parlamentu Europejskiego.
Wtedy miałaby pani drugie miejsce?
Trudno powiedzieć. Bo o ile Grzegorz Schetyna zaproponował mi dwójkę, to potem każdego dnia to miejsce się zmieniało: miała być trójka, czwórka, piątka. Potem mówienie, że jestem kłopotem. To też jest niepoważne. Albo się na coś umawiamy, albo nie. Traktujmy się poważnie.
Jest pani rozgoryczona?
Nie, bo to Koalicji zależało na mnie, a nie na odwrót. Jestem raczej zniesmaczona tym, że kandydaci są traktowani przedmiotowo. To piaskownica, a nie polityka. Może za każdym razem tak to wygląda, nie wiem. W każdym razie ja nie chcę brać w tym udziału. Nie za cenę rezygnacji z moich wartości. Jak bym spojrzała w oczy ludziom z Fundacji Nie Lękajcie się? I ludziom na ulicy? Jak bym spojrzała w oczy sobie? Nie mogę dać się schować ze swoimi poglądami na dno szafy, tak jak schowano Barbarę Nowacką.
Coś panią szczególnie zabolało? Zaskoczyło?
Gdy niedawno wróciłam z konferencji w Watykanie, spotkałam się na korytarzu jednej ze stacji z Władkiem Kosiniakiem-Kamyszem. W mediach było już głośno o tym, że PSL mnie nie chce z powodu walki z pedofilią w Kościele. Zapytałam wprost, dlaczego nie chcą mnie widzieć na listach Koalicji Europejskiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Odpowiedział, że to nieprawda, bo przecież to ja nie chciałam kandydować. Okłamał mnie w żywe oczy.
Rozmawiała pani potem ze Schetyną?
Nie, bo to nie ma teraz sensu. Już mi powiedział, co ma do powiedzenia. Szkoda, że za pośrednictwem mediów, bo to słabe.
Odzywali się do pani politycy Koalicji?
Tak, kilkoro z nich prosiło, bym nie skreślała KE, mówili, że jestem potrzebna. Chciałabym, żeby to jasno wybrzmiało: nie twierdzę, że Koalicja Europejska jest zła i że nigdy nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Wielokrotnie podkreślam, że jest potrzebna i zdania nie zmieniłam. Poza tym w polityce nie ma co się obrażać, bo nigdy nie wiadomo, kiedy znów przyjdzie nam usiąść do stołu i rozmawiać.
Zła jest po prostu ta stara polityka i metody. Wycinanie, podgryzanie, nieszczerość. Ktoś może powiedzieć, że taka właśnie jest polityka. Ale mi się to nie podoba. I nie tylko ja mam z tym problem, bo wiemy jak ludzie oceniają polityków.