O co naprawdę walczy Kubica? Aldona Marciniak wyjaśnia, co trzeba wiedzieć przed pierwszym wyścigiem

Rafał Madajczak
To nie miało prawa się zdarzyć. Oto Robert Kubica po 8 latach od wypadku, w wyniku którego stracił 5 litrów krwi i musiał przejść ponad 20 operacji, wraca na wyścigowy szczyt do Formuły 1 jak do siebie. O co będzie walczyć w Grand Prix Australii w niedzielę o 6.10 czasu polskiego? Czego mogą spodziewać się kibice i dlaczego nie powinniśmy się podpalać – opowiada naTemat dziennikarka Przeglądu Sportowego Aldona Marciniak, współautorka "Niezniszczalnego", sportowej biografii najlepszego polskiego kierowcy w dziejach.
Robert Kubica nareszcie w domu. Polski kierowca po 8 latach staje ponownie na starcie wyścigu Formuły 1. Fot. ROKiT Williams Racing
Dla nas, Polaków, powrót Roberta Kubicy do Formuły 1 to kolejny cud na Wisłą. Czy to rzeczywiście coś wielkiego, czy tylko nam się w Polsce tak wydaje?

Aldona Marciniak: To obiektywnie bardzo duże wydarzenie. Formuła 1 jest takim sportem, w którym bardzo łatwo zapomina się o kierowcach, nawet największych mistrzach. Ludziom, którzy miesiąc temu byli gwiazdami, dziś poświęca się jedno zdanie. Fakt, że Robert, który w statystykach ma jedno zwycięstwo i jedno pole position, wraca po takim czasie, już jest czymś niesamowitym. I to jest zdanie także zagranicznych ekspertów. Oczywiście on będzie chciał znacznie więcej, to jest taka wewnętrzna rozgrywka między Robertem Kubicą a Robertem Kubicą. Ale dziś można powiedzieć, że wrócił do domu, jest nareszcie w naturalnym dla siebie miejscu.

O co właściwie walczy Kubica w tym sezonie?


Żeby zostać w Formule 1 na kolejny sezon. Dla jego powrotu będzie kluczowe, czy uda mu się zostać na dłużej. W tej chwili sytuacja jest jednak o tyle skomplikowana, że Robert wraca w najsłabszym zespole w stawce. Pokazać w takim zespole coś ekstra będzie bardzo, bardzo trudno.
Każdy kibic w Polsce, jak i czytelnik waszej książki, jest przekonany, że Robert Kubica jest kierowcą nie z tej ziemi i nawet w słabym Williamsie dokona cudów. Prawda jest jednak taka, że jego zespół jest obiektywnie najsłabszy. Czego więc mamy oczekiwać po jego wyścigach? Jak tu definiować sukces?

Musimy pamiętać, że w Formule 1 sprzęt odgrywa tak kapitalną rolę, że trudno jakiemukolwiek kierowcy - nawet Robertowi - pokazać coś ekstra w słabym samochodzie. Więc tu musimy czekać na nietypowe warunki, jak deszcz, nietypowe okoliczności na samym torze, żeby Williams mógł być wyżej.

Musimy pamiętać, żeby nie oczekiwać rzeczy niemożliwych od człowieka, którego przez 8 lat nie było w Formule 1. Te samochody się diametralnie zmieniły, a Robert ma z nimi znikome doświadczenie. On sam zresztą mówi, że debiutując w 2006 roku miał dużo więcej przejechanych kilometrów w bolidzie, w którym miał wystartować. Teraz nie ukrywa, że z uwagi na problemy techniczne podczas testów [Williams nie zdążył na pierwsze dwa dni jazd - red.] jest przygotowany do sezonu w 20 procentach. Żaden inny kierowca nie jest w takiej sytuacji.

Rozumiem, że chcielibyśmy od razu widzieć Roberta gdzieś wysoko i wydaje się nam, że jeśli ktoś może przeskoczyć ograniczenia samochodu, to będzie właśnie on. Ale musimy wziąć poprawkę na sprzęt i brak doświadczenia z nowym bolidem.
W takich razie jaki jest plan minimum na Grand Prix Australii? Dojechać wyścig do końca? Wyprzedzić kolegę z zespołu? Może powalczyć z kierowcami bezpośredniej konkurencji?

Jeśli chodzi o cele sportowe, trudno dziś cokolwiek powiedzieć, bo nie wiadomo, na czym stoi Williams, poza tym, że jest ostatni. Tu naprawdę ważniejsze są osobiste cele Roberta, żeby on sam poczuł, że wraca na swój poziom sprzed wypadku. Niestety dla kibiców przed telewizorami, tego nie będzie widać. To będzie wiedział on i kilka osób w padoku. Wyniki mogą tego w ogóle nie pokazać. Natomiast jeśli naprawdę potrzebujemy czegoś namacalnego, to awans do drugiej części kwalifikacji będzie naprawdę niezłym wynikiem.

Williams już w zeszłym sezonie był czerwoną latarnią stawki. Czy teraz są jeszcze gorsi?


Złych wiadomości jest mnóstwo. Są jedyną ekipą, która nie zdążyła przygotować samochodu na początek zimowych testów, nie znają samochodu, nie mieli wystarczająco dużo części zamiennych, żeby oba bolidy jeździły w maksymalnej konfiguracji. Jeżeli coś dobrego może z tego płynąć, to fakt, że tak naprawdę nie wiemy, jaki jest potencjał tego auta, nie znamy jego prawdziwej prędkości. Rok temu inżynierowie popełnili fundamentalny błąd w konstrukcji bolidu, który ciągnął się za nimi przez cały rok i nie dał się rozwiązać. W tym sezonie, ta baza samochodu jest lepsza, bardziej przyjazna kierowcom i to jest światełko w tunelu. Że na jakimś etapie Williams zdoła do środka stawki dobić.

W zeszłym roku najlepsze wyniki Williams osiągnął na torze ulicznym w Baku. Czy to prawda, że właśnie takie tory, z minimalnym marginesem błędu, bo nie ma pobocza, dają błyszczeć tym lepszym kierowcom, jak Robert Kubica, niwelując różnice technologiczne?

To nie do końca tak. Ale w Monako rzeczywiście może być trochę łatwiej, szczególnie jeśli samochód będzie się dobrze prowadził. Tam to znaczy znacznie więcej niż prędkość. Co do Baku, to też jedna z lepszych szans na dobry wynik, bo to tor bardzo nietypowy, używany do wyścigów tylko jeden raz w roku. Bardzo łatwo tam o błąd, a nie bardzo jest gdzie się ratować. Wyścigi układają się więc w tam w bardzo nieprzewidywalny sposób, a to zawsze jest szansa.
Zapytam teraz jako turysta. Gdybym jako kibic chciał się wybrać na jakiś weekend Grand Prix za Kubicą, to który wybrać?

Z bliskich to Grand Prix Węgier, bo atmosfera, jaką tworzą tam polscy kibice jest niewiarygodna. Warto coś takiego przeżyć, ale niekoniecznie można się tam spodziewać spektakularnego wyścigu. Włochy są niesamowite, głównie przez fanów Ferrari. Jeśli chce się dotknąć tego DNA wyścigów, poczuć tę pasję na legendarnym torze, to Monza jest dobrym wyborem. Jeśli ktoś chciałbym wybrać się dalej, to polecam Singapur, ze względu na to, jak wielkim wydarzeniem w “mieście lwa” weekend Formuły 1.

Wszyscy chcemy, żeby 35-letni Kubica został w Formule 1, miał coraz lepszy samochód i wyniki, ale ma już, jak na kierowcę, swoje lata. Ile więc jeszcze przed nim lat w bolidach?

Formuła 1 jest generalnie sportem ludzi młodych, ale z drugiej strony mistrza świata Lewisa Hamiltona dzieli z Kubicą jeden miesiąc. Kimi Raikkonen, który w tym sezonie pojedzie w Alfie Romeo, ma już 40 lat. Więc jeśli słyszę, że wadą Roberta jest jego wiek, mam gotową odpowiedź: Robert jest najlepszej kondycji fizycznej i psychicznej w swojej karierze.

Rzeczywiście, starsi kierowcy, którzy startują od lat, czasami odczuwają spadek motywacji, co roku wracając do tego samego cyrku. Robert nie jest jednak Formułą 1 zmęczony, bo go przez 8 lat tutaj nie było i jego determinacja jest ogromna. Więc spokojnie do czterdziestki można się w Formule 1 ścigać.