"Hej Mercedes, ale jesteś seksowna". Metamorfoza tego auta na przestrzeni lat jest imponująca

Piotr Rodzik
Z brzydkiego kaczątka w naprawdę fajne auto – tak zmieniła się na przestrzeni lat (i generacji) klasa A. Dzisiaj to samochód, który w pewnych aspektach jest nieodróżnialny od droższych modeli niemieckiego producenta. No i można z nim pogadać – chociaż akurat tego, co w tytule, może nie zrozumieć.
Mercedes klasy A to naprawdę ładne auto. Fot. naTemat.pl
– Hej Mercedes, opowiedz dowcip – te słowa w testowanej klasie A wypowiedziałem co najmniej kilkanaście razy ku uciesze osób, które przewoziłem tym samochodem.
Fot. naTemat.pl
– Przepraszam, ale zostałam stworzona przez niemieckich inżynierów – odpowiadała mi niestrudzenie Mercedes, co w sumie samo w sobie było niezwykle zabawne. Fakty są jednak takie, że klasa A rzeczywiście nie opowiada dowcipów. I że została stworzona przez wspomnianych inżynierów. Co ją więc wyróżnia?

Aż miło na nią popatrzeć
Naprawdę – klasa A to obecnie jeden z najładniejszych hatchbacków na rynku. A to wcale nie jest przecież oczywiste, bo wystarczy sobie przypomnieć pierwszą generację tego modelu. Z przodu samochód jest właściwie małym CLS-em – osoby niezaznajomione całkowicie z motoryzacją mogą się zwyczajnie pomylić z takiej perspektywy.
Fot. naTemat.pl
Klasa A oczywiście jest jednak mniejsza, a do tego jak to hatchback – ma ścięty bagażnik. Inna sprawa, że właśnie z tej strony wygląda zdecydowanie najlepiej. Niektóre auta są ładne, inne wyglądają nowocześnie. Klasa A z kolei według mnie jest po prostu seksowna. No spójrzcie na te zdjęcia.


I pomyśleć, że wersja AMG jest jeszcze lepsza.
Fot. naTemat.pl
We wnętrzu z kolei z jednej strony bardzo w stylu Mercedesa, a z drugiej czuć powiew świeżości. Odpowiada za to nowy system multimedialny o nazwie MBUX. Dzięki niemu interfejs wygląda trochę inaczej (i lepiej) niż w większości Mercedesów, a na dodatek można z nim pogadać. Ale o tym później.

No i oczywiście jak to w Mercedesach wszystko jest na naprawdę wysokim poziomie.Mięsista, gruba kierownica, wykończenie deski rozdzielczej – to naprawdę może się podobać. A czekoladowa skóra w testowanym egzemplarzu to klasa sama dla siebie.
Fot. naTemat.pl
Miejsca też jest całkiem dużo. W klasie A całkiem wygodnie pojadą cztery osoby, na kanapie z tyłu naprawdę da się komfortowo usiąść. Przez parę kilometrów jechałem nawet w piątkę i jakoś przetrwaliśmy.

Ale jest też duże nieporozumienie – w klasie A nie ma zwyczajnego portu USB. Są tylko USB-C. Innymi słowy nie miałem kabla, którym mogłem naładować telefon. Zauważyłem to oczywiście dopiero wtedy, kiedy musiałem się wpiąć. Naprawdę - ani jednego zwykłego USB.
Fot. naTemat.pl
Francuskie geny
Mercedes – tak jak wielu producentów – ma w zwyczaju udawanie, że silniki w ich autach są większe niż w rzeczywistości. Nie inaczej było tutaj. Testowany egzemplarz to Mercedes A200, więc zgodnie z nazwą pod maską był silnik o pojemności… 1.3 litra.

Dodajmy, że zrobili go Francuzi.
Fot. naTemat.pl
Żarty na bok – tak w zasadzie to ten silniczek, który będzie dostępny choćby także w… Dacii Duster, radzi sobie całkiem dobrze. Z niewielkiej pojemności mamy tutaj do dyspozycji aż 163 konie mechaniczne i dużo momentu obrotowego (250 Nm).

W efekcie A200 chętnie się zbiera (do setki jakieś osiem sekund) i jest całkiem elastyczna. Do jazdy w mieście w zupełności wystarczy, w trasie też można wyprzedzać ciężarówki bez duszy na ramieniu.
Fot. naTemat.pl
Co nie zagrało? Dźwięk silnika – zwłaszcza na wyższych obrotach jest niezwykle irytujący, więc wspomniane wyprzedzanie nie będzie należało do najprzyjemniejszych doznań. Z drugiej strony przy prędkościach autostradowych w środku jest nawet cicho i przyjemnie. O ile oczywiście nie jedziemy na czwartym biegu po tej autostradzie. Na siódmym będzie znacznie lepiej.

Spalanie też jest bardziej niż przyzwoite. Wybrałem się tym autem w trasę do Suwałk i z Warszawy wyszło mi… 6,7 litra na sto kilometrów. Ale tak musi być, bo przy prędkościach autostradowych A200 pali trochę ponad osiem litrów benzyny. Na ekspresówce to będzie około siedmiu litrów, a na drodze krajowej jakieś… wielkie nic.
Fot. naTemat.pl
Trochę gorzej jest w mieście – tam już trzeba się naprawdę namęczyć, żeby zejść poniżej 10 litrów. Gra niewarta świeczki, lepiej po prostu jeździć jak człowiek.

Sama klasa A jest – jak na Mercedesa – zaskakująco twarda i zwarta w prowadzeniu. Oczywiście to wciąż komfortowe auto, ale Niemcy wybitnie postarali się o to, żeby ten samochód jakoś jeździł. Układ kierowniczy jest przyjemnie responsywny i chętnie współpracuje z kierowcą.
Fot. naTemat.pl
W internecie wyczytałem już sporo pozytywnych informacji o właśnie pojawiającej się w salonach wersji AMG tego autka i… zaczynam je rozumieć. Zwykła klasa A to naprawdę dobra baza pod rasowego hothatcha.

No to porozmawiajmy
Przy tym wszystkim, o czym wspominam, klasa A sprawia wrażenie trochę takiego smartfona. Jest wręcz skrajnie nowoczesna. Środek to jedna wielka LED-wa dyskoteka, kierowca ma do dyspozycji dwa przepiękne ekrany ukryte za jedną taflą szkła.
Fot. naTemat.pl
Nie ma tu nawet wspomnianego zwykłego gniazda USB, a w aucie wręcz roi się od asystentów i systemów bezpieczeństwa. Co mnie zaskoczyło? Podczas mijania się z tirem w trasie podmuch wiatru trochę "zdestabilizował" mój tor jazdy. Co zrobiła A-klasa? Błyskawicznie zacisnęła pasy bezpieczeństwa spodziewając się najgorszego. Nie byłem chyba w drugim aucie, które tak ochoczo to robi, bo w sumie samochód zacisnął je aż kilka razy. Przez weekend.

Równie nadaktywny (choć tym razem irytujący, a nie imponujący) jest asystent odpowiedzialny za utrzymanie auta na swoim pasie. Klasa A reaguje wręcz histerycznie na najeżdżanie na linię. Spróbujcie się wychylić ze swojego pasa (bez kierunkowskazu) w trasie celem sprawdzenia, czy możecie wyprzedzić ciężarówkę przed wami. Zgroza.
Fot. naTemat.pl
No i wreszcie jest ona – Mercedes. Porozmawiać z nią możemy wywołując ją hasłem "Hej Mercedes". Choć w praktyce reaguje na prawie każdego "Mercedesa", więc ciężko w tym aucie porozmawiać o nim tak, żeby się… nie wtrącało. :)

I działa to całkiem sprawnie. Oczywiście po premierze Google Asystenta w polskiej wersji możliwości językowe klasy A nie są już tak imponujące, ale wciąż są bardzo przyjemne. Autom innych producentów nie bardzo można jednak powiedzieć, że chcę jechać "do Tesco w Suwałkach". A tu się udało.
Fot. naTemat.pl
Oczywiście problemy się zdarzają. Na hasło "chcę zjeść pizzę w Suwałkach" klasa A odpowiadała mi beztroskim "jak mogę ci pomóc", ale już "gdzie jest pizza w Suwałkach" działało. Ogółem jest nieźle, warto z tego korzystać dla samej nawigacji, bo przecież ręczne wpisywanie adresu to udręka w każdym aucie.

Może i hatchback, ale jednak Mercedes
To ile to kosztuje? Teoretycznie nawet mniej niż 100 tysięcy złotych. Niemniej jednak wersja A160 (109 koni, manualna skrzynia) jest [i]tak goła[/], że naprawdę – takiego auta kupić się po prostu nie da.
Fot. naTemat.pl
A200, czyli wersja jak w teście, ale bez dodatków, to już około 123 tysiące złotych. Ale nie myślcie, że za te pieniądze dostaniecie takie ładne auto jak na zdjęciach. Trzeba będzie jeszcze dołożyć jakieś… 50 tysięcy. Więc może i mały Mercedes, ale jednak Mercedes.

Dla amatorów mocnych wrażeń pozostaje A250 z silnikiem 2.0 i 224 KM. Taka przyjemność startuje od ponad 140 tysięcy złotych. No i AMG.

Mercedes A200 na plus i minus:

+ Dobre osiągi
+ Niskie spalanie paliwa
+ Precyzyjny układ kierowniczy
+ Wygląd
+ Z tym autem naprawdę można porozmawiać
- Irytujący dźwięk silnika na wysokich obrotach
- Gdzie jest zwykły port USB?
- Przewrażliwione systemy bezpieczeństwa

Fot. naTemat.pl