Panie Kaczyński, proszę zostawić nasze dzieci. Po tym, co PiS im zafundował, to rodzice powinni mówić "wara"
"Wara od naszych dzieci" – tymi słowami Jarosław Kaczyński oburzył całe rzesze polskich rodziców. Po pierwsze, jakim prawem bezdzietny mężczyzna i polityk jednej opcji wykorzystuje do swojej propagandy cudze dzieci? Jakim prawem w ogóle bierze się za ich wychowywanie? A po drugie, po tym, co jego partia zafundowała dzieciom w ciągu niemal 4 lat 'dobrej zmiany', wielu rodziców ma ochotę krzyczeć to samo. Ale pod jego adresem.
Nie wiemy, które dzieci prezes miał na myśli. Przyzwyczailiśmy się już do podziałów na gorszy i lepszy sort, a tu tego nie było. W wielu rodzicach jednak się zagotowało. "To są nasze dzieci i po to idziemy na wojnę z PiS, by chronić dzieci przed Kaczyńskim i Piotrowiczem!", "Ręce precz od naszych dzieci" – szybko posypały się podobne komentarze.
Od początku partia rządząca miała zakusy na wychowywanie dzieci. Tylko do tej pory tak o nie dbała, że mamy największy chaos edukacyjny od lat. Rodzice niepełnosprawnych dzieci niemal na kolanach w Sejmie błagali o pomoc. Rodzice dzieci homoseksualnych pewnie drżą teraz ze strachu, jak ich pociechy będą traktowane w szkołach, bo PiS rozpętał taką nagonkę. Nikt w PiS nie huknął w sprawie pedofilii w Kościele. A to przecież również i przede wszystkim sprawa dzieci!
W ciągu swoich rządów PiS narzucił parę zmian wbrew woli rodziców. Albo przymykał oczy na sprawy ważne i alarmujące – mimo woli, by tymi sprawami się zajął lub choćby zabrał głos. Aż chce się krzyczeć, by to PiS wreszcie odczepił się od dzieci. By już nic nie ruszał, co ich dotyczy, bo czego nie tknie jest tylko gorzej. Nawet 500+, którym tak szczyci się rząd wywołał w społeczeństwie podziały i poczucie niesprawiedliwości.
Przypomnijmy, od samego początku nie chcieli dać bonusu na pierwsze dziecko. "Wara od naszych dzieci" – mogli wtedy zakrzyknąć rodzice samotnie wychowujący dzieci, gdy publicznie debatowano, dlaczego tym dzieciom 500+ nie przysługuje.
Jakim cudem w PiS tego nie widzą?
Ale cofnijmy się do samego początku "dobrej zmiany".
Rodziców nikt nie pytał o zdanie, gdy rządzący zaczęli robić porządki w szkołach. Wręcz przeciwnie. Przypomnijmy, ilu rodziców protestowało przeciwko reformie edukacji i likwidacji gimnazjów. Blisko milion podpisów, które zebrali z prośbą o referendum PiS bezczelnie wyrzucił do kosza. Nie pomogły żadne protesty, manifestacje. Partia Kaczyńskiego dobitnie pokazała, że ma głos rodziców "uważających inaczej" w głębokim poważaniu.
A co za tym idzie los tysięcy uczniów. O tym, jak deforma edukacji wygląda w praktyce, można by pewnie napisać wielotomowe dzieła. Że uczniowie pracują na zmiany, bo budynki pękają w szwach, że brakuje nauczycieli, a podwójny rocznik, który lada moment będzie startował do liceum to największy eksperyment edukacyjny chyba nie tylko w skali Polski. Jakim cudem w PiS tego nie widzą?
Chaos i bałagan
Tym dzieciom, których Jarosław Kaczyński chce dziś tak bronić przed LGBT, sami zafundowali niewyobrażalny chaos, bałagan i stres. A także strach, czy w ogóle będą dla nich miejsca w LO.
Ósmoklasistom zabrali rok edukacji i kazali wkuwać cały materiał w dwa lata. Dziś, na kilka tygodni przed egzaminem, wielu uczniów jest jak dzieci we mgle. Kompletnie nie czują liceum. Tego, że już muszą wybierać profil klasy, bo od niej będzie zależało na jakie pójdą studia. Wśród nich są dawne 6-latki, które do liceum pójdą w wieku 13 lat. Dzięki PiS w I klasie LO spotkają się z 16-latkami.
– Dziś uczniowie mają lekcje do godziny 14. W przyszłym roku prawdopodobnie będą się uczyć do godziny 17., 18. Nie damy rady bez wprowadzenia dwuzmianowości – usłyszałam właśnie w jednym z warszawskich liceów.
"Wara od naszych dzieci" – aż chciało się nie raz zakrzyknąć, gdy PiS do tego wszystkiego doprowadzał.
"Dobra zmiana" zmieniła też dotychczasową podstawę programową w szkołach. Zapchała ją wartościami patriotycznymi i narodowymi już od najmłodszych klas. Wśród konkursów kuratoryjnych pojawiły się głównie skostniałe tematy, nastawione szczególnie na patriotyzm.
Na przykład: "Losy żołnierza i dzieje oręża polskiego w latach 1939-1948. W walce o wolną Polskę". Albo: "Umarli, abyśmy mogli żyć wolni”. Miejsce Lwowa i jego obrońców w walce o niepodległość Polski".
Do szkół mocno też weszli Żołnierze Wyklęci. Wręcz kult tych żołnierzy w formie konkursów, akademii, apeli itp.
A także mowa zasłyszana choćby w Sejmie. Dzieciaki chłoną wszystko, a politycy również powinni dawać przykład. Słowa prezesa o zdradzieckich mordach i kanaliach trudno jednak jako przykład sklasyfikować.
"Polacy to mądry Naród, wiedzą co dla nich dobre jest a co złe i wybiorą mądrze. Nie będzie ich pouczał facet, który nie ma zielonego pojęcia co to znaczy być ojcem. Za kogo on się uważa używając bezkarnie takich słów jak "Kanalie" czy "wara"?" – skomentował na Twitterze Lech Wałęsa.
Nie chcieli tolerancji
PiS nie zgodził się za to na lekcje o nienawiści i tolerancji. W szkołach, gdzie dzieciaki potrafią być tak okrutne, że nie raz już wyśmiewanie inności kończyło się najgorszą tragedią. Przypadek Dominika z Bieżunia wielu powinien dać do myślenia. A nie dał.
Tu pisaliśmy o tym, jak niezależne stowarzyszenia postanowiły zorganizować pierwszy ogólnopolski konkurs o tolerancji. Jego celem jest nauczenie młodzieży otwartości, "rozwijanie empatii, życzliwości, ale też pogłębienie wiedzy o wielokulturowości naszego społeczeństwa".
I Rzecznik Praw Dziecka odmówił swojego patronatu! Ba, zagroził sądem, jeśli organizatorzy użyją jego logo.
Rodzice nie darują
Dzięki PiS debata publiczna i internetowa w Polsce skupiła się dziś wyłącznie wokół środowiska LGBT. Oczywiście, ma swoich zwolenników i przeciwników. "Dewiacjom mówimy wara od naszych dzieci" – z dużą siłą rozlega się też w sieci.
Ale LGBT nie przykryje innych kwestii, których rodzice nie darują PiS. Szczególnie tych, które już odbijają się na ich dzieciach. Jak trafnie podsumował jeden z internautów: "Wszyscy politycy odczepcie się od naszych dzieci. Sami sobie poradzimy z ich wychowaniem".