W tej cenie trudno o lepszy telefon. Motorola g7 ma tylko jeden znaczący mankament

Piotr Rodzik
Jest ładna, działa płynnie, a do tego da się ją kupić bez wizyty po pożyczkę. Motorola g7 to tak zwyczajnie udany telefon. Jeśli do czegoś tu się można przyczepić, to do aparatu. Ten telefon aż się prosi o nieco lepsze zdjęcia.
Motorola g7 w cenie ok. 1200 zł to bardzo udany telefon. Fot. naTemat.pl
Bierzesz ją do ręki, patrzysz na paragon i już wiesz, że to taki telefon dla ludu. Niemniej jednak g7 to propozycja w segmencie wyjątkowo popularnym, a przez to bardzo zapchanym. Konkurencja jest nawet nie duża, co olbrzymia, zwłaszcza w kontekście chińskich marek.

Zresztą i Motorola jest w pewnym sensie chińska, bo przecież należy do koncernu Lenovo. Jest jednak gotowa do walki w tym trudnym segmencie – Motorola g7 kosztuje bowiem, jak już wspomnieliśmy, około 1200 zł i jest jednym z kilku smartfonów w nowej rodzinie g7.

Poza "zwykłym" – tym w teście – modelem są jeszcze dostępne g7 Plus (z nieco lepszymi parametrami), prostszy g7 Play oraz g7 Power z powiększoną baterią.
Fot. naTemat.pl
Lekka i ładna
Jak więc prezentuje się g7? Tak jak większość telefonów w tym segmencie, ta Motorola jest przede wszystkim lekka jak piórko. Mimo to dobrze się ją trzyma (przynajmniej w etui, które było dołączone do zestawu).

Ekran jest spory – ma aż 6,24 cala, więc jest naprawdę duży, co w połączeniu z dość dużymi ramkami sprawia, że to naprawdę, ale to naprawdę wielki smartfon. Na tyle duży, że na czas testów musiałem zrezygnować z niektórych par spodni. Powód? Telefon z nich wystawał i bardzo przeszkadzał np. przy siadaniu.

Sam notch jest tutaj zredukowany do "łezki". Przypomina więc bardziej nie iPhone’y, a np. produkty Huaweia, który stosuje ten sam zabieg. Czy to ładne? I tak, i nie. Kwestia gustu. Na pewno powoduje to jednak, że jako użytkownik mam więcej przestrzeni roboczej.
Fot. naTemat.pl
Reszta to klasyka. Z prawej strony mamy guzik blokady oraz głośność, z tyłu pod wypukłym aparatem (wbudowanym w dość schludny okrąg) znajduje się czytnik linii papilarnych, od dołu mamy gniazdo USB-C oraz – tutaj duży plus – gniazdo minijack.

Jak to działa?
Zaskakująco sprawnie. Motorola g7 nie jest żadnym demonem wydajności, o czym przecież dobitnie świadczy cena, ale jeśli ktoś szuka telefonu do codziennych zastosowań i jest raczej okazjonalnym graczem, będzie raczej zadowolony.

Pochwalić należy ekran. Jak pisałem, jest duży, ale rozdzielczość także jest odpowiednia. 2270 x 1080 to więcej niż Full HD, co oznacza, że obraz jest ostry jak brzytwa i bardzo przyjemny w obsłudze. Może mógłby być odrobinę jaśniejszy, co ułatwiłoby użytkowanie w pełnym słońcu.
Fot. naTemat.pl
Bardzo dużym ułatwieniem są za to akcje gestów Moto. Jest ich kilkanaście i wydatnie usprawniają one korzystanie z telefonu. Mój ulubiony gest to dwukrotne potrząśnięcie smartfonem – w ten prosty sposób uruchamiacie latarkę.

Dla mnie to była po prostu eureka. Ze smartfonowej latarki korzystam nagminnie i po prostu nie znoszę rozwijać menu i szukać odpowiedniego guzika. Tutaj nie trzeba nawet odblokowywać telefonu – wystarczy go wyjąć z kieszeni, potrząsnąć i gotowe.

Podobnie uruchamia się aparat. W tym wypadku trzeba dwukrotnie zakręcić nadgarstkiem. To wszystko brzmi jak coś, czego trzeba się długo uczyć, ale tak naprawdę obsługa gestów jest intuicyjna i szybko zapada w pamięć.
Fot. naTemat.pl
Sam telefon działa naprawdę szybko. Napędza go procesor może nie z najwyższej półki (Snapdragon 632), ale w połączeniu z 4 GB RAM i 64 GB pamięci masowej to smartfon, z którego naprawdę przyjemnie się korzysta.

Wszystkie podstawowe potrzeby – przeglądarka, aplikacje, YouTube, Facebook, Google Maps – chodzą bez (większego) zarzutu. Nawet pograć można, choć nie spodziewajcie się najwyższych ustawień.

Duża w tym zasługa polityki Motoroli, która stara się, aby jej smartfony były w miarę jak najmniej skomplikowane oraz dostępne na w miarę czystym (tylko kilka niewielkich zmian) Androidzie. Dzięki temu telefon nie jest przeładowany na dzień dobry.
Fot. naTemat.pl
Szkoda tylko tego aparatu
Pięta achillesowa g7. Zdjęcia, które robi ten telefon, są co najwyżej po prostu poprawne. Do okazjonalnego cyknięcia fotki więcej pewnie nie trzeba, ale jeśli ktoś chce pojechać na wakacje tylko z telefonem, to raczej nie ten model.

O ile w dzień jeszcze nie jest najgorzej, tak nocą wychodzą wszystkie mankamenty tego modelu. Ujęcia są ziarniste, pozbawione detali (a nawet wyprane z nich) i po prostu nieciekawe. Pochwalić można za to tryb HDR, który potrafi dużo "wyciągnąć" ze zdjęć w trudnych warunkach oświetleniowych.

Niemniej jednak ten "jakościowy problem" nie dotyczy tylko Motoroli g7, ale i nieznacznie droższej g7 Plus. Ta druga teoretycznie ma nieco lepszy aparat, bo g7 ma na pleckach podwójny układ o rozdzielczości 12 i 5 Mpix, a g7 Plus 16 i 7, ale w praktyce – z tego co czytam w internecie – zdjęcia są podobne.
Fot. naTemat.pl
Wideo prezentuje się podobnie. Czyli za dnia jak najbardziej, wieczorem już niekoniecznie. Wersja z plusem potrafi nagrywać w 4K dzięki nieznacznie szybszemu procesorowi, w g7 trzeba zadowolić się Full HD i 30 klatkami na sekundę.

Z kolei przednia kamerka ma osiem megapikseli, ale jest po prostu słaba, a na dodatek wszystkie zdjęcia są upiększane na siłę. To nie jest telefon do selfie.

Poniżej przykładowe zdjęcia bez żadnej obróbki:






Telefon, który da się lubić
Pomimo nieszczęsnego aparatu Motorolę g7 trzeba jednak ocenić pozytywnie. Wykonanie jest naprawę bardzo dobre (szkoda tylko, że telefon nie jest wodoodporny – zachlapania to maks), smartfon pracuje sprawnie, obsługuje NFC i dwie karty SIM.

Poza aparatem ciężko się tutaj dopatrzyć jakiejś większej wady. Za 1200 złotych to naprawdę udany sprzęt. Jeśli ktoś nie ma parcia na inny telefon tylko dlatego, że np. jest iPhone’em, będzie naprawdę zadowolony.

Motorola g7 na plus i minus:

+ Gesty Moto!
+ Wygląd
+ Dobra wydajność w tej cenie
+ Ogólne poczucie cena/jakość
- Kiepski aparat

Fot. naTemat.pl