"Ludzie otwierają się przede mną". Dariusz Kołodziej wystąpił w "Faktach po Faktach"

Paweł Kalisz
Dariusz Kołodziej, który jako 13-latek padł ofiara pedofila, podkreśla, że tylko dwie cechy charakteru pozwoliły mu wyjść z ukrycia. Są to jego odwaga i to, że sam siebie uznaje za "postać kontrowersyjną". Wcześniej przez 6 lat nikt – oprócz jego matki i biskupa – nie wiedział, jak bardzo został skrzywdzony przez księdza.
Dariusz Kołodziej jeszcze dziś ma łzy w oczach na wspomnienie tego, co spotkało go, gdy miał 13 lat. Fot. Screen z programu "Fakty po Faktach" / TVN24
– Podstawową sprawą jest to, żeby ten ksiądz poniósł karę – mówił w piątek w studio TVN24 Dariusz Kołodziej. Na pytanie, jak często wspomina tamte chwile stwierdził, że nie ma dnia, by o tym nie myślał. – To nie jest sprawa, o której da się zapomnieć – zapewnia Kołodziej.

Co ciekawe, samego księdza wspomina jako jako duchownego, który miał świetny kontakt z dziećmi. Grał na perkusji, był przyjacielski i powszechnie lubiany. – To był taki swój chłop. Najgorsze jest to, że mieliśmy do niego zaufanie – stwierdził gość TVN24. Jednocześnie zapewnił, że nie słyszał, by inni ministranci skarżyli się na duchownego.


Dariusz Kołodziej oczekuje, że Kościół zadośćuczyni wszystkim ofiarom księży pedofilów. On sam cieszy się, że ludzie otwierają się przede nim widząc, jak wielkie dostał wsparcie, gdy zdecydował się powiedzieć otwarcie o tym, co stało się przed laty.

– Nie dziwię się osobom, które milczały 20, czy 30 lat. O tym się nie chce mówić, ale trzeba. Sam długo się zastanawiałem, czy to upublicznić. Byłem bardzo wierzącym. Po tym co się stało mój stosunek do Boga i całej wiary legł w gruzach – przyznał w "Faktach po Faktach".

Jego relacja to był przełom
Przez 6 lat o tym, że jako 13-letni ministrant padł ofiarą księdza pedofila, wiedziały tylko cztery osoby – on sam, jego matka, sprawca zbrodni i bp Andrzej Czaja. W końcu jednak Dariusz Kołodziej znalazł w sobie dość siły, żeby powiedzieć przed kamerami o tym, co go spotkało.

Młody mężczyzna wystąpił na konferencji zorganizowanej w Sejmie przez fundację "Nie lękajcie się". Opowiadał o tym, jak ksiądz molestował go w samochodzie, dotykał jego genitaliów, onanizował się jego ręką. Mówił też, jak poszli z matką do bp. Andrzeja Czai, u którego skłoniono ich do złożenia przysięgi na Biblię i Krzyż, że nikomu więcej o tym nie powiedzą.

źródło: TVN24