Miała ujawnić szczegóły rozmowy Tusk-Putin. Tłumaczka Tuska wyznała, co sądzi o "dobrej zmianie"

Piotr Rodzik
Prokurator chciał mnie przesłuchać z artykułu mówiącego o zdradzie dyplomatycznej. Formalnie nie wiem, czyjej zdradzie – mówi w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Magdalena Fitas-Dukaczewska, wieloletnia tłumaczka wielu polskich polityków, którą prokuratura chciała przesłuchać ws. rozmowy Donalda Tuska i Władimira Putina.
Magdalena Fitas-Dukaczewska pracowała z wieloma polskimi politykami, ale z dobrą zmianą nie chce mieć nic wspólnego. Fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta
W wywiadzie dla dziennika tłumaczka wyznała, co robiła 10 kwietnia 2010 roku. –  Miesiąc wcześniej urodziłam syna. 7 kwietnia po raz pierwszy po porodzie poleciałam w delegację. To był Katyń, z premierem Tuskiem. Następnego dnia byliśmy w Pradze na spotkaniu z prezydentem Barackiem Obamą, więc marzyłam o tym, żeby przez kolejne dni nigdzie nie wychodzić i karmić dziecko na żądanie – wyjawiła. Do Smoleńska oczywiście poleciała znowu już po katastrofie.

Jednocześnie nie chciała zdradzić żadnych szczegółów z rozmów w Smoleńsku. – Nie mogę i nie chcę. Przyjęłam, że wszystko, co widzę i słyszę, wykonując zlecenie dla klienta, musi być chronione – przekonywała.


Tego poglądu nie mogła zrozumieć prokuratura, która chciała się od niej dowiedzieć, o czym konkretnie rozmawiali Tusk i Putin. To była jedna z najbardziej zaskakujących informacji końcówki zeszłego orku.

– Prokurator chciał mnie przesłuchać z artykułu mówiącego o zdradzie dyplomatycznej. Formalnie nie wiem, czyjej zdradzie. Cieszę się, że sąd podzielił moje stanowisko i uznał, że prokurator nie przedstawił argumentów, iż zdjęcie ze mnie tajemnicy, która jest wartością chronioną, leży w interesie wymiaru sprawiedliwości – podkreśliła Fitas-Dukaczewska, która odmówiła współpracy ze względu na tajemnicę zawodową.

Fitas-Dukaczewska nie jest zresztą przekonana, że to koniec sprawy. – Prokurator jednak zapowiadał, że rozważy kolejne wezwanie mnie na przesłuchanie. To pierwszy taki przypadek w naszym obszarze kulturowo-cywilizacyjnym, kiedy służby państwowe próbują przesłuchać tłumacza rozmów na szczeblu szefów rządów czy głów państw. Zawsze pozostawałam w cieniu – mówiła.

Tłumaczka, choć teraz jest zrażona do PiS, w przeszłości współpracowała z politykami związanymi z tym środowiskiem. – Byłam sporo młodsza, uczyłam się świata, zdobywałam doświadczenia. Zresztą lata 2005-07 to PiS light w porównaniu z tym, co robi teraz. PiS dopiero pokazywał, czym naprawdę jest. Lech Kaczyński był dobrym człowiekiem, a pani Maria – fajną, życzliwą kobietą – wspominała.

źródło: Gazeta Wyborcza