Z elektrycznym Renault Zoe nie będziecie uwiązani. Zasięg tego auta nie kończy się (od razu) za rogatkami miasta

Łukasz Grzegorczyk
Całkiem duży zasięg i kapitalne przyspieszenie – to dwie cechy, dzięki którym Renault Zoe skusi nawet kierowców zakochanych w silnikach spalinowych. W Polsce ciągle jeździ ich mało, bo to nie jest samochód na każdą kieszeń. Poza tym nie wszyscy chcą być eko, ale z tym autem to duża przyjemność.
Elektryczne Renault Zoe nie powinno rozczarować kierowców, którzy na drodze chcą być eko. Fot. naTemat.pl
"Wygląda jak Clio" – taką opinię usłyszałem od większości (raczej niezaznajomionych z motoryzacją) osób, które miały okazję zobaczyć Renault Zoe Z.E. 40. I w pewnym sensie Zoe jest podobne do kultowego modelu francuskiego koncernu. Zbudowano je zresztą na bazie płyty podłogowej Clio, ale na tym wypada zakończyć porównania.
Fot. naTemat.pl
Zoe to w końcu auto elektryczne, do tego jedno z najpopularniejszych w Europie. Chociaż ma już swoje lata.

Jest bowiem produkowane od 2012 roku i od tego czasu praktycznie się nie zmieniło. Oczywiście mówimy o pierwszym wrażeniu. Kiedy zagłębimy się w parametry zauważymy, że producenci chcą wycisnąć z niego jak najwięcej. Głównie w kontekście zasięgu.
Fot. naTemat.pl
W oficjalnej broszurce czytamy, że naładowany do pełna akumulator o pojemności 41 kWh wystarczy na przejechanie 300 km w lecie i 200 km zimą. W moim przypadku (jeździłem w marcu przy dodatnich temperaturach) pełne ładowanie wystarczyło na około 240 km, jednak muszę się przyznać, że oszczędzanie energii nie było moim priorytetem.


Zoe trochę prowokuje, by wykorzystać jego moc przy starcie, a to niestety odbija się na wskaźniku baterii. Styl jazdy to nie wszystko. Sprawdziłem, że im chętniej korzystacie z dostępnych bajerów, tym szybciej użyjecie kabli do ładowania.
Fot. naTemat.pl
Dla tych, którzy boją się, że zbyt szybko wyczerpią akumulator, jest dostępny specjalny tryb ECO hamujący zapędy kierowcy. Po naciśnięciu guzika obok lewarka skrzyni biegów samochód staje się bardziej "leniwy". Nie pojedzie szybciej niż około 95 km/h, a system ograniczy moc działania klimatyzacji czy ogrzewania. Przydatne, ale zabiera trochę przyjemność z jazdy. Coś za coś.

To jak jest w końcu z tą wydajnością? Można uznać, że dane producenta to nie ściema, ale tylko w przypadku, gdy jeździcie naprawdę ekonomicznie.
Fot. naTemat.pl
Na pierwszy rzut oka Zoe wygląda jak typowe miejskie auto. Bez trudu pokonacie nim ciasne uliczki i zaparkujecie w zatłoczonym centrum. Tu nie chodzi tylko o rozmiar, ale przede wszystkim o zwrotność. Poza tym ten samochód jest niebywale dynamiczny i w mieście sprawdza się doskonale.

Co prawda waży sporo, bo prawie 1,5 tony (to zasługa akumulatorów), ale od zera do 50 km/h jest naprawdę szybkie (4,1 s). Taka specyfika aut elektrycznych – silnik może i ma "tylko" 92 KM, ale już moment obrotowy jest naprawdę pokaźny – 220 Nm. I jest dostępny cały czas. Przyspieszenie do 70 km/h zajmuje nieco ponad 8 sekund, do setki już ponad sporo ponad dziesięć sekund, a maksymalnie rozpędzimy się do 135 km/h.
Fot. naTemat.pl
Wnętrze Zoe wywołuje mieszane odczucia. Na miejscu kierowcy można podróżować całkiem komfortowo. Podobne wrażenia miał pasażer obok, ale już ci za mną zgłaszali całą litanię skarg.

Kiedy w końcu znaleźli klamkę tylnych drzwi (jest niewygodna), wcisnęli się do środka i... siedzieli z podkulonymi kolanami. Zoe to auto 5-osobowe, ale jeśli ktoś ma powyżej 180 cm wzrostu, jazda na tylnej kanapie nie będzie miłym doświadczeniem.
Fot. naTemat.pl
Niestety, auto w środku jest plastikowe i to bardzo. Nie mówię, że wygląda źle, ale jakość wykonania poszczególnych elementów pozostawia wiele do życzenia. Przy jeździe po nierównościach czasem się odzywają, co daje niemiłe wrażenie.
Fot. naTemat.pl
Pozytywnym zaskoczeniem była dla mnie za to pojemność bagażnika (338 l). Bez problemu zmieściły się w nim walizki dwóch osób, które wróciły z tygodniowych wakacji. Znalazło się nawet miejsce na dwie torby z zakupami. A przecież mogłem jeszcze złożyć oparcie tylnej kanapy. Wtedy miałbym do dyspozycji w sumie 1225 l.

Wróćmy do samego prowadzenia auta, bo to w przypadku Zoe jest po prostu przyjemne. Brak silnika spalinowego oznacza niemal bezdźwięczną jazdę. Rozkoszowałem się tą ciszą jadąc przez pełne hałasu centrum Warszawy. Wywołało to u mnie spory szok. Kiedy wciskamy pedał gazu, samochód jedynie cicho mruczy.
Fot. naTemat.pl
To wielki plus, ale i problem, bowiem jadąc spokojną osiedlową ulicą zauważyłem, że piesi mnie po prostu... nie słyszeli. Tu z pomocą przychodzi funkcja Z.E. Voice. Po jej włączeniu auto będzie wydawało charakterystyczny sygnał w momencie, gdy prędkość zacznie spadać. Poza tym muszę wspomnieć o zawieszeniu, które nieźle spisywało się na nierównym terenie.

Jest jeszcze kwestia tytułu tego tekstu. Niektórzy powiedzą, że to przesada, ale według mnie naprawdę nie jest źle. Oczywiście nie mówię, że Zoe sprawdzi się w naprawdę dalekich trasach. Ma jednak niezły zasięg i jest dość wygodne (z przodu), a i mamy do dyspozycji te minimum 200 km (albo i nawet 300 km) na jednym ładowaniu. Na wycieczkę w sam raz. Po prostu trzeba pamiętać o ograniczeniach, bo Polska to nie raj dla "elektryków".
Fot. naTemat.pl
Niemniej jednak w czasie jazdy często zerkałem na wskaźnik baterii. No bo co zrobić, gdy nagle zabraknie prądu? Jeśli jesteście daleko od elektrycznego źródełka, można jedynie z sentymentem popatrzeć na stację paliw.

Dla odmiany w stacjach szybkiego ładowania dostępnych w Warszawie dość sprawnie odzyskamy energię, jednak jeśli podłączymy się do domowego gniazdka, cały proces zajmie nawet… 27 godzin.
Fot. naTemat.pl
Ceny tego mimo wszystko małego auta dla wielu będą odstraszające. Zaczynają się od 133 900 zł w przypadku wersji LIFE. Z kolei na auto z bogatszą konfiguracją trzeba wyłożyć aż 144 400 zł.

Jest sposób, by zapłacić trochę mniej, ale wydaje się dość zaskakujący. Renault oferuje bowiem opcję z wynajmem akumulatorów. W skrócie – nie musimy ich kupować razem z samochodem. Wtedy ceny wyniosą odpowiednio 101 900 i 112 400 zł, ale dochodzi miesięczny czynsz za wynajem, a jego wysokość zależy od liczby przejechanych kilometrów. To dodatkowy wydatek rzędu kilkuset złotych.
Fot. naTemat.pl
Zoe dobrze sprawdzi się w codziennym użytkowaniu, ale ładowanie go z czasem stanie się męczące. No chyba że macie możliwość podpięcia auta pod kabel w pracy czy blisko domu. Wtedy życie będzie o wiele łatwiejsze.

Tylko ta cena. Płacicie ponad 100 tys. zł za małe auto, które daje przyjemność z jazdy, ale bardzo was ogranicza. Chociaż typowi gadżeciarze powinni być zachwyceni. Jedynym przyciskiem na wyświetlaczu przed kierownicą można zmienić… kolory i dźwięk kierunkowskazów. Poza tym Zoe jest mało na polskich drogach. Nie wyglądają jak luksusowe limuzyny, a mimo to przyciągają wzrok. To też się liczy.
Fot. naTemat.pl
Zoe to więc wybór dla bardzo świadomego nabywcy. Za podobną kwotę można kupić przecież świetne, spalinowe auto. Ale jeśli słowo eko jest waszym priorytetem, Zoe nie powinno was rozczarować. A nawet da sporo frajdy.

Zoe Z.E. 40. na plus i minus:

+ W mieście zmieści się wszędzie
+ Duży zasięg
+ Kierowca podróżuje bardzo wygodnie
+ Przyspieszenie
+ Wygląd
- Mało miejsca dla pasażerów z tyłu
- Plastik, wszędzie plastik
- Cena


Fot. naTemat.pl