Z elektrycznym Renault Zoe nie będziecie uwiązani. Zasięg tego auta nie kończy się (od razu) za rogatkami miasta
Całkiem duży zasięg i kapitalne przyspieszenie – to dwie cechy, dzięki którym Renault Zoe skusi nawet kierowców zakochanych w silnikach spalinowych. W Polsce ciągle jeździ ich mało, bo to nie jest samochód na każdą kieszeń. Poza tym nie wszyscy chcą być eko, ale z tym autem to duża przyjemność.
Fot. naTemat.pl
Jest bowiem produkowane od 2012 roku i od tego czasu praktycznie się nie zmieniło. Oczywiście mówimy o pierwszym wrażeniu. Kiedy zagłębimy się w parametry zauważymy, że producenci chcą wycisnąć z niego jak najwięcej. Głównie w kontekście zasięgu.
Fot. naTemat.pl
Zoe trochę prowokuje, by wykorzystać jego moc przy starcie, a to niestety odbija się na wskaźniku baterii. Styl jazdy to nie wszystko. Sprawdziłem, że im chętniej korzystacie z dostępnych bajerów, tym szybciej użyjecie kabli do ładowania.
Fot. naTemat.pl
To jak jest w końcu z tą wydajnością? Można uznać, że dane producenta to nie ściema, ale tylko w przypadku, gdy jeździcie naprawdę ekonomicznie.
Fot. naTemat.pl
Co prawda waży sporo, bo prawie 1,5 tony (to zasługa akumulatorów), ale od zera do 50 km/h jest naprawdę szybkie (4,1 s). Taka specyfika aut elektrycznych – silnik może i ma "tylko" 92 KM, ale już moment obrotowy jest naprawdę pokaźny – 220 Nm. I jest dostępny cały czas. Przyspieszenie do 70 km/h zajmuje nieco ponad 8 sekund, do setki już ponad sporo ponad dziesięć sekund, a maksymalnie rozpędzimy się do 135 km/h.
Fot. naTemat.pl
Kiedy w końcu znaleźli klamkę tylnych drzwi (jest niewygodna), wcisnęli się do środka i... siedzieli z podkulonymi kolanami. Zoe to auto 5-osobowe, ale jeśli ktoś ma powyżej 180 cm wzrostu, jazda na tylnej kanapie nie będzie miłym doświadczeniem.
Fot. naTemat.pl
Fot. naTemat.pl
Wróćmy do samego prowadzenia auta, bo to w przypadku Zoe jest po prostu przyjemne. Brak silnika spalinowego oznacza niemal bezdźwięczną jazdę. Rozkoszowałem się tą ciszą jadąc przez pełne hałasu centrum Warszawy. Wywołało to u mnie spory szok. Kiedy wciskamy pedał gazu, samochód jedynie cicho mruczy.
Fot. naTemat.pl
Jest jeszcze kwestia tytułu tego tekstu. Niektórzy powiedzą, że to przesada, ale według mnie naprawdę nie jest źle. Oczywiście nie mówię, że Zoe sprawdzi się w naprawdę dalekich trasach. Ma jednak niezły zasięg i jest dość wygodne (z przodu), a i mamy do dyspozycji te minimum 200 km (albo i nawet 300 km) na jednym ładowaniu. Na wycieczkę w sam raz. Po prostu trzeba pamiętać o ograniczeniach, bo Polska to nie raj dla "elektryków".
Fot. naTemat.pl
Dla odmiany w stacjach szybkiego ładowania dostępnych w Warszawie dość sprawnie odzyskamy energię, jednak jeśli podłączymy się do domowego gniazdka, cały proces zajmie nawet… 27 godzin.
Fot. naTemat.pl
Jest sposób, by zapłacić trochę mniej, ale wydaje się dość zaskakujący. Renault oferuje bowiem opcję z wynajmem akumulatorów. W skrócie – nie musimy ich kupować razem z samochodem. Wtedy ceny wyniosą odpowiednio 101 900 i 112 400 zł, ale dochodzi miesięczny czynsz za wynajem, a jego wysokość zależy od liczby przejechanych kilometrów. To dodatkowy wydatek rzędu kilkuset złotych.
Fot. naTemat.pl
Tylko ta cena. Płacicie ponad 100 tys. zł za małe auto, które daje przyjemność z jazdy, ale bardzo was ogranicza. Chociaż typowi gadżeciarze powinni być zachwyceni. Jedynym przyciskiem na wyświetlaczu przed kierownicą można zmienić… kolory i dźwięk kierunkowskazów. Poza tym Zoe jest mało na polskich drogach. Nie wyglądają jak luksusowe limuzyny, a mimo to przyciągają wzrok. To też się liczy.
Fot. naTemat.pl
Zoe Z.E. 40. na plus i minus:
+ W mieście zmieści się wszędzie
+ Duży zasięg
+ Kierowca podróżuje bardzo wygodnie
+ Przyspieszenie
+ Wygląd
- Mało miejsca dla pasażerów z tyłu
- Plastik, wszędzie plastik
- Cena
Fot. naTemat.pl