Nazywali ją dziwką, grubasem i przestępczynią. Monica Lewinsky po latach opowiada o koszmarze, jaki przeżyła

Ola Gersz
Jej nazwisko zna praktycznie każdy. Przez lata była obiektem żartów, body shamingu i krytyki, a sam były kochanek nazywał ją "tą kobietą". Teraz Monica Lewinsky – którą wciąż zmaga się z traumą i stresem pourazowym – w końcu odzyskuje głos i szczerze mówi o koszmarze, jaki przeżyła 20 lat temu ze strony opinii publicznej. I pyta: dlaczego ja straciłam wszystko, a Bill Clinton nic?
Po latach Monica Lewinsky otwarcie mówi o swoich przeżyciach Fot. Screenshot z YouTube / The List
Monica Lewinsky miała 24 lata, kiedy Amerykanie dowiedzieli się o jej romansie z ich przywódcą. Ich trwający kilkanaście miesięcy związek wyszedł na jaw, kiedy koleżanka Moniki z Pentagonu Linda Tripp nagrała zwierzenia Lewinsky i przekazała je niezależnemu prokuratorowi Kennethowi Starrowi w zamian za immunitet.

Starr postanowił zniszczyć Billa Clintona, zmusił więc przerażoną i roztrzęsioną Lewinsky do zeznań. Kobieta musiała wszystko wyznać FBI – trzymano ją w sali przesłuchań, zastraszano, grożono wyrokiem 30 lat więzienia.

445-stronicowy raport opublikowano w internecie i prasie – każdy Amerykanin poznał najbardziej intymne i obsceniczne szczegóły tego najgłośniejszego romansu we współczesnej historii USA. Że był tylko seks oralny, że dziewięć razy, że Monica miała na sobie niebieską sukienkę.
Zaczęło się medialne piekło. Lewinsky od razu stała się "czołową dziwką Stanów Zjednoczonych", a Clinton wystosował orędzie do narodu, w którym padły słynne słowa: "nie miałem żadnych kontaktów seksualnych z tą kobietą, panną Lewinsky".


Kiedy okazało się, że kłamał, prezydenta oskarżono o krzywoprzysięstwo i przesłuchano. W końcu się przyznał, stwierdził jednak, że seks oralny to nie seks i się nie liczy. Mówiono o impeachmencie, jednak Bill Clinton utrzymał władzę i do dziś ma się świetnie (zapewne ku rozczarowaniu prokuratora Starra). Jest bogaty, podróżuje po świecie, wygłasza przemówienia, jego żona Hillary prawie została prezydentem USA.

A co z Monicą Lewinsky? Ledwo uszła z życiem.

Samotna i nękana
Lewinsky miała 22 lata, kiedy w grudniu 1995 r. rozpoczęła płatny staż w Białym Domu. Dla młodej i ambitnej dziewczyny posada asystentki prezydenta była jak wygrana na loterii. Pech jednak chciał, że Monica zakochała się w swoim szefie, o 27 lat starszym i żonatym przywódcy Stanów Zjednoczonych, najbardziej wpływowym człowieku na świecie.

– Chwilę rozmawialiśmy i stwierdziłam, że jest między nami chemia. Spytał, czy może mnie pocałować – mówiła Monica. Kiedy romans przybrał na sile, Clinton się przestraszył i przeniósł Lewinsky do Pentagonu. Tam, znerwicowana i ze złamanym sercem, zwierzyła się przyjaciółce, która ją zawiodła.

Zresztą nie tylko Linda Tripp zawiodła Monicę Lewinsky. Zawiedli ją wszyscy – amerykańskie media, które nazywały ją szmatą i śmieli się z niej w telewizyjnych skeczach, zwykli ludzie, dla których była "królową lodzika" i grubaską oraz feministki, które stanęły po stronie Clintona. Prezenter Jay Leno nazwał nawet jej szafę "największym na świecie bankiem DNA" – to z powodu wspomnianej już niebieskiej sukienki, na której były ślady spermy Clintona i która była głównym dowodem w śledztwie.
Fot. Screenshoot z YouTube / TIME
Clinton miał za sobą najlepszych prawników i speców od wizerunku, wierną żonę oraz część społeczeństwa. Lewinsky była zupełnie sama – po wybuchu afery musiała na kilka miesięcy schować się w domu swojej matki.

– Dotknęło to też wszystkich moich bliskich. Moja mama szantażowana przez służby, musiała opowiadać o wszystkich moich sekretach. Mój tata przeżył szok, gdy funkcjonariusze, w jego obecności pobierali moje odciski palców. Traktowali mnie jak przestępczynię – mówiła potem.

Była u kresu sił. – W wieku 24 lat, mierząc się z taką lawiną upokorzenia, bardzo ciężko jest utrzymać resztki godności czy pewności siebie. Wyśmiewano mnie z powodu nadwagi, oceniano moją atrakcyjność. Obserwowałam jak powstaje nowa wersja mnie w mediach na potrzeby żartów i coraz mniej przypomina to, kim naprawdę jestem – wyznała Lewinsky w programie telewizyjnym Johna Oliviera "Przegląd tygodnia".

Bo dopiero teraz odzyskała głos.

Monicagate
Lewinsky długo nie mogła odnaleźć się w świecie, w którym z dnia na dzień straciła wszystkie perspektywy i szanse. Jej nazwisko znał każdy, nikt nie chciał jej zatrudnić, a kiedy zapraszano ją na rozmowy kwalifikacyjne, to często tylko po to, żeby zobaczyć, czy to naprawdę ona.

Dlatego kiedy zwrócono się do niej z propozycją wydania jej autobiografii, zgodziła się. "Dostałam kilka naprawdę intratnych propozycji, by napisać wspomnienia. Za gigantyczne pieniądze, powyżej 10 milionów dolarów, ale czułam, że nie powinnam tego robić" – mówiła. Książka jednak powstała i stała się bestsellerem, większość gaży poszła jednak na prawników.

Afera zrobiła z niej celebrytkę i młoda kobieta postanowiła w to brnąć. Próbowała rozkręcić kilka firm (sprzedawała na przykład torby własnego projektu), reklamowała środek na odchudzanie, prowadziła program telewizyjny. Wszystkie współprace szybko się jednak kończyły i w końcu zniknęła – Lewinsky wyjechała do Londynu, gdzie ukończyła psychologię.

Dopiero w 2014 r. zaczęła głośno mówić o tym, jak się czuła i o "Aferze Rozporkowej" (inaczej zwaną "Monicagate") z własnej perspektywy. Napisała głośny felieton "Shame and Survival" w "Vanity Fair", wyznała, że chciała się zabić, że cierpi na zespół stresu pourazowego i wciąż ma traumę, że nie potrafi związać się na stałe z żadnym mężczyzną. Za sobą ma kilkanaście sesji terapeutycznych i psychiatrycznych.
Fot. Screenshot z YouTube / TIME
– Byłam blisko tego, by stracić i życie. W wieku 22 lat zakochałam się w swoim szefie. Dwa lata później spotkały mnie przerażające konsekwencje tego kroku. (...) Ludzie mówili, że jestem puszczalską szmatą, dziwką. W internecie określali mnie najgorszymi epitetami. Tak jakby wszyscy zapomnieli, że ta dziewczyna, o której piszą, to człowiek z krwi i kości, ktoś, kto ma też duszę – mówiła na konferencji TED w 2015 r.

A w rozmowie z "Vanity Fair" dodała: "Hańba kleiła się do mnie jak smoła. Myślałam o samobójstwie. Życie uratowało mi wsparcie rodziny, przyjaciół i obcych. Dziś wreszcie przejmuję kontrolę nad przeszłością".

Bill nie bez winy
Dlaczego Monica Lewinsky dopiero niedawno zaczęła mówić o swoich uczuciach sprzed lat? Fala nękania i ośmieszania w Internecie urosła w ostatnich latach do alarmujących rozmiarów. Lewinsky – która przeżyła to na własnej skórze, jeszcze zanim zjawisko to otrzymało nazwę – postanowiła więc z cyberprzemocą walczyć.

– Dzisiejszy świat jest tak skonstruowany, że najlepiej klikają się najbardziej paskudne, upokarzające historie. A upokorzenie ma swoją cenę. Najczęściej tę tragiczną – mówiła na konferencji TED.

Lewinsky nigdy nie stawiała się w roli ofiary, nie oczerniała Clintona. Mówi, że wie, że popełniła w życiu wiele błędów, ale jej uczucia i zamierzenia wobec prezydenta były szczere. – Przez te wszystkie lata na każdym kroku podkreślałam, że nie byłam ofiarą. Zakochałam się w dużo starszym od siebie mężczyźnie, ale czułam, że z wzajemnością. Obdarowywaliśmy się prezentami, dużo rozmawialiśmy o wspólnej przyszłości, mieliśmy jakieś plany – mówiła.
Fot. screenshot z YouTube / TIME
Była asystentka prezydenta żałuje jednak tego, co się stało. Jednocześnie podkreśla, że była za młoda, żeby rozumieć konsekwencje swojego zauroczenia. Po latach obwiniania się, zdała sobie również sprawę, że Clinton także nie był bez winy. – Był ode mnie 27 lat starszy, miał rodzinę. Myślę, że dużo lepiej rozumiał, w co się pakuje, niż ja w wieku 22 lat – stwierdziła w kolejnym felietonie dla "Vanity Fair" opublikowanym w 20-lecie wybuchu "Monicagate".

I dodała: "Był moim szefem, był najpotężniejszym człowiekiem na świecie. Był wtedy na szczycie swojej kariery, a ja byłam w mojej pierwszej pracy po studiach. Droga, która wiodła do naszego romansu, była wyłożona nadużyciami władzy i pozycji".

"Nie wstydzę się tego, kim jestem"
Lewinsky podkreśla, że wciąż boryka się ze skutkami wydarzeń sprzed 20 lat. I to się już raczej nigdy nie zmieni. Na szczęście zaczęła już sama kontrolować narrację o sobie.

Sam Clinton przeżył kilka stresujących momentów, ale wyszedł z twarzą, mimo że dwie inne kobiety (Paula Jones i Kathleen Willey) oskarżyły go o molestowanie seksualne. W autobiografii "Moje życie" stwierdził, że jego relacja z Lewinsky miała tylko charakter seksualny. Powiedział również, że nie czuje potrzeby przepraszania Moniki w cztery oczy, skoro zrobił to już publicznie. W końcu była tylko "tą kobietą".
Jednak to Monica Lewinsky pokazała większą odwagę. Mogła zmienić nazwisko, jednak tego nie zrobiła ("Bill Clinton nie musiał, nikt nigdy mu tego nie proponował, więc dlaczego ja miałabym to zrobić? Nie jestem dumna ze wszystkich swoich życiowych decyzji, ale nie wstydzę się tego kim jestem"), niczego się nie wyparła, stała się rzeczniczką ofiar medialnej nagonki.

W uświadomieniu sobie tego, że ona także została skrzywdzona, pomógł jej ruch Me Too. Kobiety zaczęły otwarcie mówić o swoich przeżyciach, postanowiła więc do nich dołączyć. Kiedy ona sama przeżywała koszmar, takiej inicjatywy jeszcze nie było, kobiety się nie wspierały, nikogo nie interesowała jej historia.

Jakby było teraz? Z pewnością inaczej. Podkreśla to sama Lewinsky: – Nie wierzę, że gdyby to stało się dzisiaj, byłabym tak samo samotna, jak wówczas.