Producenci plastikowych naczyń załamują ręce. "Grozi mi bankructwo. W ciągu roku mogę stracić dorobek życia"

Daria Różańska
"Plastikowa" dyrektywa to cios w samo serce producentów plastikowych naczyń. Ci prędko muszą się przebranżowić i zacząć biznes właściwie od nowa. – W ciągu roku mogę stracić cały dorobek życia – przyznaje Andrzej Bittner, właściciel Bittner Packaging.
Zdjęcie poglądowe. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Andrzej Bittner produkcją plastikowych naczyń zajmuje się prawie od 30 lat. – To połowa mojego życia – załamuje ręce właściciel Bittner Packaging. Firma z Ożarowa Mazowieckiego jest jednym z największych producentów plastikowych naczyń jednorazowych. Bracia Andrzej i Roman rozkręcili ją na początku lat 90. Zaczęli od lokalnego rynku, później swoje produkty wysyłali poza granice kraju. Ale to się wkrótce skończy – plany dalszej ekspansji firmy pokrzyżowała unijna dyrektywa, określana "plastikową".

Bittner obawia się, że wkrótce może mu grozić bankructwo. – Unia Europejska nie dała nam żadnych warunków na przestawienie się. Jeżeli ktoś myśli, że dwa lata wystarczą, to jest w błędzie. My już odczuwamy skutki tej dyrektywy, która tak naprawdę nie została jeszcze nawet podpisana. Ale ludzie już teraz chcą się odciąć od plastiku – stwierdza właściciel firmy Bittner Packaging.

Plastikowa rewolucja

Parlament Europejski zdecydował, że od 2021 roku nie będzie można używać dziesięciu produktów jednorazowego użytku. Obok popularnych jednorazówek, zakaz obejmie także m.in. słomki, patyczki do uszu, talerze, sztućce, rączki do balonów, styropianowe kubki i pojemniki do żywności. Za projektem dyrektywy głosowało 560 europosłów, 35 było przeciw, a 28 wstrzymało się od głosu.


"Plastikowa rewolucja" jest ukłonem w stronę środowiska. Gigantycznie wzrosła produkcja artykułów z tworzyw sztucznych. Teraz wynosi ponad 280 mln ton rocznie. Aż ponad 1/3 tej produkcji stanowią sztuczne opakowania jednorazowe, które wyrzucamy zaraz po ich użyciu. Duża część z nich ląduje w wielkim plastikowym śmietniku, który pływa po morzach i oceanach. I zagraża nie tylko zwierzętom, ale i ludziom. Dlatego nowa unijna dyrektywa niezmiernie cieszy obrońców przyrody... Ale smuci producentów jednorazowych naczyń plastikowych. Ich biznes już się sypie.

A to bardzo duża grupa. Jak czytamy na łamach "Rzeczpospolitej", sektor tworzyw sztucznych w Europie zatrudnia 1,5 mln osób i generuje obroty warte 340 mld euro. Z kolei rynek opakowań w Polsce szacowany jest na 33,5 mld zł, z czego około połowę stanowią opakowania z tworzyw sztucznych.

Zmiana albo bankructwo

Bittner trzy lata temu sporo zainwestował w rozwój firmy. Nie przypuszczał nawet, że za kilka lat sytuacja na rynku tak bardzo się zmieni. – Nagonka na słomki trwa od dwóch lat. Tak więc ich producenci się przygotowali, kupili maszyny, a ja zainwestowałem w maszynę do plastiku. Teraz ich nie sprzedam. Po prostu nie mam, jak się wycofać. Jestem w sytuacji naprawdę krytycznej – powtarza.

Dyrektywa zacznie obowiązywać od 2021 roku, ale już teraz wiele firm pozbywa się plastiku. – Wszyscy boją się kupować plastiki. Zastanawiają się, co klient pomyśli, jak dostanie danie na plastikowym talerzu – zauważa Bittner.

Niektóre z polskich firm już zastępują plastik papierem i próbują dostosować się do nowych unijnych przepisów. Ale nie zawsze jest to tak proste. Andrzej Bittner myśli o tym, by się przebranżowić, ale powtarza, że na to potrzeba więcej czasu.

On ma dodatkowy balast: – Mam 12 milionów złotych zobowiązań – żali się Bittner. Pieniądze pożyczył, by wykupić od brata udziały w firmie, którą razem założyli. – Mam 200 tys. zł miesięcznej spłaty długu. Dla mnie to jest koszmar... Jeśli klienci się odwrócą i ja nie zdążę się przebranżowić na inne pojemniki, to dla mnie to jest wyrok śmierci. Bankructwo – kwituje.

– Wciągnąłem w to swoje dzieci, dając im po 5 procent udziałów. My po prostu zostaniemy zniszczeni przez Unię – uważa Bittner. W tej chwili zatrudnia 170 osób i ma blisko 35 mln zł obrotów (rocznie), ale już wie, że będzie musiał zwolnić część pracowników.
Andrzej Bittner

Wiele sieci nie chce kupować naszych produktów. Do tej pory my je sprzedajemy, ale wytwarza się atmosfera niepewności: czy klienci będą to kupować, czy ja to sprzedam, co zrobię z towarem. Efekt będzie taki, że będziemy musieli zwolnić pracowników z produkcji. A samo wypłacenie odpraw i jednocześnie brak stałego dopływu gotówki, to może mnie totalnie zniszczyć. W ciągu roku mogę stracić cały dorobek życia.


Rynek jest już pełen

Jaką alternatywę mają producenci plastikowych naczyń? – Naczynia, sztućce z polietylenu to 90 proc. naszej produkcji. W tej chwili próbujemy przestawić się na produkcję pojemników z polipropylenu. Produkujemy też pojemniki do pieczarek. No, ale wiadomo, że ten rynek jest juz zajęty przez innych, czasami bardzo dużych producentów. Na rynku będzie rzeźnia. – odpowiada Bittner.

Można też plastik zastąpić biodegradowalnymi naczyniami wykonanymi np. z papieru, kukurydzy, otrąb. Ale i w tym wypadku nie jest to takie proste. – Tak naprawdę, to rynek zostanie zalany przez chińskie wyroby z pulpy – stwierdza Bittner. I podaje przykład jednego z producentów, który naczynia wykonuje z otrębów.

– On w związku z odwróceniem się od plastiku, ma teraz swoje pięć minut. Ale nie jest to produkt, który zdobędzie rynek. Materiał nie jest drogi, ale sama technologia jest mało efektywna, bardzo powolna. U niego talerz kosztuje w tej chwili złotówkę. Mówi, że kiedyś może zejść do 50 groszy. To sześć razy tyle, co mój talerz – wylicza Andrzej Bittner.

Właściciel Bittner Packaging pogodził się z faktem, że wprowadzane są zmiany, a plastik jest zewsząd eliminowany.

– Mamy tylko ogromny żal, że nie daje nam się żadnych przejściowych rozwiązań. Mówi się, że kolejne produkty, które zostaną zakazane, to tak mniej więcej za pięć lat. Gdyby nam dano tyle czasu, co wielkim koncernom, czyli do 2025 roku, to bylibyśmy w stanie przestawić się na jakieś inne produkty. Uważam, że bardzo nas skrzywdzono. Potrzebuję przynajmniej pięciu lat na to, by spłacić wszystkie zobowiązania. W tej chwili jest taka atmosfera, że nie wiadomo, co będzie się działo. Jesteśmy w nienajlepszych nastrojach... Człowiek przez całe życie uczciwie pracował, a teraz w ciągu roku wszystko może runąć – mówi ze smutkiem Andrzej Bittner.