"Wewnętrzny grubas" czyli intruz, który może siać spustoszenie w twoim życiu

Aneta Olender
Nieważne czy ważysz 50 kilogramów, czy 90. Nieważne czy masz nadwagę, czy w kostiumie kąpielowym prezentujesz się idealnie (albo w kąpielówkach, ponieważ problem dotyczy także panów), on zawsze jest z Tobą. On czyli wewnętrzny grubas. Głos, który nie liczy się z rozmiarem i odbiciem w lustrze. Tak dobrze zadomowił się w twojej głowie, że nie jesteś w stanie spojrzeć na siebie inaczej niż jego oczami.
Godziny spędzone na siłowni na nic się zdadzą, jeśli zmiany nie zajdą także w głowie. Fot. Maciej Rałowski / Agencja Gazeta
Kiedy schudnę moje życie się zmieni
Guzik prawda. Nic się nie zmieni. Nie zmieni się, jeżeli zmiany nie zajdą w twojej głowie. Oczywiście będziesz zabierać do przymierzalni ubrania mniejsze o kilka rozmiarów, ale siedząc ze znajomymi na kanapie na wszelki wypadek zawsze będziesz zasłaniać brzuch poduszką.

– Ten "wewnętrzny grubas" odzywa się wtedy właśnie, kiedy np. jesteś na imprezie i dobrze się bawisz. Nagle zaczynasz myśleć: "jeju, oni to mogą jeść, a ja nie mogę". A tak naprawdę, to są tylko kalorie. To nie jest tak, że oni nie przytyją, a ty przytyjesz. Cały czas trwa walka z wewnętrznym głosem, który podpowiada ci, że jesteś gruba, wyglądasz gorzej niż inni. Ciągle sobie czegoś odmawiasz, ciągle stawiasz sobie jakieś granice – szczerze przyznaje Kamila.


Dziewczyna pracuje nad sobą od 14 lat. Ona nazywa to walką z samą sobą. Ma na koncie zarówno sukcesy, jak i porażki. Udało jej się schudnąć 20 kg, a w pewnym momencie waga pokazywała nawet 30 kg mniej. Mimo tego, ciągle wydaje jej się, że wygląda tak samo.

– To nie jest ważne jak wyglądasz, ważne jest jak się czujesz. Jeżeli nawet cały świat będzie ci mówił, że dobrze wyglądasz, a ty uważasz, że jesteś za gruba, to tak będzie – podkreśla nasza rozmówczyni i jednocześnie zaprzecza, że mniejszy rozmiar nie oznacza pewnej życiowej zmiany.

Jej zdaniem, kiedy waży się mniej, jest po prostu dużo lepiej. Nie wierzy osobom z nadprogramowym bagażem, że są szczęśliwe. – Owszem, schudnięcie odmienia życie, bardzo odmienia. Uważam, że kobiety, które są bardzo otyłe i mówią, że jest im super, nie mówią prawdy – dodaje. Te rączki to masz takie solidne
Komentarze cioci, wujka, babci podczas rodzinnego spotkania nie znikają wraz z zamknięciem drzwi za ostatnim gościem. Być może to właśnie dyskusje jak dorodnym dzieckiem jesteś, lub nawet rzucone mimochodem zdania, stworzyły w twojej głowie wygodne posłanie dla "wewnętrznego grubasa".

Przyczyn problemów z akceptacją siebie właśnie w relacji z mamą dopatruje się Dagmara. Jest naprawdę piękną i szczupłą kobietą. Ona uśmiecha się, gdy słyszy komplementy, ale tak naprawdę nie wierzy w to co słyszy.

– Moja mama zawsze podkreślała, że ładna to jest moja siostra, dlatego ja mam być ta mądra – wspomina Dagmara. O swoich uczuciach nie mówi jednak głośno. Nie chce, aby ktoś posądził ją o kokietowanie.

Ten przypadek nie jest odosobniony. Założę się, że w otoczeniu każdego z nas znajdzie się ktoś taki, kto będzie miał coś do powiedzenia w tej sprawie. Nie byłam szczególnie zszokowana, kiedy podczas jednego z wieczorów spędzonego w kobiecym gronie, każda z nas mogła dodać swój wątek do tej opowieści.

Jako dziecko byłam mega chuda i mało co jadłam. Ale potem zaczęłam przybierać na wadze i często słyszałam, żebym tyle nie jadłam, bo będę gruba i nikt mnie nie zechce. Moi rodzice komentowali to także w ten sposób: "chłopcom się to nie spodoba, schudnij trochę".

Raz, jak mierzyłam sandały na jakieś wesele, tata powiedział: "ładnie, ale masz tłuste nogi, gdybyś schudła, byłoby ładniej". No i jak sięgasz w otoczeniu rodziny po ciastko, ciasto i widzisz te spojrzenia. I pada komentarz: "Może już wystarczy?".

Jak miałam 14 lat usłyszałam: "Powinnaś uważać. Wkrótce będziesz się wstydziła pokazać nogi".

Kiedy byłam nastolatką podczas oglądania serialu usłyszałam: "Ta aktorka waży ze dwa razy mniej niż ty", albo: "Masz bardzo szerokie biodra, ale wystarczy że będziesz robić to ćwiczenie 20 minut dziennie".

Zdrowsze jedzenie, zdrowsza ja
Iwona na szczęście nie ma takich wspomnień. W rozmowie z nami wspomina także, że przez większość dzieciństwa była szczupła. – Zawsze miałam dobre relacje z jedzeniem. Mama nie zmuszała mnie do niego. Po prostu w pewnym momencie było mnie za dużo i czułam się inna od ludzi mnie otaczających – opowiada.

Dziś bardzo o siebie dba. Jest aktywna i zwraca dużą uwagę na to, co ląduje na jej talerzu. Dla znajomych jest wzorem. Przyznaje jednak, że takie życie nie jest łatwe, ponieważ jak każdy ma słabości. – Już zawsze będę siebie kontrolowała. Zawsze będę czuła się barczysta i większa od innych. Zawsze – mówi Iwona i dodaje, że tego obrazu w jej głowie nie zmienią zachwyty nad jej metamorfozą.

Kiedy pytam, jaki jest jej "wewnętrzny grubas", bardzo szybko i konkretnie go opisuje. – Mój "wewnętrzny grubas" ma duży brzuch i bardzo chude rączki. Bardzo się wstydzi tego brzucha i czasami mówi: "Jesteś taka biedna, poużalaj się nad sobą". Tak się właśnie ujawnia, mówi też: "Dobra jesteś gruba i zawsze taka będziesz, możesz popłakać, pomarudzić" – przyznaje rozmówczyni naTemat.

Co jednak znaczące, szybko dodaje, że ten intruz jest jednak częścią jej osobowości. Nie zabiera jej siły, pozbawia jedynie odrobiny radości. "Wewnętrzny grubas" czuje się w jej głowie komfortowo, bo i ona korzysta z jego obecności. Może na przykład zrzucić na niego winę za swoje niepowodzenia.

– Czasami mam problem z przyznaniem się do porażek i wtedy bardzo potęguję w sobie to uczucie. Mam też żal do ludzi, którzy są od zawsze szczupli i wtedy sobie myślę, że taka osoba może wszystko jeść, a ja nie mogę. Ja wiem, że ja nie mogę – przyznaje.

Bolało mnie, jeśli nie stanęłam na wagę rano
Ciągle się oceniamy i uważamy, że stale robią to także inni. Pewnie jest w tym sporo racji. Kolejne diety na nic się zdadzą, jeśli podszepty "wewnętrznego grubasa" sprawiają, że czujemy się fatalnie, a wręcz bezwartościowo. Być może potrzebna będzie rozmowa ze specjalistą, który pomoże nam pokonać krytyczny głos w głowie.

To nic takiego? Nie ma po co z tym walczyć, lepiej zaakceptować? Można i tak, ale pewnie łatwiej jest żyć, kiedy po prostu lubi się siebie. Są przecież osoby, które nigdy nie były z siebie zadowolone. Być może kompleksy dotyczące ciała są tylko zewnętrznym objawem zupełnie innych zmagań.

Stawiamy sobie wiele wymagań, których najczęściej nie da się spełnić, a jeśli nawet, to pojawiają się kolejne i kolejne. Piękni i mądrzy są wszyscy dookoła, tylko nie ty. Niekończąca się historia. – Teraz trochę już to zwalczyłam w sobie, ale kiedyś naprawdę musiałam się ciągle ważyć. To było jak nałóg. Bolało mnie, jeśli nie stanęłam na wagę rano – kończy rozmowę Kamila.