Giertych reaguje na "podważanie jego profesjonalizmu". Kpi z zastępcy Ziobry i zapowiada coś jeszcze
Pełnomocnik Gerarda Birgfellnera uważa, że zastępca prokuratora generalnego Bogdan Święczkowski kłamie na temat jego klienta i próbuje go zdyskredytować. Dlatego sprawa ma trafić na drogę sądową. "Mam dość powtarzania przez prokuraturę łgarstw, że pełnomocnicy Geralda Birgfellnera przedłużają postępowanie i nie zapewnili (pomimo rzekomego obowiązku) tłumaczenia dokumentów" – napisał na Facebooku.
A następnie zamieścił samą treść przeprosin. Miałyby brzmieć dokładnie tak: "Bogdan Święczkowski przeprasza mec. Romana Giertycha za bezpodstawne naruszanie jego dobrego imienia poprzez podważanie w dniu 4 kwietnia 2019 roku w Sejmie RP jego profesjonalizmu zawodowego".
Jak to Giertych – mecenas pozwolił sobie także na odrobinę uszczypliwości. "Nie dodaję funkcji pana Święczkowskiego, bo oczywiste jest, że w chwili publikacji będzie ją pełnił ktoś inny" – stwierdził i podkreślił, że Święczkowski może przynieść do Jurka Owsiaka pieniądze "w kopercie".
Zapowiadany pozew to reakcja na czwartkowe słowa prokuratora krajowego w Sejmie. Święczkowski odpowiadał tam na zarzuty opozycji. – Teza, że mamy do czynienia z aferą spółki Srebrna, świadczy o tym, że zawiadamiający nie mają podstawowej wiedzy o postępowaniu wyjaśniającym – przekonywał.
Bronił też prokuratury, a winą za przeciągające się przesłuchania obciążył Birgfellnera oraz jego adwokatów – właśnie Romana Giertycha i Jacka Dubois.
– Wielokrotnie próby zakończenia przesłuchania się nie udają. Zawiadamiający albo jego pełnomocnicy nie mogą wziąć udziału w kolejnym terminie przesłuchania. Proszą o skrócenie przesłuchania albo wnoszą o przeniesienie tego przesłuchania. Informują, że zawiadamiający będzie opuszczał nasz kraj, po czym przedstawiają bilet lotniczy, który świadczy o czymś innym – twierdził Święczkowski i zapowiedział też dalsze przesłuchania biznesmena z Austrii.
Dodajmy, że sam Giertych z kolei zapowiadał, że ruszy na drogę sądową przeciw Jarosławowi Kaczyńskiemu. Powód? Prezes PiS miał według Giertycha zwrócić Birgfellnerowi 50 tys. zł, a tego nie zrobił. To ta sama kwota, która miała trafić do "zaginionego" byłego księdza Rafała Sawicza.