"Poprowadzę zajęcia o religii". Prezydent Poznania zdradza, jak zareagował na strajk nauczycieli

Anna Dryjańska
– Aby zapewnić całkowitą opiekę dla wszystkich uczniów, potrzebne byłoby kilka tysięcy ludzi zastępujących nauczycieli. To niewykonalne – mówi Jacek Jaśkowiak, prezydent Poznania. Polityk dodaje, że rozumie strajk nauczycieli i zdradza, co zrobił, by ułatwić sytuację rodziców.
Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak popiera strajk nauczycieli. Przyznaje jednak, że zorganizowanie w tym czasie opieki dla wszystkich uczniów jest niemożliwe. fot. Daria Łakoma / Agencja Gazeta
Anna Dryjańska: Jakie ma pan plany na poniedziałek z okazji strajku nauczycieli? Na Facebooku zapowiadał pan, że poprowadzi katechezę dla dzieci.

Jacek Jaśkowiak: Nie katechezę, ale zajęcia o religii, bo spotkanie ma mieć charakter ekumeniczny. Sam jestem ateistą, choć kiedyś chciałem być jezuitą. Nadal jednak lubię sięgać do Biblii. Zawarte w niej treści miały duży wpływ na naszą kulturę i warto, by dzieci o tym wiedziały. Dlatego spotykamy się w poniedziałek w Teatrze Polskim, który udostępnił nam swoją siedzibę.

Czy pana syn chodzi na szkolną katechezę?


Nie, zrezygnował. Widziałem, że te zajęcia źle na niego wpływały. To nie była wiedza o religii, tylko toporna indoktrynacja. Właśnie dlatego chcę pokazać w poniedziałek młodym poznaniakom, że może być inaczej. Swoją drogą myślę, że gdyby katecheza wróciła do przykościelnych salek, to byłoby to korzystne dla obu stron.

Wróćmy do strajku nauczycieli. W teatrze opiekę znajdzie góra kilkaset dzieci. Co z resztą?

W Poznaniu mamy 70 tys. dzieci w wieku szkolnym. Zadbałem o to, by pracownicy ratusza mogli zabrać dzieci do pracy, o ile charakter ich pracy nie koliduje z tym, by mieć je na oku. Mam nadzieję, że przedsiębiorcy także wykażą zrozumienie i pozwolą pracownikom na to, by w czasie strajku przychodzili do pracy z dziećmi.

Aby zapewnić całkowitą opiekę dla wszystkich uczniów, potrzebne byłoby kilka tysięcy ludzi zastępujących nauczycieli. To niewykonalne. Staramy się jednak chociaż w pewnym zakresie zorganizować czas dzieciom podczas strajku tak, by nie był on dla nich stracony.

Mocno zaangażowały się w to miejskie instytucje kultury, ośrodki sportu, osiedlowe domy kultury, które oferują ciekawy program różnego rodzaju zajęć.

Dla rodziców, ale także dla miasta to sytuacja bardzo trudna - zwłaszcza jeśli strajk potrwa wiele dni. Ale rozumiem też nauczycieli. Zła zmiana dotknęła szkoły, dzieci, nauczycieli, rodziców i samorząd, który płaci za kiepskie pomysły rządu.

Na dodatek twarz tych zmian, minister edukacji, chce uciec do Brukseli właśnie wtedy, gdy w szkołach zderzą się przez nią podwójne roczniki. To bulwersujące i nie dziwię się nauczycielom, że będą strajkować. Słyszał pan o sondażu prezydenckim, w którym prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski wygrywa z prezydentem RP Andrzejem Dudą?

Bardzo mnie to cieszy. Nie wiem, jakie plany ma prezydent Warszawy, ale bardzo go szanuję. Wybory głowy państwa odbędą się “dopiero” w przyszłym roku, w tym czekają nas kluczowe wybory do Parlamentu Europejskiego i najważniejsze od 30 lat wybory do Sejmu i Senatu.

Zagłosujemy nad tym, czy chcemy być krajem, w którym obowiązują wartości europejskie, czy białoruskie. Jestem przekonany, że jesienią Polacy zdecydowanie wybiorą opozycję.

Czy wybór między tymi wartościami jest rzeczywiście taki klarowny? Gdy prezydent Rafał Trzaskowski podpisał kartę LGBT+, wprowadzającą europejskie rozwiązania, krytykowała go nawet część Koalicji Obywatelskiej. Jedni mówili, że wybrał zły moment, inni, że to w ogóle zły pomysł.

Nie należy się bać podejmowania słusznych decyzji, nawet jeśli są trudne. Inaczej sprawowanie władzy nie ma sensu.

Zacząłem chodzić w marszach równości dobre kilka lat temu, jeszcze zanim to było modne. Wówczas, koledzy też się ode mnie dystansowali. Byli też przerażeni, że rozmawiam z biskupami w partnerski sposób, że upominam się o grunty Poznania.

Spotkałem się ostatnio z Donaldem Tuskiem. Zapytał mnie, jak mogłem wygrać, i to w pierwszej turze, skoro miałem przeciwko sobie księży i kiboli. A to nie jest żadna tajemnica. Społeczeństwo wyznaje europejskie wartości znacznie powszechniej, niż się wielu politykom wydaje.

Podpisze pan kartę LGBT+?

Nie, bo większość rozwiązań z karty już obowiązuje w Poznaniu. Od kilku lat uczestniczę w Marszu Równości, a w zeszłym roku objąłem to wydarzenie patronatem.

W 2018 roku wprowadziliśmy w szkołach edukację antydyskryminacyjną. Kontynuujemy ten projekt, a w 2020 roku zamierzamy go rozszerzyć o edukację seksualną.

Założenia Karty Różnorodności, której podpisanie zakłada karta LGBT+, wdrażamy już od 2016 roku. Wspieramy równość w klubach sportowych. Sam uczestniczę w treningach z osobami różnych narodowości i o różnych poglądach, często skrajnie odmiennych od moich. Prowadzi je Ormianin, obok mnie ćwiczą Ukraińcy, Romowie, Amerykanie – to prawdziwe multi-kulti.
W moich działaniach chodzi mi o to, by nie skupiać się wyłącznie na zwalczaniu wykluczenia osób nieheteronormatywnych. Patrzymy na sprawę szerzej. Młody człowiek może zostać wyrzucony z domu nie tylko dlatego, że jest gejem, ale i wtedy, gdy rodzice dowiedzą się, że jest ateistą. Wykluczenie może dotyczyć osób niepełnosprawnych, odmiennego wyznania, rasy, narodowości.

Dlatego staramy się wprowadzać takie rozwiązania, które będą adresowane także do nich, a nie tylko do jednej wybranej grupy.