Ujawniono nowe informacje o seksaferze na Podkarpaciu. Podobno istnieją cztery tysiące nagrań

Rafał Badowski
Prawdziwi bohaterowie seksafery podkarpackiej dostali symboliczne kary i roztoczono nad nimi parasol ochronny. Tymczasem – jeśli nagrania istnieją – mogą zagrażać bezpieczeństwu państwa. Jak ustaliła "Rzeczpospolita", winni wychodzą z afery obronną ręką.
Prawdziwi bohaterowie rzekomej afery podkarpackiej z sekstaśmami wychodzą z niej obronną ręką - ustaliła "Rzeczpospolita". Fot. Facebook / CBA
Skala rzekomej afery z sekstaśmami na Podkarpaciu ma być ogromna. Według nieoficjalnych informacji jest 4 tys. nagrań, na których utrwalono wizyty w agencjach towarzyskich polityków, wiceministra obrony, arcybiskupa i szefa jednej z komend policji – podaje "Rzeczpospolita".

Taśmy z sekstaśmami z politykami miały zostać zdeponowane na Ukrainie. Na jednej z nich miał zostać nagrany wpływowy polityk PiS z Podkarpacia. Miał zostać zarejestrowany w agencji towarzyskiej z nieletnią Ukrainką – tak twierdził były oficer CBA, na którego słowa powoływało się Radio Zet.


Kto stoi za aferą z sekstaśmami na Podkarpaciu?
Według informacji "Rzeczpospolitej" w prokuratorskim śledztwie stwierdzono, że bywalcami agencji towarzyskich braci R. z Ukrainy były VIP-y z różnych kręgów – polityki i biznesu, nie tylko lokalni.

Z dziennikarskich ustaleń gazety wynika, że małopolska prokuratura nie posiada żadnych nagrań z agencji. Nie wiadomo, czy o nich wie i czy próbuje odnaleźć. Gazeta snuje jednak hipotezę, że biznes mógł kręcić się latami dzięki nagraniom, które mogły służyć do szantażu.

"Rzeczpospolita" rozmawiała z mecenas byłego agenta CBA Wojciecha J., który twierdzi, że widział jedno z 4 tys. nagrań, które powstały w latach 2013-2015. Taśmę miał przekazać mu informator (OZI). – Mój klient widział nagranie. Był to oryginał. Kopia zapewne jest zabezpieczona, ale dla dobra śledztwa nie możemy udzielić żadnych informacji – powiedziała mecenas Beata Bosak-Kruczek, pełnomocniczka J.

Dodała, że dziewczyna na nagraniu miała 14-15 lat. – O tym, że jest nieletnia, powiedział OZI , tj. on zwrócił uwagę na jej wiek, odtwarzając mojemu klientowi nagranie. On także poinformował, że to nagranie dotyczy posła PiS – powiedziała "RP". J. twierdził też, że nagranie skradziono mu z sejfu w CBA.

Takiej wersji zaprzeczyło Biuro, które twierdzi, że "31 sierpnia 2017 r. w obecności Wojciecha J. została otwarta szafa pancerna, w której nie było opisywanej przez byłego funkcjonariusza koperty z nagraniami".

W 2016 r. funkcjonariusze ABW urządzili spektakularny nalot na agencje towarzyskie prowadzone przez dwóch Ukraińców – Aleksieja i Jewgienija R. Zatrzymano dwóch naczelników CBŚ Policji, w tym Daniela Ś. – szefa wydziału gospodarczego. Według Wojciecha J. to właśnie on miał stać za całym procederem nagrywania VIP-ów w agencji towarzyskiej braci R.

Prokuratura Okręgowa w Krakowie ujawniła, że Ś. miał przyjmować korzyści majątkowe, pomagał lub obiecywał pomoc w czerpaniu korzyści z nierządu. Miał ochraniać biznes Ukraińców.

"Rzeczpospolita" ustaliła, że Ś., który dostał zarzuty zagrożone karą 10 lat więzienia, szybko wyszedł z aresztu. Obecnie jest prywatnym detektywem w agencji licencjonowanej przez MSWiA.

Obronną ręką ze sprawy wyszli także jej główni bohaterowie, czyli bracia R. Ich wątek wyłączono ze śledztwa. Za przestępstwa, których mieli dokonać (kierowanie grupą przestępczą czerpiącą zyski z handlu ludźmi) grozi od trzech do 10 lat więzienia. Tymczasem zostali skazani odpowiednio: Aleksiej – na 1,5 roku więzienia, a jego brat Jewgienij na rok. Do tego dostali grzywny 40 tys. i 50 tys. zł.

źródło: "Rzeczpospolita"