Za 100 zł możesz zacząć podsłuchiwać straż czy policję. Eksperci: Jest dramat

Adam Nowiński
Polska to kraj absurdów i to pełną gębą. Z jednej strony wprowadzamy RODO, a z drugiej kwitną biznesy, które bazują na danych z nasłuchu służb. Bo jak słusznie zwrócił nam uwagę jeden z czytelników, komunikacja radiowa policji, straży czy służby zdrowia nie jest wcale zabezpieczona. A powinna być i to od 2007 roku...
M.in. policja korzysta z nieszyfrowanych radiostacji, które są podsłuchiwane przez cwanych biznesmenów. Fot. Dariusz Borowicz / Agencja Gazeta
– Ochrona danych wrażliwych w polskich służbach to fikcja, bo nijak ma się to do RODO – pisze w liście do redakcji Piotr. Sam przedstawia się jako długoletni krótkofalowiec, który wszelkimi rodzajami łączności radiowej zajmuje się zawodowo i hobbystycznie. Jego zdaniem wszystkie służby w Polsce komunikują się w sposób niekodowany i nieszyfrowany.

– Prawie nic nie jest u nich zabezpieczone. Do nasłuchu częstotliwości używanych np. przez policję może służyć urządzenie do nabycia legalnie w Polsce już za około 100 zł. Sprzęt kupujemy na Allegro albo fizycznie w sklepie. Co najśmieszniejsze jeden z nich mieści się 200 metrów od Komendy Stołecznej Policji – twierdzi nasz informator i podaje linki do sklepów oraz aukcji.


100 proc. legalnie
Rzeczywiście sklepów, które trudnią się sprzedażą tego sprzętu nie brakuje. Na samym Allegro – do wyboru do koloru – większe radia, mniejsze, stacjonarne, przenośne. No i ceny: od 100 zł do prawie 1000 zł.
Zrzut ekranu z Allegro.pl / naTemat.pl
Taki skaner częstotliwości może zakupić każdy i to bez jakichkolwiek pozwoleń, rejestracji czy innych formalności, co często wyszczególniane jest już w tytułach aukcji "100 proc. legalne". Nie jest to kłamstwo, bo w Polsce nie ma żadnego uregulowania prawnego, które zakazywałoby nasłuchu fal radiowych. Co innego z ich wykorzystaniem, ale o tym potem.

Skoro zakup urządzenia szpiegującego jest legalny, to sklepy nie patyczkują się nawet w opisach produktów, do czego służy sprzedawany przez nie produkt. W jednym z nich czytamy, że "dzięki aż tak szerokiemu zakresowi pracy odbiornika możemy odbierać m.in. pasmo lotnicze w emisji AM, straż pożarną, pogotowie, policję korzystającą z analogowego niekodowanego sprzętu, pasmo lotnicze wojskowe, firmy ochroniarskie i pasma PMR/LPD".

– Potwierdzam, droższym sprzętem można nasłuchiwać nawet samoloty i śmigłowce LPR-u i to w promieniu aż 150 km. W mniejszych skupiskach miejskich rzeczywiście nie ma za bardzo czego słuchać, ale pod taką Warszawą lub Trójmiastem już tak – mówi nasz rozmówca.

Skąd fale?
No dobrze, ale skoro mamy taki skaner, to potrzebna nam jest też informacja gdzie i czego mamy szukać. Jak się okazuje z tym również nie ma problemu w Polsce. Według informacji pana Piotra są masy stron (jedną z nich sami odwiedziliśmy), na których znajdziemy poszczególne częstotliwości. Wystarczy tylko wpisać nazwę miejscowości i zobaczymy częstotliwości wszystkich służb i firm, które korzystają z radia.
To tylko wyniki z samej Warszawy i okolic...Fot. naTemat.pl
Co ciekawe niektóre służby, jak np. lotnicze pogotowie ratunkowe udostępniają takie informacje publicznie. Wystarczy wejść na stronę LPR, wybrać odpowiednie województwo i miasto.
Fot. naTemat.pl
Służby jak policja, straż, czy pogotowie ratunkowe powinny używać do komunikacji urządzeń, które szyfrują komunikaty. W ten sposób nikt nie mógłby ich podsłuchiwać i wykorzystywać danych, które wymieniają między sobą np. partol policji i dyspozytor. To jest niestety teoria, bo praktyka mówi co innego.

– Z tego co wiem, to łączność radiowa np. w policji to w większości przestarzały i analogowy system bez jakichkolwiek zabezpieczeń kryptograficznych. Ale to od dawna powinno się zmienić, bo do stosowania takich zabezpieczeń zobowiązuje policjantów i inne służby prawo. W tym nawet zarządzenie Komendanta Głównego Policji z 30 lipca 2007 r. – stwierdza nasz informator.
Fot. Dariusz Borowicz / Agencja Gazeta
"Zapewniających ochronę kryptograficzną..."
Rzeczywiście chwila spędzona w dzienniku urzędowym policji i znajdujemy wspomniane zarządzenie. Z jego treści wynika, że każdy komunikat przekazywany przez służby stanowi tajemnicę państwową i musi być chroniony.
ZARZĄDZENIE NR 734 KOMENDANTA GŁÓWNEGO POLICJI z dnia 30 lipca 2007

Rozdział 2, paragraf 5, punkt 6.
Wiadomości stanowiące tajemnicę państwową lub służbową przekazuje się za pomocą lub z wykorzystaniem środków łączności radiowej zapewniających ochronę kryptograficzną:
1) wiadomości oznaczone klauzulą "Ściśle Tajne" tylko w formie zaszyfrowanej;
2) wiadomości oznaczone klauzulą „Tajne" w formie zaszyfrowanej lub zakodowanej;
3) wiadomości oznaczone klauzulą "Poufne" w formie zaszyfrowanej, zakodowanej lub utajnionej;
4) wiadomości oznaczone klauzulą "Zastrzeżone" w formie zakodowanej lub utajnionej.

Tak się jednak nie dzieje, a na brakach w zabezpieczeniach korzystają nie tylko amatorzy akcji, którzy lubią posłuchać co się dzieje w ich okolicy, ale przede wszystkim ci, dla których może to być interes.

– Nasze wrażliwe dane są podawane podczas wypadków. Robią to służby na miejscu zdarzenia informując centralę. To wykorzystują np. firmy holownicze, które wiedzą, gdzie mają być, żeby się przydać. Tak samo robią firmy trudniące się uzyskiwaniem odszkodowań. Człowiek jedzie po wypadku do szpitala, a tam już czekają na niego naganiacze. A o ludzkiej tragedii wiedzą oczywiście z nasłuchu – mówi nam pan Piotr.
Fot. Arkadiusz Wojtasiewicz / Agencja Gazeta
"Grzyby zbierał?"
Policja wie, że jest nasłuch na ich kanały łączności, ale nie może nic zrobić, bo to nie jest zabronione.

– Nikogo nie złapaliśmy za rękę, więc nie możemy nikogo ukarać. Wiemy, że nas słuchają, ale to nie przestępstwo. Owszem, wykorzystanie pozyskanych w ten sposób informacji jest zabronione, ale co powiesz takiemu człowiekowi? On się wykpi jakąś wymówką i nie udowodnisz mu, że jest inaczej – zdradza naTemat.pl zaprzyjaźniony policjant.

Opowiedział nam kilka sytuacji, w których wiadomo było, że ktoś wykorzystał informacje, które uzyskał z nasłuchu.

– Nie da się ukryć, że niektórzy dziennikarze korzystają z nasłuchu, bo niemożliwe jest, że dany redaktor jest na miejscu zdarzenia przed wszystkimi służbami i to tak kilkanaście razy z rzędu. Była taka sytuacja, że wypadek miał miejsce po środku lasu pod miastem, ze 2 km od drogi. Jak przyjechaliśmy to dziennikarz już tam był. I co, grzyby zbierał? Nie sądzę – opowiada funkcjonariusz.

Jego zdaniem ten stan rzeczy musi się zmienić i nie chodzi tu o samych pracowników mediów, ale przede wszystkim o tych, którzy wykorzystują dane poszkodowanych do zarabiania pieniędzy.

Podobnie uważa pan Piotr. Według niego wszystkie systemy komunikacji, z których korzystają polskie służby powinny być natychmiast wyłączone z uwago na to, iż w żaden sposób nie chronią naszych danych.

– To tylko amatorski nasłuch, a co by było, gdyby takie informacje wykorzystywali szpiedzy? Przecież w całej Zatoce Gdańskiej było jakiś czas temu słychać, jak jeden z polskich okrętów podwodnych testował łączność radiową i to bez zabezpieczeń. Jego załoga rozmawiała sobie o sprawach technicznych, danych, wyposażeniu. Tak samo teraz SOP kupuje analogowy i całkowicie niezabezpieczony sprzęt. Dramat! – bulwersuje się nasz rozmówca.

Kiedy służby zmienią sprzęt na taki, który umożliwi szyfrowanie komunikatów? Tego jeszcze do końca nie wiadomo. Jak udało nam się nieoficjalnie ustalić mowa jest o końcu tego lub początku przyszłego roku.

Wychodzi więc na to, że jeszcze przyjdzie nam trochę poczekać na jakiekolwiek zmiany, przynajmniej w policji. Zdaniem naszego informatora problem jest poważny, ale nie do naprawienia.

– Ostatnio byłem w jednej z mniejszych galerii handlowych, której bezpieczeństwa pilnowało 2 emerytów. Firma ochroniarska wyposażyła ich w radiotelefony cyfrowe, kodowane z ochroną kryptograficzną, pomimo tego że w tej łączności pomiędzy nimi raczej nie ma danych wrażliwych i podlegających ochronie. Skoro oni mogli mieć odpowiedni sprzęt, to nasze służby też nie powinny mieć z tym problemu – podsumowuje.