Macierewicz przerywa milczenie w sprawie Misiewicza. W jednej kwestii dostrzega błąd
Od 28 stycznia Bartłomiej Misiewicz przebywa za kratami. Jego dawny przełożony, były szef MON Antoni Macierewicz, do tej pory raczej unikał tematu swojego byłego szefa gabinetu politycznego i rzecznika prasowego. W wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" Macierewicz zdecydował się na parę słów komentarza na temat dawnego współpracownika.
"Był brutalnie atakowany"
– Przywitanie "czołem" jest w wojsku naturalne. Nie ma w tym nic złego. Za to na pewno nie powinien być użyty tytuł ministra, bo ministrem Bartłomiej Misiewicz nie był. Ale był brutalnie atakowany przez WSI, gdyż na moje polecenie skutecznie uniemożliwił przekształcenie Centrum Kontrwywiadu NATO w strukturę działającą na szkodę polskiego kontrwywiadu i bezpieczeństwa Polski – mówi Macierewicz.
W ten sposób były szef MON opisał słynną nocną akcję z grudnia 2015 r. Wówczas Bartłomiej Misiewicz i Piotr Bączek w towarzystwie oficerów SKW i Żandarmerii Wojskowej, posługując się podrobionym kluczem, weszli do CEK NATO.
– Ci funkcjonariusze bezprawnie przenieśli z siedziby kontrwywiadu do niestrzeżonych pomieszczeń dokumenty ściśle tajne, w tym – dotyczące tragedii smoleńskiej. Nie budowali Centrum NATO, lecz zaplecze polityczne dla PO – tak tę akcję w wywiadzie dla "DGP" tłumaczy dziś Macierewicz. Przyznaje przy tym, że jednym dowodów w sprawie miała być okolicznościowa czapka, jaką polscy oficerowie mieli otrzymać od Rosjan.
źródło: dziennik.pl