Dostali czarno na białym, jak zostali przez PiS ograni. Rząd nie ma odwagi powiedzieć Polakom tej prawdy

Tomasz Ławnicki
Dla lekarzy rezydentów ten dokument jest niczym policzek. Rok temu podpisywali z rządem porozumienie w dobrej wierze, z nadzieją, że jeszcze nie teraz, ale w dalszej perspektywie sytuacja w służbie zdrowia będzie się poprawiać. Dziś widać jasno, że perspektywy te były ułudą. Z dokumentu jaki opublikowano wynika, że poprawa w publicznej służbie zdrowia nie nastąpi, ani za rok, ani za 5 lat, ani nawet za... 50!
Rząd łamie zobowiązanie ws. nakładów na służbę zdrowia. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Zobowiązanie poszło do kosza
Te liczby znalazły się w zaktualizowanym właśnie "Wieloletnim Planie Finansowym Państwa". Dokument obejmuje lata 2018-2021, ale mówi też o perspektywie o wiele dalszej. Świat służby zdrowia wstrząsnęło to, co znalazło się w tabeli nr 8: "Długookresowa stabilność finansów publicznych". W niej bowiem zapisano wydatki państwa aż do 2070 r. na takie cele jak emerytury, edukacja czy właśnie służba zdrowia.
Wieloletni Plan Finansowy Państwa zakłada wzrost nakładów na służbę zdrowia - ale w wymiarze o wiele niższym, niż przed rokiem zobowiązał się rząd.Fot. screen ze strony bip.kprm.gov.pl
Dokładnie te same liczby znalazły się rok wcześniej w Tabeli nr 5 "Wieloletniego Planu Finansowego Państwa" - rząd ich nie zmienił w opublikowanej aktualizacji. A przecież powinien.


"My im zaufaliśmy'
W lutym 2018 r. po wielu miesiącach protestu akcję zakończyli lekarze-rezydenci, którzy domagali się zwiększenia nakładów na służbę zdrowia do poziomu 6,8 proc. PKB. Rząd przystał na zwiększenie nakładów do 6 proc. Padła dokładna data - poziom ten ma być osiągnięty do 2024 r. Rezydenci uznali to zobowiązanie rządu za konkret i porozumienie zostało podpisane. "Priorytetem tego rządu jest ochrona zdrowia" – zarzekał się wówczas minister Łukasz Szumowski.

– Tak wtedy mówił minister Szumowski, tak mówił premier Morawiecki, a my im zaufaliśmy. Nie byliśmy przygotowani do rozgrywki na szczeblu politycznym i po przez to zostaliśmy ograni – mówi w rozmowie z naTemat dr Bartosz Fiałek, przewodniczący Regionu Kujawsko-Pomorskiego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, któremu pozostał jeszcze niecały rok rezydentury w dziedzinie reumatologii.

Dr Fiałek przyznaje, że w lutym 2018 lekarze raczej się nie spodziewali takiego obrotu sprawy, ale to, co się zdarzyło przez ostatni rok, pozbawiło ich jakichkolwiek złudzeń co do intencji rządu. Chodzi o kombinacje z metodologią obliczania relacji nakładów na opiekę zdrowotną do Produktu Krajowego Brutto. Do planowana aktualnych wydatków na ochronę zdrowia na rok 2019 przyjęta została bowiem wartość PKB z roku 2017, czyli sprzed dwóch lat.

Intencja rządu

Ekspert w zakresie opieki zdrowotnej Rafał Janiszewski w rozmowie z naTemat wyjaśnia, że liczby zawarte w opublikowanej właśnie aktualizacji "Wieloletniego Planu Finansowego Państwa" należy odczytywać wyłącznie jako pewną intencję rządu.

– Dziś nie wiemy, jakie będzie PKB za 10 lat, jaka będzie siła nabywcza pieniądza, ile będzie kosztowała kostka masła i czy ten zapisany wzrost pokryje nam inflację, czy zagwarantuje poprawę, a może będzie tylko próbą wyrównania utraty wartości pieniądza – zwraca uwagę szef Kancelarii Doradczej specjalizującej się w dziedzinie ochrony zdrowia.
Rafał Janiszewski
Ekspert w zakresie opieki zdrowotnej, Kancelaria Doradcza Rafał Janiszewski

Rząd, mierząc siły na zamiary, w tym planie finansowym stwierdza, że nie jest w stanie w sposób istotny zwiększyć nakładów na ochronę zdrowia. Z innych decyzji wynika zaś, że rząd poszukuje metody na to, by optymalnie zarządzać tym, co się ma.

To dlaczego zaledwie rok wcześniej rząd zobowiązywał się do zwiększenia tych nakładów do 6 proc. PKB?


Zakładam, że jest to prognoza wynikająca z aktualnej sytuacji. I to mnie nie cieszy. Cieszy mnie, że jest to prognoza, tak zakładam, uczciwa. Gdyby w tej prognozie zapisano jakiś znaczący wzrost, na pewno padłoby pytanie: ciekawe z czego to sfinansują.

Tak czy inaczej określenie, że w 2070 r. wydatki na opiekę zdrowotną będą wynosić jedynie 5,2 proc., odczytywany jest jako znak, że przed polskim systemem zdrowotnym perspektyw nie ma.

Lepiej już było
– Czyli nic nie wskazuje, że będzie lepiej, a już teraz jest o wiele gorzej niż rok-dwa temu. Kiedy alarmowaliśmy, że ten wadliwy system stwarza zagrożenie dla życia ludzi, wielu oceniało, że przesadnie straszymy. Dziś widać, że nie ma w tym przesady - ludzie umierają na SOR-ach, umierają w kolejkach na onkologii, bo nie otrzymują na czas odpowiedniego leczenia – wskazuje dr Bartosz Fiałek.
Dr Bartosz Fiałek, przewodniczący Kujawsko-Pomorskiego regionu Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy podczas protestu w Szpitalu Biziela w Bydgoszczy.Fot. Grażyna Marks / Agencja Gazeta
Właśnie dlatego, że przed służbą zdrowia nie widać perspektyw, lekarze planują demonstrację 1 czerwca. Zapowiadają przy tym, że na samej demonstracji nie poprzestaną. Jeszcze przed wyborami parlamentarnymi nie wykluczają kolejnych działań. Przy czym - jak podkreśla dr Bartosz Fiałek - to nie ma nic wspólnego z polityką. Dziś rządzi PiS i to do niego kierowane są postulaty. Ale lekarze nie zapomnieli, w jakim stanie publiczna ochrona zdrowia była i za poprzednich rządów.

Odpływ lekarzy
A jeśli ta walka nie da efektów? Jeśli faktycznie realne nie ma szans na realny wzrost nakładów na służbę zdrowia? Można podejrzewać, że tak jak teraz - system będzie oparty w znacznej mierze na rezydentach. Ale gdy uzyskają specjalizację, zdaniem doktora Fiałka, wielu z nich wyjedzie.
Dr Bartosz Fiałek
OZZL Region Kujawsko-Pomorski

Jeszcze walczę o to, aby ten system został zreformowany. Nie oczekuję cudów, że to wszystko zmieni się od razu. Ale jeśli nie będę widział perspektyw na zmianę kiedykolwiek, to bardzo możliwe, że wyjadę. Reumatologów brakuje i w Polsce, i na świecie. Ofert pracy mam wiele - Francja, kraje Beneluxu, Skandynawia. Już słyszę te oburzone głosy, że powinienem oddać za studia - nie ma problemu. Tam są tak wysokie zarobki, 220-250 tys. euro rocznie, że w ciągu roku mogę te studia spłacić. Ale nie o to przecież chodzi. W taki sposób Polska będzie tracić kolejnych lekarzy. To nie prowadzi do niczego dobrego.


Rafał Janiszewski nie sądzi jednak, aby brak znaczącego wzrostu nakładów na służbę zdrowia w perspektywie aż 50 lat, spowodował większy niż dotąd odpływ polskich lekarzy za granicę. Jego zdaniem znaczna część lekarzy po prostu zrezygnuje z pracy w placówkach publicznych, ale z Polski nie wyjedzie.

– Proszę pamiętać, że system ochrony zdrowia w Polsce to nie tylko ten publiczny. Wiele zmian wprowadzanych w sektorze publicznym powoduje wzrost zasobności portfela sektora niepublicznego. Można zatem przewidywać, że nadal wszelkie niedomogi sektora publicznego będą zwiększały szanse tego drugiego – prognozuje ekspert.
Politycy najpewniej doszli do wniosku, że od obywateli nie da się wyciągnąć wyższej składki zdrowotnej - mówi Rafał Janiszewski.Fot. Facebook.com / Kancelaria Doradcza Rafał Piotr Janiszewski
Janiszewski zwraca uwagę, że 10 lat temu nikt by w to nie uwierzył, że ludzie będą brać kredyty, aby zrobić operację endoprotezy, a dziś nie jest to wcale takie rzadkie. – Jeszcze nie tak dawno rozmawiałem np. z chirurgami narzekającymi na warunki pracy w ich szpitalu i pytałem: to dlaczego nie założycie własnej kliniki. Oni wtedy mówili, że kto tam przyjdzie, przecież pacjentów na to nie stać. Dziś takie kliniki powstają jak grzyby po deszczu – zauważa.

A może właśnie o to chodzi?
Rafał Janiszewski stawia przy tym tezę, że może rządowi wcale nie chodzi o to, by zwiększać nakłady na służbę zdrowia.
RAFAŁ JANISZEWSKI
Ekspert w zakresie opieki zdrowotnej, Kancelaria Doradcza Rafał Janiszewski

A może to jest po części zamierzone działanie wobec sektora publicznego? Może chodzi o to, by ten sektor zabezpieczał tylko podstawowe aspekty opieki zdrowotnej? Nie bez powodu sieć szpitali nazwano systemem podstawowego zabezpieczenia szpitalnego. Dlaczego tylko "podstawowego", dlaczego nie "kompleksowego"?

Politycy najpewniej doszli do wniosku, że od obywateli nie da się wyciągnąć wyższej składki zdrowotnej. Z drugiej strony nie chcą określić, że za tę aktualną składkę należy się tylko wąski zakres świadczeń. I tu tworzy się ta przestrzeń, którą wypełnia sektor prywatny.

Czyli za składkę zdrowotną z roku na rok można liczyć w publicznej służbie zdrowia na coraz mniej i mniej. Tylko który z polityków znajdzie w sobie tyle odwagi, aby tę prawdę wprost przekazać społeczeństwu?