Wydłubane oczy, obcięte łapy... Ona wie, na jakie bestialstwo stać ludzi – nam pokazała filmy i zdjęcia

Aneta Olender
Jeśli komuś wydaje się, ze pies na łańcuchu to najgorsza rzecz, jaką można zobaczyć na wsi, powinien przeczytać, co do powiedzenia ma Julita Zadworna. Od sześciu lat działa w Stowarzyszeniu "Miasto dobre dla zwierząt", ale oczy szeroko otwarte na krzywdę czworonogów ma o wiele dłużej. Wie, na co stać ludzi i gdzie można zobaczyć największą krzywdę. Wyjaśnia, dlaczego właśnie na wsiach coś, co dla wielu jest niewyobrażalne, tam bywa normą. Jak się jednak okazuje, ani wsie, ani też miasta, nadal nie zapewniają spokoju czworonogom.
Julita Zadworna pomaga zwierzętom działając w stowarzyszeniu "Miasto dobre dla zwierząt". Fot. archiwum prywatne
Rzeczywiście jest tak, że na wsiach nadal traktuje się zwierzęta w sposób niewyobrażalny?

Z naszej perspektywy różnie to wygląda, bo to nie jest tak, że zawsze na wsi jest źle. Gdzieś w naszych głowach mamy utrwalony taki obraz, że na wsi zwierzęta traktuje się gorzej, ale w mieście są one traktowane w dokładnie taki sam sposób. Bardziej zależy to od człowieka, niż lokalizacji, w której znajduje się zwierzę.

Natomiast faktycznie na wsi jest jeszcze wciąż wiele zwierząt przypiętych do łańcucha albo biegających samopas, którymi nikt się nie przejmuje.


Jechałam kiedyś w trasę i zobaczyłam biegające środkiem drogi dwa szczeniaki. Zgarnęłam je do samochodu. Okazało się, że psy są bardzo zarobaczone, zaniedbane. Miały też ślady przypaleń na skórze, na grzbiecie.

Dramatycznymi są też sytuacje, kiedy właściciel przypina psa np. na polu kukurydzy, żeby tej kukurydzy pilnował. Takie zwierzęta nie mają żadnej szansy na przeżycie. Szczególnie jeżeli jest bardzo gorąco i są przypięte do beczki, która nagrzewa się od słońca. Jeśli nie mają wody, to po prostu umierają.

Dużym zagrożeniem są też różne zwierzęta np. lisy, które mogą zrobić takiemu psu krzywdę. Pies nie ucieknie.
Fot. Stowarzyszenie Miasto Dobre dla Zwierząt
Niesamowite jest to myślenie, że pies może pilnować pola choćby przed złodziejem, skoro jest przywiązany.

Mnie także zawsze to zastanawia, w jaki sposób pies na łańcuchu ma pilnować terenu. Zdarzają się też jednak psy uwiązane w domu do kaloryfera np. szczeniaki. Chodzi o to, aby nie chodziły i nie brudziły. W takim zwierzaku strach może pozostać do końca życia. Jaka historia panią najbardziej wstrząsnęła?

Najbardziej wstrząsnęła mną historia kotki, która trafiła do nas w zeszłym roku, niestety właśnie z okolic wiejskich. Kotka ewidentnie była zwierzęciem domowym, została porzucona przy drodze. Miała obciętą łapkę i była do tego stopnia zabiedzona i zaniedbana, że po dwóch dniach okazało się, że wewnątrz jest taki stan zapalny, że są po prostu robaki. Nie udało się jej uratować. Tak potraktował ją człowiek, nie dał jej nawet szansy, aby zbadał ją lekarz weterynarii.

Jedna z ostatnich interwencji... Starsi państwo, którzy też niestety mieszkają na wsi, oddali kotki do sterylizacji. Dotarła do nas taka informacja, że wszystkie dotychczasowe mioty kotki, która ma osiem lat - też bardzo zabiedzona, musieliśmy ogolić ją do zera, aby wyeliminować choroby - były uśmiercane.

W jaki sposób?

Gołymi rękami... Pięścią.
Pies "Oczko", któremu na jednej z wiosek wykluto oko sztachetą z gwoździem.Fot. Stowarzyszenie miasto dobre dla zwierząt
Da się przyzwyczaić do takich sytuacji?

Często wydaje się, że nie zobaczę nic gorszego, ale okazuje się, że jednak może być jeszcze gorzej. Mimo wszystko nadzieje daje nam to, że widzimy poprawę i widzimy, że te zwierzęta w nowych domach czy domach tymczasowych się otwierają.

Obserwujemy ich przemianę. Pies, który stał na łańcuchu i widać było wszystkie jego kości, w nowym domu jest pięknym psem kanapowym. To działa i motywuje. Każde uratowane zwierzę napędza do uratowania kolejnych dziesięciu.
W wielu miejscach zwierzęta traktuje się gorzej niż przedmiotuFot. Stowarzyszenie miasto dobre dla zwierząt
To "jeszcze gorzej" wynika z braku świadomości, znieczulicy?

Ostatnio trafiła do nas suczka Tosia. Gdziekolwiek jesteśmy mamy to do siebie, że rozglądamy się dookoła. Jedna z naszych wolontariuszek, która przejeżdżała przez małą miejscowość, zobaczyła, że na jednym z podwórek pies chodzi na dwóch przednich łapach. Zaniepokoiła się tą sytuacją i zatrzymała na przystanku.

Najpierw zaczęła obserwować co się dzieje i doszła do wniosku, że rzeczywiście coś jest nie tak. Kiedy poszła zapytać, co to jest za pies, usłyszała, ze dwa tygodnie temu pies został potrącony przez samochód. Niestety nie było żadnej dokumentacji medycznej, nie było także czasu, aby czekać na przyjazd służb. Udało się polubownie ją zabrać i zawieźć prosto do weterynarza.

Okazało się, że było złamanie z przemieszczeniem i część już była wygojona. Nie da się tego przywrócić do stanu normalności. Wczoraj Tosia miała operację. Została zrekonstruowana jedna łapa. Rzepka jeszcze będzie do naprawienia. W tej chwili przebywa w klinice w Gdańsku. Czeka ją długa rehabilitacja. Właściciele nie chcieli jej zatrzymać?

Właścicielka powiedziała do wolontariuszki, że może sobie zabrać psa: "Sąsiada też tak miał i się wygoił. A co Pani chce? Zabrać go? A bierz Pani! Toć to i tak zdechnie. Do niczego się nie nada". Takie jest przeświadczenie, że zwierzęta się wyliżą. Potrącony kot da sobie radę, niestety najczęściej nie da sobie rady, tylko umiera gdzieś w krzakach.

W tym przypadku mieliśmy do czynienia z obojętnością. Do wielu zwierząt nie jesteśmy w stanie dotrzeć. Często po zimie widać, jak psy umierają na łańcuchu, bo ktoś nie zabezpieczył im budy, nie dał im siana, nie dostały ciepłego posiłku. Podobna sytuacja jest także latem. To są dla nas dwa najgorsze okresy, albo jest za zimno, albo za gorąco.
Fot. Stowarzyszenie miasto dobre dla zwierząt
Zmienia się świadomość ludzi?

Myślę, że świadomość rośnie. Ludzie wiedzą, że kary za znęcanie się nad zwierzętami są i są wykonywane. Myślę jednak, że wiele takich informacji, dotyczących krzywdy zwierząt, do nas nie dociera. Niektórzy boją się mówić o tym głośno, ale to się dzieje.

Kiedy jeździ pani po różnych miejscowościach, to co widzi pani najczęściej?

Taką właśnie ludzką obojętność. Mogłoby się wydawać, że to dzieje się tylko we wioskach, w biednych miejscowościach, w których może nadal nie ma świadomości, że takie traktowanie zwierząt jest czymś złym.

Najbardziej jednak boli, gdy docieramy do domów, które są nowe, widać, że bogate, w których są możliwości zadbania o zwierzaka, a okazuje się, że z tyłu jest jakiś kojec, albo buda i przypięty do niej pies. Pies, który żyje w złych warunkach. Rozmowy z właścicielami zwierząt bywają trudne?

Niektórym wydaje się, że zwierzę to tylko rzecz, która jest ich własnością, więc mogą zrobić z nim co chcą.

Bywają agresywni?

Zdarzało się, że ktoś pogonił nas z widłami lub z grabiami.

Da się do takich ludzi jakoś dotrzeć? Uświadomić im, że postępują źle?

Czasami rozmowa pomaga. Jednak często ich zachowanie wynika po prostu z biedy, albo z brak świadomości. Niektórzy ludzie dziękują nam później, że otworzyliśmy im oczy.

Bywa, że zalecamy budowę kojca i to wystarczy. Mamy jednak wiele przypadków, gdzie ludzie wprost powiedzieli, że nie stać ich na coś takiego. Kochają zwierzę, ale nie mają środków, aby zapewnić mu lepsze warunki.

Kiedy wraca pani do domu zapomina pani o tych historiach?

To jest trudne, ale kropla drąży skałę. Im więcej się widzi, to człowiek jest w stanie się uodpornić. Na pewno trzeba mieć silny charakter. Zdarzają się osoby, które tego nie wytrzymują.