Rozwieszała "tęczową Maryję", teraz opowiedziała o kulisach zatrzymania. "Zrównano mnie ze złodziejami"

Adam Nowiński
Elżbieta Podleśna została zatrzymana przez policję pod pretekstem obrazy uczuć religijnych. Chodzi o plakaty Matki Boskiej Częstochowskiej w tęczowej aureoli, które pojawiły się pod koniec kwietnia na budynkach w Płocku. Teraz aktywistka opowiedziała "Gazecie Wyborczej", jak doszło do jej zatrzymania i jak przebiegało przesłuchanie.
Elżbieta Podleśna opowiedziała o zatrzymaniu. Fot. Jędrzej Nowicki / Agencja Gazeta
O zatrzymaniu polskiej aktywistki przez policję za plakaty z "tęczową Maryją" pisały już media z każdego niemal zakątka świata: od Nowej Zelandii po m.in. Kolumbię, USA i Rosję. W jej sprawie powstały wiece poparcia organizowane zarówno przez ateistów, jak i katolików.

Elżbiecie Podleśnej zarzuca się bowiem obrazę uczuć religijnych. Policja weszła w poniedziałek rano do jej mieszkania. Teraz aktywistka opowiedziała "Gazecie Wyborczej", jak wyglądało jej zatrzymanie i przesłuchanie.

– Kilka minut po godz. 6 sześciu panów weszło do mojego mieszkania w Warszawie. To byli policjanci z Płocka i komendy wojewódzkiej w Radomiu. Przeszukali cały lokal, zarekwirowali wszystkie nośniki elektroniczne, telefon, komputery, pendrive'y, nawet przedpotopowe dyskietki. Mówili, że po przeszukaniu i zabezpieczeniu sprzętu będę mogła spokojnie pójść do pracy – powiedziała gazecie Podleśna.


Aktywistka nie mogła jednak wyjść, bo policjanci odebrali telefon od prokuratora z Płocka i poinformowali ją, że musza ją przewieźć do tego miasta na komendę.

– Nie robili tego z przyjemnością. Jeden z policjantów powiedział, że mu przykro. Ze swojego telefonu zadzwonił do mojego pełnomocnika, Radosława Baszuka, po czym mecenas ruszył do Płocka, aby być przy przesłuchaniu. Jechaliśmy nieoznakowanym radiowozem. W środku dwóch policjantów i jedna policjantka – opowiadała kobieta.

W Płocku
Po dotarciu na miejsce okazało się, że kobieta według policji z Płocka ma być zatrzymana na dobę w areszcie. Po interwencji jej pełnomocnika wyszło na jaw, że prokurator nie wiedział nic o decyzji naczelnika policji z Płocka i nie zgodził się na zatrzymanie aktywistki.

– Zdecydowano, że po przesłuchaniu będę zwolniona. Wyszłam z komendy po godz. 16. Wcześniej pobrano ode mnie odciski palców, wymaz z jamy ustnej i próby zapachowe. Poczułam się jak kryminalistka – stwierdziła rozżalona Podleśna i dodała: – Zrównano mnie z ludźmi, którzy dokonują rabunków, kradzieży i napadów. Tylko dlatego, że ktoś zainicjował nagonkę na osoby homoseksualne.

źródło: "Gazeta Wyborcza"