Nie ufam zdjęciom szczęśliwych par na Facebooku. Oto dlaczego

Bartosz Godziński
Nie tylko z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Parom notorycznie postującym słodkie fotorelacje w mediach społecznościowych uśmiech czasem schodzi z twarzy zaraz po odłożeniu smartfona. Skąd się bierze ta potrzeba udawania większej miłości niż w rzeczywistości?
Wieloletnie pary uśmiechnięte na zdjęciach zwykle mają mroczną stronę Fot. 3dman_eu / Pixabay
Wspólne zdjęcia z obiadu, pocałunku, auta, wycieczki, łóżka, kina, siłowni, koncertu i rzecz jasna sprzed lustra. Niektórym parom do kolekcji brakuje tylko fotki z posiedzenia z toalety. Oczywiście wspólnej. Facebook, Instagram i inne serwisy społecznościowe rządzą się swoimi prawami, ale niestety wypaczają pojęcie udanego życia, a związku szczególnie.
Poczekaj, cyknę nam selfie!
Często zastanawiałem, czy jestem dobrym chłopakiem, skoro nie bombarduję znajomych milionem zdjęć ze swoją dziewczyną. Zwykle za wzór stawiałem sobie pary, które wyglądały na takie szczęśliwe. Przecież gdyby się nie kochali, to by tego nie było widać na fotkach, prawda? Ano, guzik prawda!


Nie prowadziłem żadnych badań, więc powołuje się wyłącznie na obserwacje znajomych w sieciach społecznościowych i zestawiam je z realnym światem. Doszedłem do zaskakujących wniosków - generalnie im dana para bardziej epatuje swoim szczęściem na wrzucanych codziennie fotkach, tym bardziej się poza kadrem kłóci, nie kocha, zdradza lub jest na prostej drodze do rozstania.

Czy w takim razie, jeśli nie dzielę się zdjęciami ze swoją drugą połówką lub co gorsza nie mamy ustawionego statusu związku na profilach (choć, to się akurat przydaje do odganiania zdesperowanych internetowych podrywaczy i podrywaczek), to znaczy, że nie darzymy się uczuciem gorącym jak słońce Toskanii?

E-miłość tylko na pokaz
Chyba każdy z nas miał do czynienia z toksyczną parą, która dla zachowania pozorów (i lajków) potrafiła na zdjęciach kreować życie wyglądające niczym kadry z komedii romantycznej. – Wśród moich znajomych była tak para. Chodzili ze sobą około 10 lat – przyznaje Weronika. I powiada dalej:

Wstawiali piękne zdjęcia z cudownych wakacji. Wszystko wyglądało ładnie, ale tylko w sieci i na obrazku. Nie wiem kogo chcieli oszukać - siebie czy innych. Przyznam, że mnie to rozstanie nie zaskoczyło.

Widoczne były różnice, które mocno ich dzieliły: ona pochodziła z bardzo zamożnego domu i mocno to podkreślała, on zaś ze średniozamożnej. On lubił góry, ona zagraniczne wyjazdy w ciepłe kraje, ona lubiła oszczędzać, on był rozrzutny, itp. Mimo że coś ewidentnie nie grało, tkwili w tej relacji i udawali, że wszystko jest dobrze.

Kłócili się o rzeczy z pozoru drobne, np.: o rodzaj herbaty, którą mają kupić albo o to, co chcieliby robić w weekend. Mieli mieszkanie bardzo dobrze urządzone, samochód i naciski rodziców o ślub. Wesele było huczne, ale już wtedy z bliska było widać, że w tym związku tylko z zewnątrz jest ładnie, w środku wiele brakowało.

Po ślubie było gorzej niż przed ślubem, kłótnie o okruszki w kuchni albo o to, kto ma płacić za czynsz. Małżeństwo trwało 3 miesiące... Mieszkają w małym mieście, więc nie ma szans, żeby siebie nie spotkali, mijają siebie jakby siebie nie znali. Mężczyzna ma nową rodzinę, ona oczekuje dziecka.


Jako obserwatorzy musimy mieć świadomość, że w internecie widzimy tylko to, co postujący chcą nam pokazać. Dlatego prawdziwe życie różni się od tego w sieci. – Jeśli miłość jest autentyczna, a w relacje nie wkradają się kłamstewka, nie ma potrzeby udowadniania światu, że jest nam razem dobrze – dodaje moja rozmówczyni.

– Czasem taka para chce przekonać siebie, że jest dobrze. A często przechodzą kryzys, który się pogłębia. Nic z nim nie robią, nie rozmawiają o tym, w zamian jadą na rajskie wakacje z myślą, że to coś naprawi. Potem wrzucają uśmiechnięte zdjęcia z plaży, ale gdyby się przyjrzeć im bliżej, w oczach nie widać szczęścia. Po wakacjach, albo jeszcze w trakcie ich trwania, spór się pogłębia, a oni nie wiedzą już, jak się z tego wyplątać.

Rozmawiali ze sobą tylko w komentarzach
Nie powinno nam być głupio, gdy nie generujemy miłosnych treści w social media, bo "słitaśne focie" nie są wyznacznikiem udanej relacji - to oczywiste. Jednak zjawisko istniejących obok siebie, dwóch alternatywnych światów dotyka przede wszystkim pary z długim stażem.

Nie jest przecież tak łatwo ot, tak zerwać, więc się tak trwa w tym bólu. I robi zdjęcia, by nie wyszło na to, że jesteśmy frajerami. No i nie trzeba wtedy kłamać w odpowiedzi na pytania: a co ty sam byłeś na wakacjach?

Kolejny taki przykład takiej toksycznej relacji pochodzi od Dominiki:

Parą byli od wielu lat, zawsze zgodni, zakochani, zapatrzeni w siebie. Patrząc na nich myślałam sobie nawet, jaki to mój związek jest kiepski. Kłótnie, sprzeczki, no i nie mamy tylu pięknych zdjęć. Nie prezentujemy naszej miłości na Facebooku czy Instagramie.

Ale czar prysł, kiedy pojechaliśmy z tą parą znajomych na wakacje.

Opowiem o jednej sytuacji. Strasznie się pokłócili, nie rozmawiali ze sobą przez pół dnia. Aż wreszcie przyszedł czas zachodu słońca. Stoimy na plaży, atmosfera straszna, no bo para znajomych w ogóle ze sobą nie rozmawia. I nagle, jakby bez słów, stają obok siebie, przytulają się, obejmują dłońmi słońce (tworząc ze swoich dłoni serduszka, w środku zachodzące słońce) i cyk jedna fota, cyk druga fota, cyk trzecia fota.

"Hmm, kurde, dziwna sprawa" - pomyślałam, bo przecież chwilę temu ze sobą w ogóle nie rozmawiali.

Ale nie nie mówiłam, tylko obserwowałam. Szybko wrzucili zdjęcia do sieci, były teksty o wielkiej miłości, o zakochaniu, które trwa przez całe życie. No i setki komentarzy pt. "zakochańce"; "jacy jesteście szczęśliwi", "piękni". A oni w tym czasie - poza dyskusją w komentarzach pod zdjęciami - w ogóle ze sobą nie rozmawiali. Nawet nie chodzili obok siebie.

Wtedy pomyślałam, że mam zdrowy związek. Ale o tym, jak bardzo chora była ich relacja mogłam przekonać się parę lat później. Pobrali się, piękny ślub, piękne zdjęcia. I po pół roku rozwód.

Lajki nakręcają spiralę


– Kiedy jesteśmy szczęśliwi i poukładani, to od czasu do czasu publikujemy wspólne zdjęcie z podróży lub romantycznej kolacji. Między innymi do tego służą sieci społecznościowe. Jeśli robimy to incydentalnie, to jest to całkowicie normalne – tłumaczy dr Julita Czernecka z Katedry Socjologii Struktur i Zmian Społecznych Wydział Ekonomiczno-Socjologiczny Uniwersytetu Łódzkiego.
Dr Julita Czernecka
Socjolog

Problem mogą mieć pary, które co chwilę afiszują się z uczuciem i tym, jacy są doskonali. Jesteśmy w stanie to zrozumieć, jeśli są w fazie zakochania i każdy chce się wtedy chwalić światu swoim szczęściem, ale jest też bardzo wiele par, który coś sobie tym kompensuje.

Żyjemy w czasach mediów społecznościowych i wydaje nam się, że życie tam jest całkowicie realne, a do tego dostajemy lajki na dowód aprobaty. – Polepszają nam nastrój. Tworzą pozytywny obraz nas samych, jako osób odnoszących sukces w różnych obszarach. Jednym z nich jest oczywiście związek – mówi moja rozmówczyni.

Pary, które są naprawdę blisko i żyją w udanej relacji, nie mają potrzeby podkreślenia tego na każdym kroku. One to po prostu wiedzą i czerpią korzyści z bycia tu i teraz. Niestety jest dużo osób uzależnionych od lajków, które dają nam zastrzyk dopaminy. Niektórzy swoje samopoczucie poprawiają aktywnością w sieci.

Aprobata znajomych jest zachętą do brnięcia w to dalej. – Budujemy obraz szczęśliwego życia również dla siebie. Utwierdzamy się w przekonaniu, że tworzymy dobry związek. A skoro dostajemy 100 lub więcej lajków za piękne zdjęcie, to przecież znak od świata, że powinniśmy być razem. To złudne wrażenie – podsumowuje dr Czernecka.

Ale nie ma co też generalizować. Nie wszystkie długotrwałe związki dokumentujące swoją miłość na Fejsie rozpadają się od środka. Podobnie jak nie wszystkie "anonimowe" pary są nieszczęśliwe. Udawana czy sekretna miłość nie jest wymysłem współczesności, ale dowolne kreowanie swojego wizerunku w internecie już tak.

Zbyt często o tym zapominamy.