Uwaga, będę gwiazdą disco polo! Zgłosiłem się do "fabryki" tworzącej gotowe przeboje i gwiazdy

Michał Jośko
Osobne – niewielka wieś w gminie Śniadowo, od Łomży oddalona o kwadrans jazdy samochodem. Jeden z tutejszych domów jest siedzibą firmy, która coraz śmielej zaczyna rozdawać karty w świecie disco polo. Nie tylko tworzy przeboje dla wielkich sław tej branży (od Marcina Millera po zespół Piękni i Młodzi), ponoć może również sprawić, że nawet ja zostanę gwiazdą muzyki chodnikowej. Jak to działa? Sprawdźmy.
Łukasz (po lewej) z Marcinem Mellerem, liderem grupy Boys Fot. FB/ Łukasz Sienicki
Witam się z Łukaszem Sienickim, współzałożycielem Fabryki Przebojów. Sympatyczny 34-latek z miejsca zaczyna opowiadać o swojej przygodzie z muzyką elektroniczną. Pierwsze dźwięki zaczął tworzyć w czasach szkoły podstawowej.

Wówczas używał do tego najprostszych i najtańszych sprzętów, zajmujących się rolnictwem rodziców nie było stać na jego wielkie marzenie: wielośladowy syntezator Korga. Wielkim krokiem było zapisanie się do ogniska muzycznego w Łomży, gdzie chłopak dokształcał się z teorii muzyki i zapisu nutowego.

W liceum zaczęło się tworzenie pierwszych aranżacji muzyki tanecznej, czyli odtwarzanie podkładów z przebojów radiowych, po które zaczęły zgłaszać się okoliczne zespoły weselne. W tym czasie stał się również właścicielem pierwszego profesjonalnego sprzętu, syntezatora E-MU XK-6.


Kolejny etap życia, czyli studia zaoczne w Warszawie, połączone z pracą w firmie handlującej sprzętem studyjnym, odciągnął Łukasza od największej z pasji. Na tworzenie muzyki po prostu brakowało czasu.

– Jednak były i plusy: mogłem testować sprzęt audio, który sprzedawaliśmy, no a nasza siedziba mieściła się przy ulicy Chełmskiej, tuż obok Wytwórni Filmów Dokumentalnych i Fabularnych. Czasami udawało się tam wymykać i podglądać przy pracy Tomasza Duksztę, legendarnego producenta oraz reżysera dźwięku – wspomina Sienicki.

Pewnego dnia na horyzoncie pojawiło się pierwsze poważne zlecenie: zespół z Ciechocinka kupił sześć utworów ("Zapłacili wtedy za nie 600 zł. Naprawdę poważna sprawa dla studenta zarabiającego dziewięć stówek miesięcznie"). Później do drzwi zaczęli pukać kolejni klienci: od niszowych zespołów disco polowych, po Wesleya, byłego wokalistę Papa Dance.

– Jednak w roku 2012 wróciłem z Warszawy do mojej rodzinnej miejscowości. Ożeniłem się, wybudowałem tutaj duży dom, w którym znalazło się miejsce na profesjonalne studio nagraniowe, gdzie pod marką Noizz Bros Producenci Muzyczni tworzyłem piosenki wielu artystom nurtu disco polo i dance. Trzy lata temu zacząłem organizować szkolenia z zakresu produkcji muzycznej. Na jednym z nich pojawił się Marcin Książak, muzyk, przedsiębiorca, doświadczony ekspert w dziedzinie sprzedaży i marketingu, mój obecny wspólnik – relacjonuje Łukasz.
Łukasz Sienicki (po lewej) ze wspólnikiem, Marcinem KsiążakiemFot. Fabrykaprzebojow.pl
To właśnie starszy od niego o cztery lata, pochodzący z Białej Podlaskiej Marcin podsunął pomysł na wspólną firmę, jeszcze lepiej odpowiadającą potrzebom rynkowym i oczekiwaniom branży artystycznej. Zobaczył potencjał w branży disco polo, którego Łukasz nie dostrzegał, bądź też raczej nie w pełni wykorzystywał.

W ten sposób narodziła się Fabryka Przebojów, która zaczęła oferować rozwiązania naprawdę kompleksowe: od pisania piosenek, poprzez realizację teledysków i wsparcie w zakresie marketingu muzycznego, aż po wsparcie menedżerskie, budowanie marki, obsługę mediów społecznościowych i pozycjonowanie klientów w sieci.

Krok po kroku
– Na początku zachęcamy każdego potencjalnego klienta do subskrypcji naszego newslettera. To punkt wyjścia, dzięki któremu będzie otrzymywał nasze produkcje, trafiając do grona VIP-ów, których w tym momencie jest około pięciuset. Mówimy tutaj o tzw. "gotowcach" – czyli kompletnych utworach z aranżacją, linią melodyczną, tekstem, wokalem i chórkami, tak więc przed zakupem może pan usłyszeć piosenkę w pełnej krasie. Mówimy tutaj o demach dopracowanych tak, że w sumie można byłoby je wyemitować w radiu albo telewizji – klaruje Łukasz.

Podkreśla, że w ten sposób podają klientowi wszystko na tacy: nie musi wyczarowywać własnej interpretacji piosenki, dodawać wydźwięku emocjonalnego – takie rzeczy nie są bowiem domeną disco polo.

Jedna piosenka kosztuje zazwyczaj od 3 do 6 tysięcy złotych, choć są i kompozycje droższe. Wszystko zależy od tego, ile czasu i energii Fabryka Przebojów musi włożyć w tworzenie piosenki. Do tego teledysk, na który w świecie disco polo wydaje się średnio około 5 tysięcy złotych, choć oczywiście może być to kwota kilkukrotnie większa.

Płacąc za piosenkę, otrzymam prawo do całości zysków z wydawania utworu, no i z moich koncertów, na które przebój przyciągnie tłumy. Jednak prawa autorskie, tzw. ZAiKS-y, pozostają w Fabryce Przebojów. To model biznesowy firmy, w którym tworzenie muzyki można porównać do inwestowania w nieruchomości pod wynajem.

Chodzi o efekt skali: gdy autorzy wypuszczą odpowiednio dużo piosenek, część z nich będzie latami "kręcić" się w stacjach telewizyjnych i radiowych, przynosząc stały dochód z tantiem.

Pieniądze to nie wszystko
Czy odpowiednia kwota z miejsca załatwia sprawę? Jeśli chciałbym zostać gwiazdą disco polo, wystarczy, że wybiorę utwór i wykonam przelew? Okazuje się, że sprawa nie jest tak prosta.

– To, że ktoś chce zapłacić za naszą produkcję, nie oznacza jeszcze, że ją kupi. Zainteresowanie jest ogromne, na każdą piosenkę jest kilkunastu chętnych. Spośród nich wybieramy klienta najbardziej odpowiedniego. Jeżeli to debiutant, staramy się ocenić jego potencjał – Łukasz wylewa na moją głowę kubeł zimnej wody.

Zanim właściciele Fabryki Przebojów zechcą oddać w moje ręce swój potencjalny przebój, będą chcieli upewnić się, czy mam pomysł na karierę, czy o wejściu w szołbiznes myślę naprawdę poważnie. Będę musiał przekonać ich, że ambitnie zawalczę o swoje miejsce na scenie disco polo: wyłożę dalsze środki na promocję swojej twórczości, poświęcę czas i energię na udzielanie wywiadów oraz spotkania promocyjne w radiu i telewizji. Moja determinacja i zaangażowanie są tutaj słowami kluczowymi.

A co z kwestiami dotyczącymi kwestii typowo artystycznych? Czytaj: czy mam jakiekolwiek szanse, jeżeli w zakresie śpiewu jestem beztalenciem totalnym?

– Dobry wokal to niewątpliwie bardzo duży plus. Nie musi pan być jednak wokalistą wybitnym. Technologia pozwala ukryć naprawdę wiele niedoskonałości technicznych. Jednak bardzo przydatna będzie dobra dykcja i coś, co nazywam charakterem wokalnym. To właśnie ten niedefiniowalny "czynnik X" sprawia, że ludzie chcą słuchać pewnych artystów. Jeżeli ktoś go nie posiada, nie pomoże nawet najlepszy realizator dźwięku, pod tym względem technika jest bezradna – Sienicki dodaje kolejną porcję dziegciu.

Nie ukrywa, że czasami z powyższych względów zdarza się odradzać klientom plany związane z karierą artystyczną ("Uczciwość w tej kwestii jest dla nas bardzo ważna").

Kropla drąży skałę
Nawet jeżeli uda mi się pokonać wszystkie powyższe przeszkody, oczywiście nie otrzymam żadnej gwarancji na stanie się gwiazdą.

– W szołbiznesie nikt rozsądny i uczciwy nie mówi, że daje 100 procent pewności, zwłaszcza w branży disco polo, rządzącej się zasadą "jak zawieje, tak się dzieje". To bardzo nieprzewidywalna materia. Z jednej strony może być sławny artysta, którzy wypuszcza rewelacyjną piosenkę i... nic. Z drugiej anonimowa postać, w którą nikt nie wierzy. Wykonuje kawałek, którego potencjału nie doceniają nawet najwięksi znawcy branży i nagle pyk: miliony wyświetleń na YouTube – tłumaczy producent hitów.
Jak wygląda typowy dzień w fabryce? Właśnie takFot. FB/ Łukasz Sienicki
Dlatego absolutnie nikt nie powinien nastawiać się na to, że po wypuszczeniu pierwszego kawałka będzie miał u stóp cały świat. Świat muzyki disco polo zalicza nadpodaż wykonawców, dziś trudno utrzymać się na fali nawet gwiazdom tego gatunku, a co dopiero przebić się nowicjuszom.

Osiągnięcie wielkiego sukcesu jest tym trudniejsze, że odbiorcy konsumują muzykę bardzo szybko, bardzo trudno przywiązać ich do siebie – rzucą okiem na teledysk, posłuchają muzyki, natomiast sekundę później... zapominają o nas i szukają nowych wrażeń, większego przeboju.

Dlatego, jak wyjaśnia Łukasz, decydując się na rozpoczęcie działalności, powinienem być gotowy na każdą z dwóch strategii działania. Pierwszą z nich nazywa drogą przeboju. Chodzi tu o wypuszczenie piosenki z teledyskiem i liczenie na to, że okaże się złotym strzałem, że wszystko rozniesie się błyskawicznie w sposób viralowy, bo jest odpowiednio zabawne, zaskakujące, kontrowersyjne.

Pierwszy przykład z brzegu: fenomen sióstr Godlewskich; choć zostały wyszydzone, to jednak zrobiło się o nich głośno.

Metoda druga to tzw. systematyczna stymulacja rynku. W tym przypadku muszę nastawić się na to, że karierę będę rozkręcał dwa, trzy lata, poświęcając się jej totalnie. W tym czasie konsekwentnie – np. co dwa miesiące – powinienem wypuszczać kolejne piosenki, aż wreszcie wszystko zaskoczy.

Stare, dobre wzorce
– Są momenty, w których wydaje mi się, że rozgryzłem zasady bezbłędnego tworzenia hitów, że odnalazłem tego świętego Graala. Ale zazwyczaj trwa to kilka miesięcy, góra rok, a później wszystko jest nieaktualne, trzeba kombinować dalej. W tej muzyce wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, trzeba naprawdę uważnie śledzić aktualne trendy – mówi Sienicki, zapytany o przepis na piosenkę-pewniaka.

Objaśnia, że oczywiście są pewne niezmienne zasady konstruowania takich utworów, które trzeba stosować z premedytacją. Takie jak układ harmoniczny wzorowany na zachodnich przebojach z lat 80.

– Pamięta pan np. kawałki Modern Talking albo Bad Boys Blue? To idealny punkt odniesienia podczas komponowania disco polo. Całość należy tylko odpowiednio podkręcić; te stare hity miały średnio 110 – 115 uderzeń na minutę, dziś trzeba przyśpieszyć do 135 – 140 uderzeń – objaśnia Łukasz.

Całość musi być "pod nóżkę", czyli posiadać mocny bit, okraszony tym, co w danym momencie jest modne: akordeonem, trąbką, saksofonem, smyczkami czy gitarą. Oczywiście nie mówimy tutaj o dźwiękach prawdziwych instrumentów – szybciej i taniej jest odtworzyć ich brzmienie w sposób syntetyczny.

– Nawet jeżeli twórca chciałby fajnie zagospodarować przestrzeń dźwiękową przy pomocy różnych brzmień, powinien się powstrzymać! Ma być tylko stopa, werbel, bas i maksymalnie jeden charakterystyczny, modny w danym momencie, instrument. Odbiorcy szukają prostoty. No i całość nie może być zbyt dobra muzycznie. W disco polo "kicz factor" jest niezbędny, wszystko musi być kwadratowe i nieskomplikowane. Taki odpowiednik hot doga ze stacji benzynowej – wyjaśnia specjalista.

Jak dodaje, zbyt wyrafinowane brzmienie sprawi, że publika po prostu pójdzie napić się piwa i zjeść kiełbachę z grila, aby jakoś przeczekać do momentu, w którym na scenie pojawi się Zenek Martyniuk. Świat stoi otworem?
Łukasz kocha przejażdżki swoim BMW Z3, podczas których opuszcza dach, rozkoszując się wiatrem we włosach i muzyką. Sądzisz, że ze sportowego samochodu niosą się wówczas po okolicy mocne bity? Błąd.

– Ku zaskoczeniu wielu osób, z mojej beemki najczęściej dobiegają dźwięki radiowej Dwójki, którą uwielbiam. Odpoczywam przy Vivaldim, Mozarcie, Czajkowskim. Lubię też posłuchać światowego popu – od Taylor Swift, poprzez Charliego Putha, po Shawna Mendesa – wsłuchując się w niesamowity poziom tamtejszej produkcji muzycznej – mówi Sienicki.

Czy wierzy, że rodzima muzyka może pewnego dnia osiągnąć taką właśnie jakość? Bez zastanowienia odpowiada, że Polsce, niestety, na ten moment wciąż znacznie bliżej do Wschodu, niż Zachodu, czego potwierdzeniem jest wielka popularność disco polo.

Jeżeli chodzi o muzykę pop, w jego ocenie nie brakuje nam ani wykonawców, którzy teoretycznie mogliby zrobić karierę zagraniczną ("Roksana Węgiel, Margaret czy Natalia Szroeder"), ani rewelacyjnych producentów.

Problem: nie mogą w pełni rozwinąć skrzydeł. Wytwórnie muzyczne często wymuszają spolszczanie utworów – pojawiają się zalecenia typu ""super, fajnie, ale to Polska, tak więc całość musi być mniej wyrafinowana, hamujemy".

– Może Fabryce Przebojów uda się nieco zmienić ten stan rzeczy. Ale to metoda małych kroków: najpierw planujemy zaoferowanie piosenek polskim wykonawcom, uprawiającym pop, hip-hop, house czy rocka. Ludzie pytają o taką ofertę. Z czasem może uda się przekroczyć granice naszego kraju – mówi Łukasz.

Na razie firma zajmuje się wyłącznie nurtem disco polo. Ponoć nie nadąża z produkcją piosenek, choć zatrudnia coraz większy sztab współpracowników – w tym momencie jej założycieli wspiera trzech aranżerów, dwóch tekściarzy i dwie osoby montujące wokale. Będę artystą?

Czy tworzenie muzyki, sprowadzone do zasad przejętych z szybko i sprawnie działających fabryk, może mieć jeszcze cokolwiek wspólnego ze sztuką? Czy stając się klientem jego firmy, mógłbym w ogóle nazywać się artystą?

W tym miejscu Łukasz podkreśla, że przecież w podobny sposób działają przedstawiciele różnych gatunków muzycznych ("Proszę spojrzeć na twórczość Edyty Górniak, ona też współpracuje z producentami muzycznymi, kompozytorami, tekściarzami").

– Usługi ghost writerskie istnieją "od zawsze". Na całym świecie działają całe zastępy osób, które piszą dla innych. Zostawiasz odpowiednią kwotę i możesz przypisać sobie autorstwo jakiegoś utworu, pozostając w cieniu. Dla wielu jest to temat tabu, my nie boimy się o tym mówić otwarcie. Piosenka to produkt, na którym można zarobić – wyznaje szczerze.

Jak mówi, takie podejście dotyczy nie tylko disco polo, lecz nawet jazzu i muzyki klasycznej – owszem, zrobienie czegoś ambitnego, spełnienie artystyczne są czymś fajnym, jednak w praktyce to często jedynie miłe dodatki do sprawy kluczowej: tego, że muzyka zapewni artyście środki do życia. W idealnym scenariuszu: życia naprawdę dostatniego.