Nazwała Brudzińskiego "skur***ynem". Twierdzi, że inaczej nie można [WYWIAD]
– Jako obywatelka mam prawo do swoich emocji. Powiedziałam "skurwysyn", co uczynił niejeden pisarz i pisarka na świecie, bo jest to słowo, które coś opisuje. Zrobiłam to także jako koleżanka Eli Podleśnej – mówi pisarka i jedna z najbardziej wyrazistych antyPiS-owskich aktywistek Klementyna Suchanow, która w dobitny sposób na Twitterze zwróciła się do ministra Joachima Brudzińskiego.
To teksty, które powstały tuż po komentarzu Klementyny Suchanow. Aktywistka i pisarka na Twitterze w taki sposób zwróciła się do ministra Joachima Brudzińskiego: "Daj spokój osobie, skurwysynie. Czemu po mnie nie przyjdziesz, facecie bez jaj?".
Żałuje pani, że publicznie – na Twitterze – nazwała pani ministra Joachima Brudzińskiego "skurwysynem", "facetem bez jaj"?
Nie żałuję, dlaczego miałabym żałować? Jak już coś mówię, to wiem dlaczego. Nie rzucam słów na wiatr.
Wyzwała pani ministra demokratycznie wybranego rządu. Wielu bardzo to oburzyło.
Demokracja nie ma nic do tego. Skurwysyn może być skurwysynem gdziekolwiek. Nie ma znaczenia, jak był wybrany. Nawet cesarze z "namaszczenia" Boga bywali skurwysynami, dlaczego pan Brudziński nie mógłby być?
Te słowa były reakcją na zatrzymanie Elżbiety Podleśnej, której postawiono zarzut profanacji wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej?
Tak. Najpierw dostałam lakoniczną wiadomość: "Ela w areszcie". Byłam w pracy poza Polską. Pomyślałam: "O kurwa". Nie wiedziałam, co się stało.
Nie wiedziała pani, że chodzi o "profanację wizerunku Matki Boskiej Częstochowskiej"?
Wiedziałam, że chodziło o Maryjki w Płocku. Taką informację dostałam. Później zadzwoniłam do kolegi, który powiedział mi nieco więcej. Uznałam, że zatrzymanie Eli o 6:00 rano to ostre przegięcie.
Studiuję różne materiały w IPN i w innych archiwach. Z nich można wywnioskować, że służby wybierają sobie osoby bardziej podatne na gnębienie. Stworzyli sobie profil ludzi, którzy są w tzw. ulicznej opozycji. I co jakiś czas wyciągają kogoś z niej i rozpoczynają operacje: kompromitowania, niszczenia. Jestem wściekła, bo to jest robione z premedytacją i dotyczy osób, które znam.
Pani też czuje się obiektem, przeciwko któremu prowadzona jest taka operacja?
Mnie oskarżono o terroryzm, bo miałam sen o mołotowach. Przyszli też do domu panowie z ABW. Wpraszali się do środka, ale nie mieli żadnego nakazu, więc nie wpuściłam ich. Dali mi "ostrzeżenie" i sobie poszli.
To jest właśnie takie profilowanie, badali jak daleko mogą się posunąć w moim przypadku. Tak naprawdę służby nie mają jaj, żeby zabrać się za osoby, które robią znacznie "grubsze rzeczy", mam tu na myśli wpływ Kremla, np. na ugrupowanie zwane Konfederacją czy działalność sekty, z którą związane jest Ordo Iuris.
Wybierają sobie zaś kogoś, kto przylepia naklejki, czy "profanuje wizerunek Matki Boskiej". Jak publicznie obronić fakt, że za naklejkę służby do kogoś wchodzą i zamierzają go zatrzymać na 48 godzin, a Konfederacja niczym nie niepokojona bierze udział w wyborach?
Kiedy dowiedziała się pani o zatrzymaniu Podleśnej, to nie czekając długo, w emocjach chwyciła pani za klawiaturę i prowokująco napisała do Brudzińskiego?
Oczywiście, że prowokująco. A po co jest Twitter? Na Twitterze są same prowokacje.
Nie odpowiedział?
Nie, ja też nie spodziewałam się odpowiedzi. Bo ten pan nie ma jaj i nie jest w stanie odpowiedzieć.
Na Twitterze minister Brudziński często wchodzi w dyskusje, wykłóca się i odpowiada.
Nigdy nie doświadczyłam tej przyjemności. A kilka razy zaczepiałam go na Twitterze albo na Facebooku.
"Jeszcze niejaka Suchanow do zatrzymania"; "awanturniczka, chamica". Porównują panią do Marii Nurowskiej, piszą, że pani "odwala". A także dopytują, czy ta "Suchanow, to na pewno autorka bardzo dobrej biografii Gombrowicza". Jak to pani skomentuje?
Zaraz po tym, jak napisałam do Brudzińskiego, zaczęłam otrzymywać wiadomości od "ludzi bez twarzy". Na Facebooku i Twitterze zaczęli mi wysyłać różne obsceniczne rzeczy. Dlatego niespecjalnie interesują mnie takie komentarze, bo to pokazuje, że są to mechaniczne wytwory – może nawet służb.
Wierzę, że ktoś może mieć jakąś opinię, ale to jest masowe ruszenie. To mechanizm nakręcania różnych grup, przyzwalania na agresję, aż zaczynają kogoś linczować. W żaden sposób nie są w stanie mnie dotknąć, bo nie istnieją.
Mam ważniejsze sprawy na głowie. Obecnie pracuję nad książką, która dotyczy jednej z najbardziej niebezpiecznych sekt w Polsce.
To znaczy?
Chodzi o organizację, która założyła Ordo Iuris. MSWiA jako takie powinno zajmować się sektami, kiedyś nawet była taka komisja. Ale teraz ten resort zajmuje się głupotami z Facebooka i Twittera.
Z usług Ordo Iuris korzysta wielu polityków PiS.
Tak, zapewne dlatego ta komisja nie działa. I nie zajęła się Stowarzyszeniem Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi i krakowskim instytutem, który założył Ordo Iuris.
Pomiędzy tymi podmiotami są bardzo dziwne przepływy finansowe. Ordo Iuris nie jest niezależną organizacją i w związku z tym, nie wiadomo czyje interesy prezentuje i należałoby zbadać, czy one na pewno są zgodne z interesem państwa, czy nie są dla niego niebezpieczne.
A Instytut Piotra Skargi ma wszystkie cechy sekty, która działa w Polsce również przy Uniwersytecie Warszawskim. Rekrutują młodych ludzi, studentów. To się dzieje tu i teraz. A MSWiA zajmuje się Maryjką.
Powiedziałabym: "Proszę państwa, ministerstwa są chyba od spraw ważniejszych" i apelowałabym o powagę. Jako obywatelka mam prawo do swoich emocji. Powiedziałam "skurwysyn", co uczynił niejeden pisarz i pisarka na świecie, bo jest to słowo, które coś opisuje. Zrobiłam to także jako koleżanka Eli Podleśnej.
W grudniu policja i ABW złożyli pani wizytę, nazywając ją "ostrzegawczą". Nie obawia się pani, że znajdą pretekst, aby kolejny raz panią odwiedzić?
Wciąż jestem na rehabilitacji po operacji na kręgosłupie, co było wynikiem jeden z interwencji policji latem zeszłego roku i naprawdę bardziej zajmuje mnie moje zdrowie i codziennie ćwiczenia niż chora wyobraźnia ministrów.
To była interwencja podczas manifestacji w obronie niezależnych sądów?
Tak, to był ostatni taki protest. Właśnie wtedy przeprowadzono interwencję, której skutkiem była operacja na kręgosłupie w trybie pilnym. Mówiono mi, że albo się uda, albo nie i wtedy śmierć. Już żegnałam się z córką.
Więc panowie, którzy mieliby ochotę sobie tutaj przyjść, oglądać moje biustonosze, czy książki, jeśli wciąż nie mają moralnego kaca i są chętni, to proszę bardzo. Ale ich rachunek rośnie. Więc ostrzegam. Kiedyś ktoś będzie za to rozliczał. Na pewno pójdę do sądu z moją sprawą. To jest oczywiste.
Już teraz się pani nie boi?
Jak człowiek przejdzie przez coś takiego, to nie jest w stanie się bać. To jest zupełnie inna skala, zmienia się spojrzenie na świat. Już mnie to tylko śmieszy.
Nie przestanie pani manifestować i publicznie wyrażać swój sprzeciw wobec partii rządzącej?
A dlaczego miałabym przestać? Przecież mam takie samo prawo jak inni. Chętnie nie wychodziłabym na ulice, gdyby nie było przyczyny. Moje reakcje są skutkiem, więc jeśli oni przestaną, to ja też.
Ta władza boi się kobiet i stosuje obronę przez atak?
Oni nie tylko boją się kobiet. Całują rączki, ale wszystkie prawne kroki, które poczynają, mają jeden cel: odebrać kobietom różne wolności. I tak się dzieje nie tylko w Polsce.
Właśnie wracam z Chorwacji, gdzie też się temu przyglądałam. Wie pani, że Polską na Chorwacji się straszy? Zapytałam jednego z polityków z partii postępowej o Polskę i powiedział, że używają przykładu Polski do straszenia.
Pan Brudziński może zrobić jeszcze kilka innych rzeczy, żeby postraszyć... Sprawa z Maryjką rozniosła się po całym świecie.
Jak Gombrowicz skomentowałby to, co się teraz dzieje w Polsce?
Miałby duże pole do popisu, bo wybuchają te wszystkie smrody, o których on pisał kilkadziesiąt lat temu. Okazuje się, że Polska po raz kolejny popada w ten sam obłęd.
A myśmy już przecież przeszli pewien proces, były już lata łamania tabu w społeczeństwie. Powinniśmy być dalej. Jestem dzieckiem lat komunizmu, chodziłam do szkoły w latach 80. Pamiętam więc dobrze lata 90. i wydaje mi się, że wtedy w pewnym sensie byliśmy bardziej postępowi, bo otwarci na nowe.
Ale z drugiej strony to są po prostu konwulsje. To nie jest naturalny stan. Widzimy, jak bardzo rozchodzi się rząd ze swoimi pomysłami a dążeniami społeczeństwa.
Jest bardzo duże rozwarstwienie pragnień pomiędzy tym na dole a tym na górze. Wystarczy spojrzeć na Schetynę, żeby zobaczyć, że on myśli w niedzisiejszy sposób.
Kilka lat temu kwestia Kościoła miała jeszcze rację bytu, ale teraz – po tym jak Kościół się skompromitował – to jest nie do powtórzenia. Oni za wolno procesują, zawsze są w rozchybotaniu. A to może doprowadzić do dramatu, bo rozchodzi się wola ludu i wola rządzących.
Ale rządzący mają swoje narzędzia, którymi wpływają na chociaż część tego ludu, np. 500+.
Oni mają swoje narzędzia i mogą przekupywać. Ja mam swoje narzędzia – język. I mogę nazywać rzeczy po imieniu. Nasz język od kilku lat traci znaczenia słów. Jeśli nazywam ministra "skurwysynem", to jest to mój sposób na przywrócenie znaczenia słowa.
Minister zachował się jak skurwysyn, dlatego nazywa się skurwysynem. Nie ma innego słowa na takie zachowanie.
Najważniejsza jest wolność?
Wolność, ale i zdrowy rozsądek, który straciliśmy.
Nie boi się pani, że zostanie zapamiętana jako "bojowniczka-wariatka", której zabrakło zdrowego rozsądku?
Jest mi obojętne, co oni sobie o tym myślą. To klasyka, że z kobiet w życiu publicznym robi się wariatki. Mówią o Klementynie Suchanow, którą sobie wytworzyli, a nie o tej, którą jestem. Korzystam z wolności słowa i mówię, co myślę.
I nie boi się pani, że jutro o 6 rano będzie kolejna wizyta funkcjonariuszy ABW [rozmowa odbyła się w piątek]?
Może w weekendy nie pracują.
Może zrobią dla pani wyjątek.
Nie boję się. Moja córka przynajmniej od dwóch lat jest poinstruowana, co robić, jak przyjdzie policja. Poradzimy sobie.