Prof. Obirek wystąpił u Sekielskiego i nie wierzy w przemianę biskupów. "Są nieprzemakalni na prawdę"

Anna Dryjańska
– Jestem ostrożnym pesymistą – tak prof. Stanisław Obirek komentuje możliwość, że film Tomasza Sekielskiego "Tylko nie mów nikomu" zmieni postępowanie biskupów rzymskokatolickich. Były duchowny w rozmowie z naTemat podkreśla, że obraz o kościelnej pedofilii jest adresowany do społeczeństwa, które może spojrzeć w oczy ofiar i zastanowić się, czy zgadza się na dalszą bezkarność kleru.
Prof. Stanisław Obirek uważa, że film Tomasza Sekielskiego "Tylko nie mów nikomu" wywoła wstrząs moralny w społeczeństwie. fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Gazeta
Anna Dryjańska: Wystąpił pan przed kamerą Tomasza Sekielskiego. Dlaczego zdecydował się pan na ten krok?

Prof. Stanisław Obirek: Bo ukrywanie przestępczości seksualnej kleru to bardzo ważny społecznie temat. Hierarchowie rozgrywają sprawę w sposób absolutnie skandaliczny, więc ofiary tym bardziej potrzebują wsparcia. Jeśli mogę go udzielić, to się nie waham.

Udział w tym filmie traktuję jako spełnienie obywatelskiego obowiązku na rzecz równego traktowania. Nie może być tak, że kościelni przestępcy seksualni są uprzywilejowani. Sprawcy są chronieni, a ofiary pozbawione zadośćuczynienia. Liczy pan na to, że dzięki filmowi Tomasza Sekielskiego biskupi rzymskokatoliccy wezmą odpowiedzialność - w tym finansową - za gwałcenie dzieci przez księży pedofilów?


Jestem ostrożnym pesymistą w tej sprawie. O ile episkopaty USA i Europy Zachodniej potrafiły stanąć w prawdzie po tym, jak hierarchowie zostali skonfrontowani z faktami, o tyle polscy biskupi mają z tym duży problem. To świadectwo ich zapaści moralnej, wyrażające się w nieprzemakalności na prawdę.

Jest to tym bardziej uderzające, że Kościół to instytucja z definicji zajmująca się ludzkim cierpieniem. Tymczasem biskupi rozpaczają nad losem zarodków, a nie widzą bólu skrzywdzonych dzieci. Ale nie skupiałbym się na hierarchach, bo to nie oni są przecież adresatami filmu Sekielskiego.

Przeczytaj też: Kim są pedofile? Jak wybierają swoje ofiary? Co robią, by uniknąć zdemaskowania?
Do kogo w takim razie kierowany jest przekaz?

Do nas jako społeczeństwa. Jestem przekonany, że film wywoła u ludzi wstrząs moralny. Dzięki temu, że będzie dostępny na YouTube, będzie mógł go obejrzeć każdy, kto ma dostęp do internetu. Nie trzeba będzie nawet wydać pieniędzy na bilet do kina, co mogło być dla niektórych barierą choćby w przypadku “Kleru”.

Mechanizm przemocy seksualnej kleru wobec dzieci był już wielokrotnie pokazywany w książkach, filmach, omawiany na konferencjach… Kto chce wiedzieć, ten wie, kto nie chce przyjąć tego do wiadomości, tego żadne fakty nie przekonają. Dlaczego tym razem miałoby się skończyć inaczej?

Nie ma nic skuteczniej poruszającego sumienie, niż spojrzenie w oczy ofiary. Widzowie filmu będą mogli zobaczyć konkretne osoby i usłyszeć ich historie. To nie są statystyki czy mechanizmy, tylko żywi ludzie zgnieceni przez kościelny system.

O ile w przypadku wiedzy teoretycznej można się zdystansować od zjawiska, w tym przypadku pedofilii w Kościele, o tyle w zetknięciu z konkretnymi ludźmi trudno nie uruchomić empatii.

Oczekuje pan empatii społeczeństwa dla ofiar?

Tak, ale nie tylko. Liczę też na to, że każdy, kto obejrzy ten film zada sobie pytanie, czy chcemy nadal tolerować przestępstwa seksualne kleru wobec najmłodszych.

Nie oczekuję cudu – wiem, że film nie wywoła rewolucji. Ale każda książka, każdy film, każda publikacja o krzywdzeniu najmłodszych w Kościele budują masę krytyczną – punkt, po przekroczeniu którego nie będzie już powrotu do obecnej, smutnej rzeczywistości, w której społeczeństwo nie chce stanąć po stronie swoich dzieci. Niektórzy prawicowi publicyści już przed premierą nazywają film paszkwilem lub sugerują, że ma przechylić szalę w wyborach do Parlamentu Europejskiego.

To manipulacje, których celem jest zmiana tematu. Nigdy nie ma dobrego czasu na mówienie o trudnych sprawach. Zacznijmy więc teraz.