"Musisz pomagać ludziom, więc nic innego się nie liczy". Pracownice NGO dla idei milczą o tym, co je spotyka

Anna Dryjańska
Wszystkie imiona w tym tekście zostały zmienione, ale wszystkie cytaty są prawdziwe. Niejasności wokół Marka Lisińskiego, byłego prezesa Fundacji Nie Lękajcie Się, znowu skierowały oczy opinii publicznej na organizacje pozarządowe. W części z nich po cichu rozgrywają się innego rodzaju dramaty, które być może nigdy nie trafią do gazet. Wszystko po to, by nie zaszkodzić szczytnej idei – niezależnie czy są nią prawa człowieka (w tym kobiet), rozwijanie postaw obywatelskich, czy troska o zwierzęta.
fot. Riccardo Fissore / Unsplash
Moje rozmówczynie i rozmówca, osoby z wieloletnim doświadczeniem w branży, pod żadnym pozorem nie godzą się na to, by ujawnić ich personalia, a nawet to w jakich organizacjach pozarządowych (NGO-sach) pracowały. Środowisko jest małe – albo się kogoś zna, albo przynajmniej się go kojarzy, albo kiedyś pozna.

Ścieżki zawodowe mogą się skrzyżować w najmniej spodziewanym momencie. Nikt nie chce sobie robić wrogów, ani uchodzić za osobę sprawiającą problemy. Nie chce też zaszkodzić idei. Ważne jest to zwłaszcza teraz, gdy PiS głodzi finansowo nieprawomyślne organizacje (to przez rząd przepływa znaczna część grantów z Unii Europejskiej).


– Chodzi o to, by nie dać władzy pretekstu do dalszych szykan i rozprawy na wzór węgierski – mówi Maria, działaczka kobieca. Ale nie tylko o to, bo zmowa milczenia obowiązywała na długo przed dojściem Jarosława Kaczyńskiego do władzy.
O nieprawidłowościach w środowisku NGO nie mówi się głośno. –Wszyscy wiedzą, nikt nic nie robi – mówi Agnieszka, była pracownica jednej z organizacji.fot. Gabriel Benois / Unsplash
Misja: ratować świat (swoim kosztem)
Barbara pracowała w organizacji zajmującej się prawami obywatelskimi. Do dziś nie dostała pieniędzy za swój ostatni projekt. – Przecież nie pójdę sądu, żeby odzyskać tysiąc złotych. Więcej wydałabym na prawnika – tłumaczy.

Dlaczego zatem nie opisze sytuacji choćby na Facebooku i nie napiętnuje nieuczciwego szefa? – Po co? Od razu zleci się stado hejterów, a ja będę spalona – mówi Barbara. Co kilka miesięcy wysyła swojemu byłemu szefowi e-mail z przypomnieniem o zaległości. I nic. Ale nie jest gotowa, by zrobić coś więcej. Przynajmniej jeszcze nie.

Maria, aktywistka organizacji kobiecych, zna kilkanaście sytuacji, gdy organizacje pozarządowe nie zapłaciły pracownicy należnego wynagrodzenia, albo przynajmniej nie zrobiły tego w całości.

– Czasami chodzi o zwykłą mściwość osoby kierującej organizacją, zwłaszcza jeśli zrobiła z niej prywatny folwark, a czasami jest to problem systemowy. Gdy wygrywamy konkurs na jakiś projekt, środki mają być zazwyczaj przeznaczone wyłącznie na jego realizację. A skąd wziąć na czynsz, prąd, gaz? Te rzeczy, które są potrzebne do funkcjonowania? Grantodawcy zakładają, że nasze działania odbywają się w próżni – mówi Maria.

Sama kilka razy zrezygnowała ze swojego wynagrodzenia (by było na czynsz i opłaty) lub podzieliła się nim z koleżankami z organizacji, które nie dostały wypłaty. – Nadgodziny dla idei. Brak życia prywatnego dla idei. Brak pensji dla idei. Musisz ratować świat i nic innego się nie liczy – tłumaczy Maria.

Wspomina, że nie dość, że niejednokrotnie otrzymywała tylko część swojej pensji, z własnych pieniędzy płaciła za podróż do miejsc, gdzie kobiety, którym pomagała, stawały przed różnymi instytucjami państwowymi, by walczyć o swoje prawa. – Nie mogłam ich zostawić samych – wyjaśnia.

Dodaje, że teraz sytuacja jest trochę łatwiejsza niż jeszcze kilka lat temu. – Są zrzutki internetowe i innego rodzaju zbiórki. Proszę o pomoc znajomych i obcych ludzi w internecie. Wpłacają po 5, 10, 20 złotych. I tak się uzbiera na bilet w obie strony – opisuje Maria. Niewdzięczne pracownice, które chcą pensji
Iwona pracowała kilka lat temu w organizacji prawnoczłowieczej, której szefowa często występuje w mediach. Za to w zaciszu biura, z dala od kamer, robiła pracownicom karczemne awantury lub zalewała się łzami. I z tego co wie Iwona, bo trzyma kontakt z koleżankami, nadal to robi.

– Kiedyś minął termin przelewu, a na koncie pustka. Poszłyśmy do niej. O niczym nas nie uprzedzała, a my przecież też mamy rachunki do zapłacenia. Gdy zapytaliśmy co z naszymi pieniędzmi, wybuchła płaczem. Oskarżyła nas, że jesteśmy niewdzięczne – wspomina Iwona.

Dziś pracuje w innej organizacji pozarządowej. Jak mówi, pogodziła się z tym, że jest na śmieciówce, bo nawet przy najlepszych chęciach większość NGO-sów nie może sobie pozwolić na zaoferowanie umów o pracę, a ona chce robić coś pożytecznego, a nie wyrabiać targety jako przedstawicielka handlowa.

A emerytura? – Na razie o tym nie myślę. Może po prostu się kropnę jak będę miała już te 70 lat – mówi pół żartem, pół serio. Teraz Iwona dostaje pensję regularnie i bez obsuwy. – Mój szef wie, że jakby mi nie zapłacił, to na drugi dzień nie będzie mnie w pracy. Ale do takiej asertywności musiałam dojrzeć – ocenia.

Ale czy kluczem jest dojrzałość, przynajmniej ta mierzona wiekiem? Maria dodaje, że sytuacja w NGO-sach powoli zmienia się na lepsze dzięki młodym ludziom. – Nie dają sobie tak wejść na głowę jak pokolenie 30-40 latków. Są gotowi pracować za niższą pensję, niż dostaliby w korpo, ale nie za darmo. A ich czas wolny jest święty – mówi Maria.

Według niej to dlatego coraz częściej mówi się w środowisku o przemocy psychicznej, ekonomicznej i innych formach łamania prawa pracy, a w organizacjach coraz częściej pojawiają się psycholożki i trenerki, które starają się zapobiegać takim sytuacjom.

Maria wskazuje, że NGO-sy łatwo zmieniają się w księstwa swoich założycieli. – Szef lub szefowa takiej organizacji może wtedy łatwo odlecieć. Robi wiele rzeczy za plecami zespołu, zataja informacje o sytuacji finansowej, co miesiąc zawiera umowy na 30 dni, by w razie czego łatwo jej się było pozbyć pracownic, choć np. projekt przy którym pracują trwa rok – tłumaczy Maria. Po co to wszystko? – To proste. Jeżeli zespołowi się coś nie podoba, to lider wymienia sobie zespół, zamiast zastanowić się, co robi źle – opisuje kobieta.
Szef ma problem? Najłatwiej wymienić zespół.fot. Andrew Neel / Unsplash
Wycieńczenie
Paweł, który od dawna obraca się w środowisku organizacji pozarządowych, przekonuje, że patologie zdarzają się wszędzie, a o przemocy w pracy milczą przedstawiciele każdej branży, więc nie jest to cecha charakterystyczna NGO-sów.

– Moje koleżanki z innej organizacji chodziły nawet po prawnikach, by coś zrobić z szefem, który stosował wobec nich mobbing, ale w końcu dały sobie spokój. Nie dlatego, że nie chciały szkodzić idei, ale po prostu nie miały siły na to, by iść to sądu. Tak mają wszyscy pracownicy podlegający przemocy. To taki zaklęty krąg. Najpierw długo nie wiedzą, że to co szef im robi, jest nielegalne. Potem, gdy się zorientują, długo zwlekają zanim się rozeznają, co z tym można zrobić. A gdy już wiedzą co mogą zrobić, zwykle nie mają już na to siły – kwituje Paweł.

Zmęczona była na przykład Agnieszka, która kilka lat temu udzielała się w jednej z organizacji działającej na rzecz aktywizacji obywatelskiej. – Gdy zaczęłam być zauważana przez media jako ekspertka, szefowie zaczęli podcinać mi skrzydła. W końcu bez żadnego uzasadnienia rozwiązali ze mną umowę. To częsty mechanizm. Liderzy NGO-sów to silne osobowości, gdy ktoś wyrasta obok nich, traktują to jako zagrożenie i pozbywają się takiej osoby – tłumaczy Agnieszka.

Toksyczna rodzina
Wszystkie moje rozmówczynie wskazują na to, że zgłaszanie nieprawidłowości utrudnia pozornie rodzinna, przyjacielska atmosfera którą oferują małe i średnie organizacje pozarządowe. – Gdy pojawiają się problemy, to wszystko zostaje w toksycznej rodzinie – mówi Barbara. Wtóruje jej Agnieszka. – Jak ktoś ujawni nieprawidłowości, od razu pojawiają się pytania jak to możliwe, skoro przecież u was panowała taka wspaniała atmosfera – mówi kobieta.

Zwraca uwagę również na problem pieniędzy – również dla idei. – Mam kontakty z wieloma NGO-sami w całej Polsce. Nagminne jest, że pracownicy oddają zarządowi pod stołem część swojej pensji, by starczyło na opłaty za siedzibę lub pensje dla członków zarządu. Wszyscy o tym wiedzą, nikt nic z tym nie robi – rozkłada ręce Agnieszka.

Maria mówi, że liderka znanej organizacji dobroczynnej przegrała już w sądzie pracy kilka spraw o mobbing. – Żadna nie poszła z tym mediów. Nie chcą rozdrapywać ran i zaszkodzić idei – podsumowuje.