"Będziesz kur** wisiał". Poseł z Białegostoku nie odpuścił hejterowi, sąd wydał wyrok

Tomasz Ławnicki
Październik 2017 roku. W Strasburgu na posiedzeniu Rady Europy odbywa się głosowanie nad rezolucją, w której wezwano pięć krajów, w tym Polskę, do przestrzegania zasad praworządności. Poseł Nowoczesnej (dziś klub Platforma Obywatelska - Koalicja Obywatelska) Krzysztof Truskolaski głosował za, przeszły też zgłoszone przez niego poprawki. Po przyjęciu rezolucji skomentował: "PiS ma się czego wstydzić". No i się zaczęło...
"Będziesz kur** wisiał" - taką wiadomość dostał poseł Krzysztof Truskolaski (pierwszy z lewej). W tej sprawie właśnie zapadł wyrok. Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Gazeta
"Truskolaski za żebro i na hak! Albo na pal! Tak od wieków postępowano ze zdrajcami. Białostoczanie powinni zadbać o świeże powietrze w swoim mieście", "Za takie działania dla takich jak ty (tfu) będzie kiedyś najsurowsza kara. Takich jak ty kiedyś wieszano obok siebie", "Zdrajco rozliczymy cię jeszcze chwila!!!!!!!" – to tylko niektóre z komentarzy, jakie pojawiły się w mediach społecznościowych pod wpisem posła Krzysztofa Truskolaskiego, syna prezydenta Białegostoku.

32-letni Tomasz T. poszedł krok dalej. Wysłał bezpośrednią wiadomość do posła na jego profilu na Facebooku. "Będziesz ku*wo wisiał za popie*dolenie kraju już za niedługo. Zobaczysz". Właśnie zapadł wyrok w sprawie groźby, jaką internetowy hejter skierował do posła. Kara to 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata i 5 tys. zł grzywny. Orzeczenie nie jest prawomocne. – Oby ten wyrok był przestrogą – wyraża nadzieję Krzysztof Truskolaski w rozmowie z naTemat.

Pół roku więzienia w zawieszeniu plus 5 tys. zł grzywny – jak Pan ocenia ten wyrok?



Nie chcę komentować wysokości wyroku. Dla mnie najważniejsze jest to, że ta osoba została doprowadzona przed wymiar sprawiedliwości i skazana. A sąd jednoznacznie uznał, że wiadomość, jaką otrzymałem w październiku 2017 r., nie mieści się w ramach polskiego porządku prawnego.

Ten wyrok pokazuje, że w internecie nikt nie jest anonimowy. Z orzeczenia wynika jasno – czy to internet, czy to publiczne dyskusje – nie można stosować gróźb karalnych, hejtu, mowy nienawiści. Mam nadzieję, że ten wyrok będzie przestrogą. Tu nie chodzi wyłącznie o posłów czy osoby publiczne. Nikt nie powinien być w internecie obrażany, a kierujący groźby karalne nie powinni być bezkarni.

Pan miał nieprzyjemność spotkać autora groźby na sali sądowej?


Na szczęście nie. Wprawdzie szedłem do sądu na rozprawę psychicznie przygotowany, że przyjdzie mi stanąć twarzą w twarz z panem Tomaszem T. Na pewno nie byłaby to dla mnie chwila komfortowa. W końcu jest to człowiek, który wysłał do mnie wiadomość, że chce pozbawić mnie życia. Do spotkania jednak nie doszło, ten pan nie pojawił się w sądzie.

Na żadnej z rozpraw?


Białostocki Sąd Rejonowy działał bardzo sprawnie i wszystko odbyło się na jednej rozprawie. Tomasz T. pochodzi z Gorzowa Wielkopolskiego, na co dzień mieszka w Holandii.
Prokuratura przez półtora roku próbowała mu postawić zarzuty, długo się to nie udawało. Kiedy w końcu się to udało, został przesłuchany. W sądzie odczytano zeznania, jakie złożył w prokuraturze. To wystarczyło.

Śledczy domagali się dla Tomasza T. kary wyższej, niż to orzekł sąd.


Faktycznie, prokuratura żądała kary surowszej: 10 miesięcy bezwzględnego więzienia. Sąd wziął pod uwagę fakt, że oskarżony ma na utrzymaniu dwie osoby i jego osadzenie w więzieniu odbiłoby się negatywnie na warunkach życia tych osób. Szkoda, że pan Tomasz T. nie pamiętał o tych dwóch osobach na utrzymaniu, kiedy wysyłał do mnie wiadomość z groźbą karalną.

Z jednej strony wyraża Pan nadzieję, że ten wyrok będzie przestrogą, bo w internecie nikt nie jest anonimowy, z drugiej jednak – sporo osób anonimowych jednak pozostało. Przecież komentarzy z groźbami karalnymi pod Pana adresem pojawiło się wtedy o wiele więcej.


To prawda, do sądu trafiła tylko jedna sprawa, choć na policję zgłosiłem ich jedenaście.

Co się stało z pozostałymi?

Groźby Tomasza T. były faktycznie jednymi z najostrzejszych. Dodatkowo zostały one wysłany do mnie bezpośrednio, nie były jedynie komentarzem internetowym.

W przypadku pozostałych 10 zgłoszeń zapadła decyzja o umorzeniu, bo prokuraturze i policji nie udało się znaleźć sprawców. W jednym przypadku powodem umorzenia był fakt, że pani, która popełniła wpis, była w tym momencie - jak uznano - niepoczytalna.

Zamierza Pan coś zrobić z tymi umorzeniami, czy odpuszcza?


Wykorzystałem już wszystkie możliwe środki prawne, nawet wystosowałem pismo do Prokuratora Generalnego, pana ministra Zbigniewa Ziobry. Otrzymałem jedynie odpowiedź, że sprawa została przekierowana z Prokuratury Krajowej do Prokuratury Regionalnej w Białymstoku. Co Prokuratura Regionalna w Białymstoku z tym zrobiła – tego jeszcze nie wiem.
Ale ja na pewno się nie poddam. Zrobię wszystko, aby pozostali autorzy gróźb karalnych też ponieśli konsekwencje.

Pan nie odpuścił już w 2017 r., gdy wiele osób nie brało tych gróźb na serio. Dziś jest już po tragedii w Gdańsku.


I o tym też wspomniałem w mowie końcowej, którą miałem możliwość wygłosić w sądzie. Zwróciłem uwagę, że każdy tego typu wpis w internecie po 13 stycznia 2019 r., gdy zaatakowany został Paweł Adamowicz, ma zupełnie inne znaczenie. Żadnej groźby karalnej wypowiedzianej czy napisanej publicznie nie można lekceważyć i bagatelizować.

Czy ma Pan wrażenie, że śmierci Pawła Adamowicza debata się nieco zmieniła i gróźb karalnych jest mniej, czy wręcz przeciwnie?


Niestety, wydaje mi się, że zabójstwo prezydenta Adamowicza nie dla wszystkich było wystarczającą lekcją. Wystarczy wspomnieć o groźbach, jakie już potem otrzymało wiele osób publicznych, choćby Donald Tusk. Właśnie zapadł też wyrok bezwzględnego więzienia dla autora takich gróźb.
Podobne wiadomości otrzymało wtedy wielu samorządowców, m.in. prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak. Obawiam się, że na razie wiele się nie zmieniło. Ale mam nadzieję, że po kilku wyrokach, takich jak ten w sprawie Donalda Tuska, zmiana jednak w końcu nastąpi.