Starosta z PO pojechała na spotkanie u Dudy i się zaczęło. "Wstyd, powinna zapaść się pod ziemię"
Na stronach starostwa dziś można przeczytać jedynie krótką notkę o tym, że starosta Małgorzata Tudaj wzięła udział w uroczystościach w Belwederze. Jako przedstawicielka zarządu Związku Powiatów Polskich uczestniczyła też w rozmowie w węższym gronie m.in. o oświacie, służbie zdrowia i - co w Kędzierzynie-Koźlu istotne - zabezpieczeniu przeciwpowodziowym.
Bez konsultacji z władzami partii
Gdy o wizycie pani starosty w Warszawie poinformował lokalny portal kk24.pl, dyskusja się zaostrzyła. "Wstyd! Pani starosta powinna się zapaść pod ziemię" – napisał pod informacją internauta Ryszard.
Ostro zareagował przewodniczący Platformy w powiecie kędzierzyńsko-kozielskim Michał Nowak. Stwierdził wprost, że wizyta pani starosty w Belwederze to była samowola. Małgorzata Tudaj nie konsultowała tego wyjazdu z lokalnymi władzami PO, zaś owe władze tę wizytę oceniły "bardzo negatywnie".
"(...) uważam, że nie powinna była się spotykać z prezydentem RP, w szczególności odbierać od niego jakichkolwiek wyróżnień, a następnie dzielić się relacjami i zdjęciami z tego wydarzenia na portalach społecznościowych i w mediach. Wyrażam uznanie tym licznym samorządowcom PO, którzy odmawiają przyjmowania laurów i spotkań z człowiekiem, który wielokrotnie złamał prezydenckie ślubowanie wierności konstytucji" – napisał przewodniczący Nowak.
Oburzonych w PO jest o wiele więcej. Andrzej Kopeć, radny Kędzierzyna-Koźla, w rozmowie z naTemat przyznaje, że czuje duży niesmak. Tym większy, że - jak podkreśla - w swoim czasie dokładał starań, aby Małgorzata Tudaj mogła pełnić funkcję starosty.
Powinna odmówić
– Może pani starosta powinna sama przemyśleć, czy nadal dobrze czuje się jako członek PO – sugeruje Kopeć. Dziwi się przy tym, że Małgorzata Tudaj skorzystała z zaproszenia od prezydenta, zamiast - jak wielu samorządowców z Platformy - zignorować je. Przypomina, że stanowisko PO w kwestii działań Andrzeja Dudy jest jasne: prezydent sam łamie konstytucję i przyzwala na jej łamanie przez partyjnych kolegów.
Odmówienie przyjęcia wyróżnienia byłoby adekwatnym aktem protestu wobec niekonstytucyjnych działań prowadzonych lub/i popieranych przez prezydenta Andrzeja Dudę. Jako krytycy obozu rządzącego powinniśmy moim zdaniem wyrażać swój sprzeciw i dezaprobatę również w takiej formie. Z tego co wiem, niektórzy samorządowcy tak właśnie zrobili. Tak uczyniło przecież wiele bezpartyjnych osobistości świata kultury i nie tylko. Pani starosta z tej okazji nie skorzystała. Szkoda tym bardziej, że może to być odebrane jako aprobata i poniekąd legitymizacja polityki prowadzonej w Belwederze.
Zaproszenie dla starosty kędzierzyńsko-kozielskiego z pewnością przypadkiem nie było. Małgorzata Tudaj swoją funkcję sprawuje od 2012 roku. W tym czasie starostwo było wielokrotnie wyróżniane. W ubiegłym roku na gali Związku Powiatów Polskich powiat otrzymał tytuł "Dobrego Polskiego Samorządu". W rankingu ZPP najbardziej rozwojowych powiatów w kategorii od 60 do 120 tys. mieszkańców Kędzierzyn-Koźle zajął 8. miejsce w kraju, awansując z pozycji 12.
Patrząc na zdjęcia, jakie wójtowie, burmistrzowie czy radni zamieszczali na Facebooku po obchodach Dnia Samorządu Terytorialnego – faktycznie, trudno znaleźć takie, na których występowaliby samorządowcy z PO. Ale wśród odznaczonych znalazło się wielu bezpartyjnych – np. prezydent Knurowa Adam Rams, który od 2002 r. startuje z powodzeniem z własnego komitetu, konkurując z PiS.
Skasowana radość
Selfie z Andrzejem Dudą zamieszczali na Facebooku jednak najczęściej samorządowcy związani z Prawem i Sprawiedliwością. Małgorzata Tudaj pod tym względem była raczej jedyna.
Szef PO w powiecie kędzierzyńsko-kozielskim Michał Nowak w rozmowie z naTemat podkreślił, że w krytyce pod adresem Małgorzaty Tudaj nie tyle chodzi o samo spotkanie w Belwederze, co o to, jak zachowała się już po nim.
Nowak podkreśla, że nie tylko działacze PO unikają spotkań z Andrzejem Dudą i np. przyjmowania z jego rąk odznaczeń. – Gdybym już musiał wziąć udział w takim spotkaniu, pewnie poszedłbym w koszulce z napisem KONSTYTUCJA i jasno powiedział prezydentowi, co sądzę o jego postawie. Na nim by to wrażenia nie zrobiło, ale ja miałbym czyste sumienie – tłumaczy.Oczywiście niemożliwe jest całkowite zamrożenie kontaktów na linii samorząd-władza centralna. Nam jednak chodziło nie tylko o to, że pani Tudaj była u prezydenta. Chodzi o to, że ona najwyraźniej była dumna z tego spotkania, wrzuciła selfie z prezydentem z entuzjastycznym opisem na swój profil prywatny, na fanpage powiatu oraz lokalnych mediów. Nigdy nie wrzucała czegokolwiek np. z protestów pod sądami (bo nie była obecna na żadnym, podczas gdy wielu z nas było na przynajmniej kilku, jak nie kilkunastu), z marszów wolności, z jakiegokolwiek wydarzenia dotyczącego wartości ważnych dla partii, której jest członkiem.
"Moją partią jej samorząd"
Sama starosta przyznaje, że po powrocie z Warszawy usłyszała od partyjnych kolegów wiele słów dezaprobaty. Nam, mimo obietnicy rzecznika powiatu, nie udało się porozmawiać z Małgorzatą Tudaj. Natomiast w rozmowie z "Nową Trybuną Opolską" pani starosta stwierdziła, że w swojej postawie nie widzi nic złego. – Przede wszystkim moją pierwszą partią jest teraz samorząd – stwierdziła.
– Tłumaczenie takiej wizyty chęcią podjęcia rozmów na temat zabezpieczeń przeciwpowodziowych uważam za próbę, dość nieudolną, ratowania twarzy wewnątrz partii. Takie rozmowy prowadzi się w ministerialnych gabinetach, a nie w prezydenckich salonach – komentuje radny PO Andrzej Kopeć.Byłam u prezydenta przede wszystkim po to, by rozmawiać. Dyskutowaliśmy o zbiorniku Racibórz, tym, żeby kancelaria konsultowała z nami więcej projektów ustaw. Dla dobra samorządu będę rozmawiała ze wszystkimi.
"Nowa Trybuna Opolska"
Według partyjnego kolegi pani starosty Małgorzacie Tudaj zależało, żeby się pochwalić się fotkami z Belwederu. – Szkoda, że pani starosta nie może pochwalić się żadną fotografią z demonstracji, które odbywały się swojego czasu w obronie sądów, gdy próbowaliśmy skłonić prezydenta do odmowy podpisu pod ustawami zmieniającymi system sądowniczy – zwraca uwagę Andrzej Kopeć.
Platforma po przejściach
Powiat kędzierzyńsko-kozielski to rejon, gdzie Platforma Obywatelska od lat notuje dobre wyniki. W majowych wyborach europejskich na koalicję współtworzoną przez PO zagłosowało ponad 46 proc. wyborców, na PiS niecałe 34 proc. W 2018 r. w głosowaniu do rady powiatu PO poparło niemal 35 proc. głosujących, PiS - 20 proc.
Ale to także powiat, gdzie mieszkańcy mają prawo mieć do Platformy żal. Choćby o słynną wpadkę byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, który podczas wizyty w Kędzierzynie-Koźlu nie był w stanie poprawnie wypowiedzieć nazwy miasta.
Do tego Platformą w Kędzierzynie-Koźlu od lat targają różne konflikty. W 2011 roku lokalne struktury PO zostały rozwiązane. Do tego momentu na ich czele stał poseł Robert Węgrzyn – wyrzucony z partii po tym, jak w rozmowie z dziennikarzem TVN rzucił niesmaczny żart o lesbijkach. Gdy padło pytanie o legalizację związków partnerskich, pan poseł stwierdził: "z gejami to dajmy sobie spokój, ale z lesbijkami - to chętnie bym popatrzył".
Do partii wprowadzony został zarząd komisaryczny, później przez krótki okres na czele lokalnych struktury stała Małgorzata Tudaj, ale sama z tej funkcji zrezygnowała. Dziś kędzierzyńsko-kozielskiej PO do łask wraca były poseł Węgrzyn. W wyborach samorządowych wystartował z ostatniego miejsca do sejmiku opolskiego i mandat wywalczył.
W styczniu portal kk24.pl poinformował o oficjalnym powrocie Węgrzyna do partii po 8 latach banicji. Były poseł sugeruje, że jego wypowiedź na temat lesbijek była wyłącznie pretekstem, aby go wyrzucić z PO. Prawdziwym powodem miał być zaś konflikt z ówczesnym szefem partii w Opolu. Najnowszy konflikt wewnątrz partii zwolenników raczej jej nie przysporzy.