Aby odsunąć PiS od władzy nie trzeba wygrać wyborów. Oto dlaczego

Jacek Liberski
bloger i autor powieści; polityk hobbysta
Jak wiadomo każdy Polak jest lekarzem, ekonomistą i politologiem – zna się, jednym słowem, na wszystkim. Po niedzielnych wyborach do Parlamentu Europejskiego pojawiło się dziesiątki analiz i podsumowań dotyczących przyczyn porażki Koalicji i samej kampanii. Różne to były analizy, lepsze i gorsze, głębsze i bardziej powierzchowne z różnymi intencjami ich pisania. Na prośbę portalu Na Temat napisałem krótkie podsumowanie w zeszłym tygodniu, dzisiaj chciałbym podzielić się bardziej pogłębionymi przemyśleniami oraz pokusić się o kilka, subiektywnych oczywiście, sugestii na przyszłość.
Co zrobić, by odsunąć PiS od władzy? Fot. Sławomir Kamiński / AG
Po pierwsze – rzecz najważniejsza: nie uważam wyniku na poziomie 38,5% za wynik jakoś dramatycznie fatalny. Biorąc pod uwagę z jakim przeciwnikiem przychodzi się mierzyć, to nawet swego rodzaju mały sukces. Jeszcze miesiąc przed wyborami każdy wyborca głosujący na Opozycję, brałby ten wynik w ciemno. Rzecz w tym, że to nie wystarczyło.

Co się nie udało?
1. Brak doradców od mediów i speców od PR.
Jarosław Kaczyński w pierwszych słowach swego wystąpienia w wieczór wyborczy podziękował doradcom. W drugim podejściu wspomniał dopiero o wyborcach.
2. Zgrane twarze z SLD.
Nie byłem tym pomysłem szczególnie zafascynowany. Rozumem, że w wyborach do PE należało pokazać doświadczenie, ale prawda jest taka, że Grzegorz Schetyna i zarząd PO dał upadającemu SLD stanowczo zbyt dużo. Nie jest tajemnicą, że “doły” Platformy mają o to sporo pretensji.
3. Całkowicie niewidoczny program.


Mimo sporych środków wydanych na promocję w sieci (ponad 140 tys. zł) programu w zasadzie nie było widać. Ilu wyborców w ogóle wie o Dekalogu Gospodarczym Opozycji? Nie będę zgadywał, ale w ciemno mogę powiedzieć, że niewielu. Do tego doszedł brak programu w Latarniku Wyborczym, gdzie ponad 700 tysięcy internautów szukało odpowiedzi na ważne, programowe treści. Programu KE tam nie było wśród wszystkich liczących się sił politycznych.

4. Oddanie walkowerem Polski prowincjonalnej i wschodniej.
Poza kilkoma chlubnymi wyjątkami w większości przypadków Polska pozamiejska została odstawiona na bok – dodam, nie po raz pierwszy. Z drugiej strony, na usprawiedliwienie wypada napisać, że wywieszenie baneru Koalicji lub zorganizowanie spotkania przedwyborczego na terenach objętych PiS-owskim obłędem graniczy z cudem. My, z miast, nie mamy pojęcia, jak to tam wygląda. Może trzeba znaleźć jakiś sposób na to (specjaliści od PR)?
5. Całkowicie błędne założenie, że obrona praworządności to może być główny akcent kampanii.
Wybory pokazały, że ten zakres spraw niewiele interesuje Polaków poza miastami. Tu znów kłania się brak specjalistów od PR.
6. Umiejętne wykorzystanie przez PiS prawdziwej wypowiedzi Leszka Jażdżewskiego i dokumentu Sekielskich do zbudowania niespotykanej dotąd mobilizacji wyborców obozu władzy.
Kaczyński rozegrał to pierwszorzędnie, także przy pomocy ściśle związanego z władzą Kościoła. List Episkopatu do wiernych odczytany akurat w wyborczą niedzielę był tego najlepszym przykładem. KE nie znalazła na to sposobu.
7. Potężne pieniądze i propaganda za 1,3 mld złotych!
Musimy mieć tego pełną świadomość, że PO, największa partia opozycyjna, dysponuje ułamkiem tych środków, którymi dysponuje PiS. Jeśli ktoś to bagatelizuje, to nie wie o czym mówi.
8. I na koniec, brak spójnego przekazu w najważniejszych dla wyborców sprawach.

Gdy Nowoczesna powtarzała, że program 500+ jest do definitywnej poprawy, PO mówiła, że go rozszerzy. Tymczasem należało mówić jasno i wyraźnie: program 500+ jest głęboko niesprawiedliwy, uczynimy go bardziej sprawiedliwym – odbierzemy go bogatym i dobrze sytuowanym, zostawimy tym, którzy go naprawdę potrzebują. Powtarzanie, że powiąże się go z czynną pracą również uważam za niewłaściwe - na beneficjentów tego programu nie działa to zbyt dobrze. Podobna sytuacja dotyczy innych ważnych kwestii.

Reasumując: PiS-owi udało się zmobilizować wyborców w sposób, który zaskoczył nawet sam PiS. Opozycji, czyli głównie Koalicji Europejskiej nie udało się tego zrobić nawet w miastach, co prawdopodobnie mogłoby zniwelować straty na prowincji. Dlaczego? Bo sama Koalicja okazała się mało atrakcyjna nawet dla wyborców liberalnych, że nie wspomnę o wyborcach na wsi, dla których mariaż słusznych haseł światopoglądowych z tradycyjnym wiejskim konserwatyzmem okazał się zbyt trudny do zaakceptowania.

Błędem niewybaczalnym zaś było wrzucenie na listy wyborcze osób pochodzących z innych regionów. Niewybaczalnym, tym bardziej, że stało się to nie po raz pierwszy, co odebrane zostało przez wyborców jednoznacznie jako brak szacunku dla nich. Wymownym przykładem jest tu lista wielkopolska, na której dwie pierwsze pozycje, to typowy przykład braku szacunku dla Wielkopolan, tradycyjnie bardzo z Wielkopolską związanych. Czy trzeba dodawać, że Wielkopolska to tradycyjny bastion Platformy? To w Poznaniu PiS osiągnął najgorszy wynik wyborczy.

Co się udało?
Udało się przede wszystkim zebrać wiele sił politycznych wokół podstawowych dla państwa kwestii. Choć wybory pokazały, że okazało się to w pewnym sensie przekleństwem, to jednak jest to bez wątpienia dobry fundament do dalszych prac. Udało się też osiągnąć kilka spektakularnych osobistych wyników poszczególnym kandydatom. Bartosz Arłukowicz, Elżbieta Łukacijewska, Jerzy Buzek, Janina Ochojska czy Krzysztof Brejza lub Marcin Bosacki, którzy się co prawda do PE się nie dostali, ale ich wyniki były bardzo obiecujące (Bosacki startując z 7 miejsca zdobył w Wielkopolsce blisko 40 tys. głosów). To oznacza, że twarze grają w wyborach tak samo, jak program i hasła.

Niewątpliwie kampania w mediach społecznościowych okazała się o niebo lepsza od tej w 2015 roku, wielka praca polityków Opozycji przejawiająca się aktywnością na Twitterze czy Facebooku także jest dobrym prognostykiem na przyszłość. Niestety wszystko to nie pozwoliło Opozycji wygrać.

Co należy poprawić?
Byłem gorącym zwolennikiem szerokiej Koalicji Europejskiej. Napisałem na ten temat dziesiątki tweetów i kilka felietonów. Ale wybory do europarlamentu pokazały istotne niedostatki tego projektu, a jesienne wybory będą miały jednak inny charakter. Dlatego uważam, że formuła powinna się zmienić. Przy czym nie chodzi mi o to, aby ideę Koalicji zakopać do grobu, tylko żeby ją zmodyfikować.

Ale po kolei. Zacznijmy najpierw od porównania wyników przedostatnich wyborów z ostatnimi.
Procentowo i w liczbach bezwzględnych kształtują się następująco:
PiS 34,13% i 5.267.667 głosów
KO (PO+N) 26,97% i 4.162.720 głosów
PSL 12,07% i 1.863.225 głosów
SLD/LR 6,62% i 1.021.016 głosów
Razem partie opozycyjne zdobyły 7.046.961 głosów, czyli o 1.779.294 więcej niż PiS.
Frekwencja w wyborach samorządowych wyniosła w I turze 54,9%, w II – 48,83%, a więc więcej niż w wyborach do PE.
Wyniki do Parlamentu Europejskiego 2019 procentowo i w liczbach bezwzględnych wyglądają tak:
PiS 45,38% i 6.192.780 głosów
KE (PO+N+PSL+SLD+Z+IP) 38,47% i 5.249.935 głosów
Wiosna 6,06% i 826.975 głosów
Razem wszystkie partie opozycyjne zdobyły 6.076.910 głosów, czyli o 115.870 mniej niż PiS i aż o milion mniej niż na jesieni 2018 roku i to przy frekwencji 45,68% - wysokiej jak na wybory do europarlamentu, ale jednak niższej niż kilka miesięcy temu.
Spójrzmy jeszcze szybko na wyniki dotyczące prezydentów miast, burmistrzów i wójtów.
PO wprowadziła 23 prezydentów miast, 69 burmistrzów i 35 wójtów. SLD odpowiednio: 7, 15, 16. PSL: 2, 68, 221, Nowoczesna: 1, 2, 0.
Razem wszystkie partie opozycyjne wprowadziły do władz samorządowych: 33 prezydentów miast, 154 burmistrzów i 272 wójtów.
PiS, Porozumienie i Solidarna Polska odpowiednio: 5 prezydentów miast, 63 burmistrzów i 151 wójtów.

Zatem można śmiało powiedzieć, że na poziomie władz samorządowych obóz Zjednoczonej Prawicy poniósł nie porażkę a klęskę. A wybory do władz samorządowych to wypisz-wymaluj wybory do Senatu.

Dlaczego? Bo Opozycja była bardziej wyrazista dzięki utworzeniu mniejszych bloków. Razem zdobyła 45,55% wobec 34,13% dla PiS. W wyborach do Europarlamentu wyniki były niemalże odwrotne. Wszystko to razem każe poważnie zastanowić się nad tym, aby ideę szerokiego bloku opozycyjnego zrewidować. Osobiście skłaniam się do dwóch rozwiązań: 1) blok liberalno-konserwatywny – PO+N+PSL+Z i blok lewicowy – W+SLD+IP+LR lub 2) blok liberalno-konserwatywny – PO+N+Z+IP, blok lewicowy W+SLD+LR oraz PSL osobno. Przy czym w obu przypadkach widzę SLD jako “młode SLD”, czyli partia z całkowicie odsuniętymi politykami starszego pokolenia.

Ta sama uwaga zresztą dotyczy też PO - uważam, że Platforma powinna mocniej zaakcentować polityków “drugiego szeregu” oraz kobiety. Absolutnie nie do zaakceptowania jest fakt, że w nowoczesnej partii chadeckiej, jaką chce być PO, liczba kobiet na listach jest znacznie poniżej połowy.

A więc dwa lub trzy bloki do Sejmu i jeden, wielki blok do Senatu – to jest moim zdaniem remedium na przegraną.

Aby wygrać z PiS...
Żeby odsunąć PiS od władzy nie trzeba wcale wygrać wyborów, wystarczy, aby PiS nie zdobył większości, co pozwoli Opozycji utworzyć rząd koalicyjny zbudowany z owych dwóch lub trzech podmiotów. I wcale nie musi być to jedna, wielka koalicja. Jak bowiem wyobrażają sobie państwo PSL i Wiosnę w jednym bloku? Przecież to nierealne, nie mówiąc już o tym, że z gruntu fałszywe. A wyborcy liberalni nie cierpią fałszu. Po co więc im ten fałsz serwować?
Tak wiem, wybory samorządowe to inne wybory niż wybory parlamentarne, a poza tym działa ów nieszczęsny D’Hondt. Ale przecież nie ma żadnego mocnego argumentu przemawiającego za tym, aby tych dwóch wyborów nie porównywać. Co się zaś tyczy systemu D’Hondta, to ewentualne straty spowodowane podziałem na dwa, trzy bloki zniwelować można wyższym wynikiem każdego z nich.

Jest tylko jeden warunek – wszystkie partie muszą się umówić co do najważniejszych spraw nie tylko światopoglądowych, ale też ustrojowych i gospodarczych, a nade wszystko muszą zdać sobie sprawę, że odsunięcie PiS od władzy jest ich obowiązkiem.

Wiem, że to banał, co napiszę, ale jeśli PiS wygra na jesieni, nigdy nie zostaną wyjaśnione największe afery tej władzy: SKOKi, Caracale, Smoleńsk, PCK, GetBack, KNF, działki premiera, dwie wieże, śmierć Igora Stachowiaka, propaganda TVP i wszystkie inne. O utrwaleniu tej władzy nie wspomnę.
A wtedy pozostanie nam jedynie pisanie płomiennych tekstów w drugim obiegu.