Andrzej Duda dał Amerykanom wykład z historii Polski, ale "odleciał" przy pytaniu o Sąd Najwyższy
Andrzej Duda podczas wspólnej konferencji prasowej z Donaldem Trumpem przed Białym Domem zaskoczył zarówno Polaków jak i Amerykanów. Prezydent w odpowiedzi na pytania dziennikarzy wplótł wykład z historii Polski. Mówił o II wojnie światowej, agresji Sowietów i Stanie Wojennym. "Poległ" dopiero na pytaniu o poszanowanie demokracji i sprawę z Sądem Najwyższym, bo w tym przypadku przedstawił "swoją" wersję wydarzeń.
Pojawił się też motyw "Solidarności", dzięki które zdaniem Dudy rozpadł się blok państw sowieckich i Polska odzyskała wolność. Wątek ZSRR pojawił się po raz kolejny, w pytaniu o stosunki z Rosją. Andrzej Duda stwierdził, że Rosja jest silniejszym krajem prawie pod każdym względem, z wyjątkiem męstwa, które wobec niej Polacy pokazali wiele razy.
– Nigdy nie byliśmy wielkimi przyjaciółmi. Rosja była zaborcą, potem była napaść na odrodzoną z popiołów Polskę w 1919 roku. To myśmy wtedy zatrzymali Sowietów pod Warszawą. Za to się potem na nas zemścili, w 1939 roku, mordując naszych oficerów w Katyniu. Nasza przyjaźń jest więc przyjaźnią bardzo trudną. Chcielibyśmy, żeby Rosja była naszym przyjacielem, ale nie chcemy być w rosyjskiej strefie wpływów. Rosja pokazuje swoje imperialne zapędy. A my zawsze byliśmy pod względem kulturowym częścią zachodu – powiedział w Waszyngtonie prezydent Duda.
Jego "wykład" z historii Polski podczas konferencji przed Białym Domem bardzo spodobał się Polakom. Wielu było zachwyconych, że prezydent mówi o trudnej historii Polski podczas wydarzenia, które transmitują największe stacje telewizyjne na świecie.
Trudne pytanie
Prezydentowi szło całkiem dobrze, do momentu, kiedy padło pytanie o poszanowanie demokracji w Polsce i o sprawę z Sądem Najwyższym. Zagraniczny dziennikarz słusznie zauważył, że prezydent Duda może twierdzić, że demokracja w jego kraju ma się dobrze, ale co innego mówią inne kraje europejskie. To spowodowało, że Duda był zobligowany udzielić kolejnego wykładu. Tym razem jednak całkowicie odleciał.
Prezydent wyznał, że urodził się w komunistycznej Polsce, w której więziono, mordowano i porywano ludzi. Nawiązał do Stanu Wojennego, podczas którego ówczesna władza w Polsce dokonała wielu zbrodni.
– Ja się urodziłem 1972 roku w Polsce, która znajdowała się w sowieckiej strefie wpływów, w której karierę można było zrobić tylko, jeśli ktoś się zapisał do komunistycznej partii i grzecznie słuchał ludowej władzy, która była jedyną wyrocznią. Tak też się działo przez wiele lat, choć wyrósł protest społecznych, wyrosła "Solidarność" – mówił prezydent.
– Nie tak dawno ze zdumieniem odkryłem, że w polskim Sądzie Najwyższym znajduje się cała grupa sędziów, którzy orzekali jako sędziowie należący do komunistycznej partii, którzy nawet orzekali w czasie stanu wojennego, skazując ludzi na więzienie na podstawie prawodawstwa komunistycznego stanu wojennego – stwierdził Andrzej Duda stawiając na równi sędziów SN z komunistycznymi agentami i oprawcami.
Polski prezydent, który wizytuje USA z żoną i córką, podkreślił na koniec, że w Polsce jest przestrzegana wolność słowa i standardy konstytucyjne, są wolne media i "wszystko to, co funkcjonuje w wolnych demokracjach".