Emerytowany pułkownik armii USA dla naTemat: To, co podpisali Duda i Trump, to historyczny krok

Anna Dryjańska
Agresja Rosji na Ukrainę czy Gruzję pokazała, że należy zwiększyć siły NATO w Polsce. Dobrze, że tak się stało, bo to reagowanie na rozwój wypadków. Sytuacja na wschodzie wyraźnie pokazała, że dotychczasowe zabezpieczenia nie były wystarczające – mówi Ray Wojcik, szef pozarządowej organizacji Center for European Policy Analysis w Warszawie i emerytowany pułkownik armii USA.
Prezydenci Trump i Duda podczas wizyty przywódcy USA w Polsce latem 2017 roku. fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta
Anna Dryjańska: Jak pan ocenia deklarację, którą podpisali wczoraj prezydenci Polski i USA?

Ray Wojcik: Myślę, że to historyczny moment dla naszej obronności i stosunków polsko-amerykańskich. Jest to krok naprzód zarówno dla Polski, jak i dla całego regionu, który będzie bezpieczniejszy. Potwierdza to chociażby tweet ministra spraw zagranicznych Litwy, Linasa Linkeviciusa, który z zadowoleniem przyjął wczorajszą deklarację. Jak długo pracuje się nad takim porozumieniem?

Szacuję, że od 9 do 12 miesięcy, oczywiście jeśli mówimy o tej konkretnej deklaracji. Z szerszej perspektywy bowiem wszystko zaczęło się dzięki polskim przemianom zapoczątkowanym w 1989 roku. Takiej umowy nie podpisuje się na dzień dobry.


Pojawiły się głosy, że tysiąc żołnierzy nie będzie miało znaczenia dla naszej obronności, więc trudno mówić o wielkim sukcesie, zwłaszcza że za ich obecność zapłaci Polska.

Postrzeganie armii w kategoriach czysto ilościowych to relikt przeszłości. Świat się zmienił. To nie są już czasy I ani II wojny światowej. Technologicznie jesteśmy w zupełnie innej epoce.

Dlatego tysiąc żołnierzy, którzy będą między innymi sterować bezzałogowymi statkami powietrznymi MQ-9, znacząco poprawi bezpieczeństwo Europy Środkowo-Wschodniej, jak i możliwości samego NATO. Nie jest to dywizja, ale nadal istotne wzmocnienie Europy. To jest też ważna wiadomość skierowana na wschód.
Ray Wojcik, szef CEPA.fot. archiwum prywatne
Po zaatakowaniu Ukrainy Rosja ma chrapkę na Polskę?

Nie da się przewidzieć, co się dzieje w głowie Putina. Dla niektórych atak Rosji na Polskę może brzmieć jak fabuła political fiction, ale przecież to duża część ostatnich 300 lat waszej historii. Nie lekceważyłbym więc tego ryzyka.

Agresja Rosji na Ukrainę czy Gruzję pokazała, że należy zwiększyć siły NATO w Polsce. Dobrze, że tak się stało, bo to reagowanie na rozwój wypadków. Sytuacja na wschodzie wyraźnie pokazała, że dotychczasowe zabezpieczenia nie były wystarczające.

Czy można ocenić ryzyko takiego ataku?

Rosja uderza wtedy, gdy nadarzy się okazja, gdy jej cel jest osłabiony z powodu jakichś okoliczności. Polityka to nie matematyka, nie można tego wyliczyć, bo to zależy od zmieniającej się sytuacji. Rzecz w tym, by zmniejszyć prawdopodobieństwo takiego ataku do minimum.

Ukraina nie jest buforem dla Polski – Polska jest na pierwszej linii frontu.

W 1939 roku Polska bardzo zawiodła się na swoich sojusznikach. Zobowiązania do obrony pozostały na papierze. Z takimi doświadczeniami trudno się nie obawiać powtórki z historii.

Właśnie dlatego po II wojnie światowej powstało NATO, które na bazie wartości zachodnich demokracji stworzyło wspólny system bezpieczeństwa. Oczywiście NATO nie jest idealne. Idealna nie jest też Unia Europejska. Ale nic lepszego dotąd nie wymyślono.

Jak długo mieszka pan w Polsce?

W sumie już 9 lat. Pierwszy raz odwiedziłem Polskę na początku lat 90-tych.

Jak pan ocenia czystki kadrowe PiS w polskiej armii? Jedni mówią, że osłabiły wojsko, inni, że je wzmocniły. Jak pan to widzi z zewnątrz polskiego sporu?

Nie chcę się wypowiadać o konkretnych osobach, ale ogólnie rzecz ujmując, pozbyto się wielu wartościowych oficerów z wielką wiedzą w kluczowych obszarach. To nie jest tak, że to zniszczyło polską armię tak, że jest nie do odbudowania, ale wpływ był niekorzystny. Teraz morale żołnierzy jest bardzo wysokie, myślę że czas trudności już minął.