Oto największy mit, jeśli chodzi o jazdę supersamochodami na torze wyścigowym

Michał Mańkowski
Są samochody, i są samochody. A później są też tzw. supersamochody. Jednym z nich jest Audi R8, które niedawno przeszło lifting. To raczej kosmetyczne zmiany, a samo auto wciąż jest kosmiczne. Bardzo. Przekonaliśmy się o tym na torze Silesia Ring podczas eventu "sportcar experience", które Audi – podobnie jak i inne marki – organizuje dla swoich klientów.
Audi R8 to auto, które dopiero na torze pokazuje, co naprawdę potrafi. Fot. naTemat
Spokojnie, nie trzeba posiadać Audi R8. Ba, nie trzeba posiadać nawet sportowego Audi, by tam trafić. Dilerzy różnych marek organizują tego typu wydarzenia dla swoich obecnych lub potencjalnych klientów, podczas których można wyszaleć się na torze.
Gwarantuję Wam, że po takich kilku godzinach pod czujnym okiem instruktorów ostatnia rzecz, o której pomyślicie to nie do końca bezpieczna jazda po drogach. To generalnie mógłby być punkt obowiązkowy dla każdego kierowcy: szkolenie i jazda na torze nadzorowana przez profesjonalnych kierowców. W efekcie mało kto miałby jeszcze ochotę wygłupiać się na drodze.


Raz, że byłby cholernie zmęczony (takie kilka godzin męczy i psychicznie, i fizycznie). Dwa, że po prostu wyszalałby się wystarczająco i poflirtował z adrenaliną. I trzy – dość szybko uświadomiłby sobie, że nie potrafi jeździć tak dobrze, jak mu się wydawało.

Poza tym wbrew pozorom na torze największą zabawą nie jest piłowanie auta "do odciny" i zamykanie liczników. Ba, byłem na torze już wielokrotnie i nigdy to rozwijanie prędkości nie było największą zabawą, o co często byłem pytany ("a ile jechałeś?!") Pewnie – jest kilka prostych, na których można depnąć gaz do dechy, ale to tylko momenty i wcale nie zbliżamy się do wartości końcowych na liczniku.
W ogóle to niesamowite, jak siedząc w samochodzie i pokonując kolejne zakręty czy wspomniane proste mamy wrażenie niesamowitych przeciążeń, prędkości i wrażeń. No drugi Robert Kubica normalnie. Pełne skupienie, nawrotki, łuki i co tylko możecie sobie zamarzyć. Tymczasem w praktyce wygląda to... bardziej cywilizowanie.
W niektórych autach umieszczane są kamery pokładowe, które nagrywają czy to na pamiątkę, czy to w celach szkoleniowych, kierowcę, zegary i to, co widzimy przed maską. I jakież było nasze zdziwienie, gdy po wyjściu z auta okazało się, że to, co w naszej głowie wydawało się kolejną częścią "Szybkich i wściekłych" w rzeczywistości było przejażdżką przy prędkościach zbliżonych bardziej do 70-100 km/h niż do 170-200 km/h.

I nie zrozumcie mnie źle: to świetna zabawa i nauka jednocześnie. Po prostu nie potrzeba wielkich prędkości, żeby twoja głowa i ciało poczuły adrenalinę, szczególnie z kaskiem i balaklawą na głowie. Sekwencja kilku ciasnych zakrętów pokonanych po poprawnej linii jazdy to dużo większa satysfakcja. Zwłaszcza, gdy przez radio instruktor (cały czas jedzie pierwszy, nie wyprzedzamy się) wręcz krzyczy, że "pięknie!".
Każde kolejne kółko to oswajanie się z autem i torem. Z czasem kolejne zakręty możemy pokonywać sprawniej, co nie zawsze znaczy z większą prędkością. Na każdym urywamy kolejne sekundy, widząc i czując jak czujemy się pewniej. Sportowe auta, w tym R8, mają także serię dodatkowych wskaźników, których w normalnych autach nie doświadczymy.

To m.in. ekran przedstawiający nam przeciążenia działające na kierowcę w danym momencie (czerwone kółko pokazuje, jakie siły działają na nasze ciało), albo kontrola temperatury opon. Torowa jazda bardzo szybko je podgrzewa, momentami nawet do 80-90 stopni! Wtedy musimy się pilnować, bo przyczepność nie jest już tak mocna i warto dać autu (a raczej oponom) nieco odpocząć.

Nowe Audi R8, które było główną atrakcją na torze, oficjalnie zostało pokazane pod koniec 2018 roku, a do sprzedaży trafiło w pierwszych miesiącach 2019.
Lifting, które dostrzeże tylko bardziej wprawne oko, sprawił, że R8 jest jeszcze szybsze i jeszcze mocniejsze. Połowa podezespołów "cywilnej" wersji jest taka sama jak w wyścigowym i typowo sportowym modelu R8 LMS GT3. Żaden samochód ze stajni Audi nie ma tyle wspólnego z modelami ze sportami motorowymi co ten.

Zmian pod maską nie widać, ale dzięki nim mamy do wyboru jazdę po trzech typach nawierzchni (sucha, mokra, śnieg), a ulepszenie systemu kontrolu stabilizacji jazdy sprawiło, że przy prędkości 100 km/h auto hamuje o 1,5 metra krócej niż poprzednik.
R8 ma także jeszcze szerszy i bardziej płaski grill, "ostrzejszy" zderzak, a także trzy pakiety pozwalające indywidualizować splitter, nakładki na progi cyz dyfuzor. W ramach liftingu właściciele będą mogli wybierać z dwóch dodatkowych kolorów szary (Kemora Grey) i niebieski (Ascari). Więcej o poprzedniej wersji R8 przeczytasz w naszym teście.

R8 jest dostępne w dwóch wersjach. "Zwykłej" z 570KM i sprintem do setki w 3,4 sekundy, a także tej bardziej przypakowanej tj. Performance. Tutaj koni mechanicznych mamy 620, a do setki lecimy w 3,1 sekundy. Prędkość maksymalna to odpowiedni 324 i 331 km/h. W jednym i drugim przypadku silnik to 5,2-litrowa jednostka V10.

Ta przyjemność kosztuje co najmniej 800 tysięcy złotych, ale realnie z salonu wyjdzie się wykładając na nowe R8 z dodatkami co najmniej okrągły milion.