Takie szkolenie zgasi każdego cwaniaka za kółkiem. Przydałoby się większości kierowców

Michał Mańkowski
Nie pamiętam, kiedy ostatnio wszyscy byli w czymś tak zgodni. BMW M2 Competition to absolutna petarda i najlepsza bawarska zabawka na torze wyścigowym. Przekonała się o tym grupa dziennikarzy z Polski, która uczestniczyła w BMW Driving Experience na torze Silesia Ring. I uwaga, teraz najlepsze, dokładnie taki sam program może wykupić sobie każdy kierowca. Trzeba tylko (niemało) zapłacić.
Jazda w kontrolowanym poślizgu to jedno z ćwiczeń podczas szkolenia. Fot. D.Kalamus / Materiały prasowe
Tor Silesia Ring, który znajduje się pod Opolem, cztery godziny drogi od Warszawy, okazał się zbawieniem dla marek motoryzacyjnych. W sezonie jedna za drugą organizują tam eventy, gdzie można sprawdzić możliwości ich aut i wyszaleć się na torze. Obiekt jest zbudowany według najwyższych standardów i jego jedyną wadą jest właściwie tylko... lokalizacja.

BMW Driving Experience to bawarska edycja tego, co robią dla obecnych i potencjalnych klientów różni producenci. Na torze udostępniają swoje najfajniejsze modele i dają się klientom wyszaleć. Wszystko oczywiście pod okiem profesjonalnych instruktorów, którzy z autami są w stanie robić prawdziwe cuda.
Fot. D.Kalamus / Materiały prasowe
Poważnie, po całym dniu jeżdżenia (8-9 godzin), gdy myślisz, że "trochę się już nauczyłeś", na koniec wsiadasz na przejażdżkę tzw. Taxi Drive z instruktorem i... szczęka ci opada. Nagle okazuje się, że wszystkie zakręty, które pokonywałeś nie tylko można "brać" dużo szybciej, ale także można... przelatywać przez nie bokiem, a w lusterkach widać tylko dym palonej gumy.


Obserwowanie pracy rąk na kierownicy czy drążku zmiany biegów to uczta dla oczu. Tak sprawnie, a delikatnie zarazem. Niesamowite wyczucie i pewność prowadzenia zrobi wrażenie na każdym. Jeśli będziecie kiedyś mieli okazję na taką przejażdżkę, nie wahajcie się ani chwili i wskakujcie pierwsi. Co wbrew pozorom nie jest takie oczywiste, bo po tylu godzinach na torze jest się naprawdę zmęczonym (fizycznie i psychicznie) i nie wszyscy są chętni na dawkę kolejnych wrażeń i przeciążeń.
Fot. D.Kalamus / Materiały prasowe
Event w końcu zawitał do Polski (na świecie jest od ponad 40 lat) i będzie dostępny nie tylko na Śląsku, ale także w innych lokalizacjach.

Cel jest prosty: zaprezentować swoją gamę, także tą najbardziej sportową, czyli "M" oraz podnosić umiejętności jazdy polskich kierowców. Wbrew temu co może się wydawać, na torze uczy się właśnie tego.

Do wyboru są trzy rodzaje kursów: Safety Driving Experience, M Intensive Training oraz M Perfection Training.

Pierwsze dwa do wydarzenia jednodniowe, ostatnio to już zabawa, na którą trzeba zarezerwować dwa dni. Opcja pierwsza to raczej podstawowe szkolenie dotyczące hamowania, kontrola podsterowności itd.
Fot. D.Kalamus / Materiały prasowe
My mieliśmy okazję przejść szkolenie M Intenstive Training, czyli już tą bardziej zaawansowaną jazdę najbardziej sportowymi modelami M. Na torze czekała nas cała stajnia M-ek we wszystkich możliwych – nawet najbardziej szalonych – kolorach. Było luksusowo-sportowe BMW M5 Competition, seksowne coupe M4 i maluszek o nazwie M2 Competition.

I o ile na starcie największe emocje budził ten pierwszy model, po kilku godzinach jazdy wszyscy byli zakochani w... tym ostatnim. Ale o tym więcej za chwilę.
Fot. D.Kalamus / Materiały prasowe
Jak wygląda taki event? Na początku około godzinna odprawa dotycząca bezpieczeństwa i praw fizyki. W końcu nawet na najlepsze samochody działają one tak samo. Nie ma się tutaj krzywić pod nosem, rzeczy takie jak poprawne ustawienie fotela lub zrozumienie, jak działa napęd i zachowuje się samochód są naprawdę kluczowe dla bezpiecznej jazdy.

Potem parujemy się po dwie osoby do samochodu i trafiamy pod oko instruktora, który zabiera nas na poszczególne odcinki. Na początku to zapoznawanie się z torem i samochodami. Na początku może wydawać się nieco nudno, ale spokojnie, to tylko wstęp.
Fot. D.Kalamus / Materiały prasowe
W trakcie różnych segmentów można potestować jazdę bokiem po mokrej nawierzchni z wyłączonymi systemami trakcji, więc ten tył naprawdę "zamiata". Zwłaszcza przy mocy ponad 600 koni mechanicznych na tylnej osi. Wystarczy musnąć pedał gazu, by tył zaczął wyprzedać przód. Mało komu udawało się przejechać całe koło poprawnie, ale po kilku próbach zaczęło być już wyraźnie lepiej.

Ciekawym doświadczeniem było też awaryjne hamowanie na prostej oraz w długim zakręcie, a także nagłe wymijanie przeszkody. Nawet jeśli to brzmi nudno, zaufajcie mi: jest przy tym sporo zabawy, właściwego szkolenia i emocji.
Fot. D.Kalamus / Materiały prasowe
Gdy instruktor pokazywał ćwiczenie, wszyscy stojąc z boku jak jeden mąż, lekko rozdziawialiśmy usta i oczy. Wszystko wyglądało szybko, niebezpiecznie i skomplikowanie. Sęk w tym, że to wrażenie mijało, gdy wsiadało się za kierownicę. Jeśli tylko zaufasz autu (a tutaj można pozwolić sobie na wiele), okazuje się, że nie wykonując gwałtownych ruchów, ale wyrabiając sobie odpowiednie nawyki (ruch nogą/rękami) jesteśmy w stanie szybko i z sukcesem powtórzyć to ćwiczenie. Na każdym z segmentów mieliśmy po kilkanaście (a czasem i więcej) prób.

Kluczowy było wspomniane zaufanie autu i wyrobienie sobie nawyków. Dlatego też instruktorzy do znudzenia powtarzali przez radio to samo. Gdzie patrzeć w trakcie jechania, w którym momencie reagować, jak mocno reagować (w trakcie hamowania awaryjnego zawsze na 110 procent.), jak kręcić kierownicą, jak trzymać ręce i tak dalej i tak dalej.
W końcu przyszło też to na co wszyscy czekali, czyli jeżdżenie po torze wszystkimi dostępnymi na evencie modelami. Niby wszystkie BMW, niby wszystkie M, ale tak skrajnie różne. Przesiadając się z jednego modelu do drugiego, nawet jako amatorzy, jesteśmy w stanie poczuć wyraźną różnicę w zachowaniu aut. Każde prowadzi się inaczej.

BMW M5 to połączenie luksusowej-limuzyny i sportowego auta z naciskiem na tę pierwszą część. Więcej przeczytacie o tym samochodzie tutaj. M4 to już bardziej surowe i sportowe coupe, ale – ku zaskoczeniu wszystkich – gwiazdą eventu okazało się BMW M2 Competition.
Fot. D.Kalamus / Materiały prasowe
Najmniejszy samochód w tej stawce z silnikiem przeniesionym z M3 i M4 okazał się autem dającym najwięcej radości z torowej jazdy. I nie ma znaczenia, że w środku wygląda... nazwijmy to... dyskusyjnie. To pewnie efekt przesiadki z królewskiej piątki. "Premium feel" nie jest jednak tym, czego oczekujesz od M2. Od M2 oczkujesz przyspieszenia, precyzyjnego prowadzenia, ostrego hamowania i lekkiego rzucania tyłem. I wszystko to dostajesz z nawiązką.

Łącznie zrobiłem za jej kierownicą kilkanaście odcinków i było fenomenalnie. Czułeś samochód, który z jednej strony był wyzwaniem, z drugiej czuwał nad tym, żeby gdzieś nie przegiąć. Każdy dziennikarz, z którym rozmawiałem, miał podobną opinię. M2 daje wyjątkowy fun na torze i prowadzi się świetnie.
Jeśli chcecie się o tym przekonać, możecie to zrobić na własnej skórze i za własne pieniądze. Koszt powyższego programu to 5 886 PLN brutto. Czy w takiej cenie są jakieś minusy? Na niektórych odcinkach i przeszkodach spędza się za mało czasu. Zanim poczujesz o co w tym chodzi, musisz gnać na następny, więc nie wszędzie realnie się pouczyłeś/pobawiłeś. Rozwiązać mogłoby to siedzenie pojedynczo w samochodach. Przydałoby się także więcej rywalizacji, chociażby czasowej. To zawsze fajna nutka adrenaliny. No i przynajmniej jedno kółko z instruktorem na fotelu obok. Wtedy na pewno wyniosłoby się z tego jeszcze więcej. Niemniej, te kilka długich godzin na torze ostatecznie wymęczy i zadowoli większość kierowców.