Jest taka akcja: Lećcie do Gruzji! Dla własnej przyjemności i na złość Putinowi

Tomasz Ławnicki
"Kommiersant" wylicza, że już w tej chwili z wykupionych wycieczek do Gruzji będzie musiało zrezygnować ponad 155 tys. Rosjan. Rocznie Gruzję odwiedza niemal półtora miliona turystów z Rosji. Ostatnia decyzja Władimira Putina to bez wątpienia cios dla Tbilisi. Stąd apel kochających Gruzję: lećcie tam, a również zakochacie się w tym kraju.
Marcin Meller zachęca: zakochacie się w Gruzji. Fot. Krzysztof Mazur / Agencja Gazeta
Rosyjska prowokacja?
Dla Gruzinów to było jak splunięcie w twarz – po tym wszystkim, co stało się w 2008 r. Od 11 lat Tbilisi nie utrzymuje kontaktów dyplomatycznych z Moskwą. A tu taka zniewaga.

Przed tygodniem na forum parlamentu, z miejsca, gdzie zazwyczaj przemawia przewodniczący izby, swoje wystąpienie po rosyjsku zaprezentował Siergiej Gawriłow, przedstawiciel rosyjskiej Dumy Państwowej. Gruzińskie władze tłumaczyły, że Rosjanin przyjechał na posiedzenie Międzyparlamentarnego Zgromadzenia Prawosławia, ale to dla Gruzinów było żadne wyjaśnienie.


– Co tak naprawdę się tam stało? Trudno mi powiedzieć. Pewnie dopiero w najbliższych miesiącach tego się dowiemy, a może i nigdy. To mogła być i rosyjska prowokacja, i mogło to być działanie jakiejś agentury rosyjskiej działającej w Gruzji. Nie oszukujmy się: Gruzja to dla Rosji bardzo istotny kierunek, w związku z czym mają tam swoich ludzi. A może to był zwykły przypadek, tego też wykluczyć nie można – komentuje w rozmowie z naTemat Marcin Meller, znawca Gruzji.

Rosja = okupant
Pierwszego dnia protestów na ulice Tbilisi wyszło ok. 10 tys. demonstrantów, którzy przypuścili szturm na parlament. Policja użyła gazu łzawiącego i broni gładkolufowej. Rannych zostało ponad 200 osób, zatrzymano ponad 300. Kolejnego dnia demonstrantów było już dwa razy więcej. W ten sposób Gruzini skutecznie przypomnieli światu, że dla nich Rosja to okupant i wróg numer jeden, z którym od ponad dekady formalnie nie utrzymują stosunków dyplomatycznych.
Wojna gruzińsko-rosyjska trwała zaledwie pięć dni, choć oczywiście w pięciu zdaniach opisać się jej nie da. Konflikt rozpoczął się w nocy z 7 na 8 sierpnia 2008 roku. Jego podłożem były prowokowane przez Rosjan spory pomiędzy Gruzinami i mieszkańcami Osetii Południowej. Dwa regiony Gruzji - właśnie Osetia Południowa oraz Abchazja - dążyły do niepodległości i w tych dążeniach wsparła je Rosja (obecnie ich niepodległość uznaje jedynie 5 państw na świecie: Rosja, Nikaragua, Wenezuela, Nauru i Syria).

Sympatia do Polski i Polaków
Rosyjskie wojska w ciągu pięciu dni dotarły aż pod samo Tbilisi. 12 sierpnia do stolicy Gruzji przylecieli prezydenci pięciu krajów: Polski, Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy. Lech Kaczyński mówił wówczas do tysięcy demonstrantów w Tbilisi, że obowiązkiem społeczności międzynarodowej jest solidarne przeciwstawienie się rosyjskim dążeniom imperialnym.

– Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może o czas na mój kraj, na Polskę – tak wówczas Kaczyński uzasadniał konieczność sprzeciwu NATO i Unii Europejskiej wobec rosyjskich działań. Gruzini Polsce za tę deklarację sprzed ponad dekady są - co tu kryć - wdzięczni po dziś dzień.
Tbilisi wieczorem.Fot. Artur Synenko / 123rf

– Oczywiście, że sympatia Gruzinów do Polski wynika m.in. z przylotu Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi w czasie wojny rosyjsko-gruzińskiej. Ale nie tylko. Te dobre kontakty były już w XIX w., kiedy za caratu wielu Polaków stacjonowało tam jako żołnierze. Z drugiej strony - wielu Gruzinów za komuny jako żołnierze radzieccy stacjonowało w Polsce i z sentymentem ten pobyt wspominają. Między nami i Gruzinami jest bardzo wiele podobieństw charakterologicznych – tłumaczy Marcin Meller.

Putin chce, by Gruzja spokorniała
Dziś sytuacja pomiędzy Tbilisi a Moskwą znów stała się mocno napięta. Władimir Putin, aby "ukarać" Gruzję za antyrosyjskie protesty, zdecydował, że od 8 lipca loty pomiędzy Rosją a Gruzją będą całkowicie wstrzymane. Do tego czasu sprowadzeni do kraju mają być wszyscy Rosjanie wypoczywający na terenie Gruzji, a wszelkie zaplanowane i wykupione wycieczki mają być anulowane.

"Kommiersant" podaje, że w 2018 r. Gruzję odwiedziło 1,29 mln turystów z Rosji. Z danych Światowej Organizacji Turystyki przy ONZ wynika, że w 2017 r. z Polski do Gruzji poleciało niecałe 60 tys. osób. Marcin Meller liczy, że w tym roku będzie ich o wiele więcej.

– Jeżeli można jakoś Gruzinom pomóc, to ja jestem pierwszy – deklaruje w rozmowie z naTemat.
Meller zdaje sobie sprawę, że żaden apel, żadna tego typu inicjatywa z pewnością nie załata dziury, jaka powstanie w wyniku zakazu Putina. Decyzja prezydenta Rosji nie tylko oznacza, że nie przylecą Rosjanie, ale też np. i Gruzini, którzy licznie mieszkają na terenie Federacji Rosyjskiej.
Marcin Meller

Dla Gruzji decyzja Putina będzie miała bardzo istotne skutki finansowe. Wiadomo, że chodziło mu o to, by Gruzini spokornieli, kiedy dostaną po kieszeni. Tak wyglada polityka Moskwy. Z Polską przecież robili to samo choćby wtedy, gdy wprowadzali embargo na nasze jabłka.


Meller jest przekonany, że każdy Polak, który przyjedzie do Gruzji, będzie tym krajem zachwycony. I niemal pewne jest, że kiedy ktoś przyleci do Tbilisi czy Kutaisi i powie, że jest z Polski, to wywoła to uśmiech na twarzy Gruzinki czy Gruzina. Zdaniem dziennikarza nie ma drugiego takiego kraju na świecie, gdzie Polska i Polacy cieszyliby się aż taką sympatią.

– Choć kiedy rozwinął się bardziej masowy napływ turystów z Polski, to przyjechali też i tacy, którzy nasłuchawszy się o legendarnej gruzińskiej gościnności uznali, że wszystko będą mieli za darmo. Pojechali z roszczeniowymi postawami i trochę nam zepsuli opinię. Niemniej nadal jest tak, że fajnie jest być Polakiem w Gruzji – przyznaje dziennikarz.

Zakochacie się w tym kraju
Opcji na wakacje w Gruzji jest wiele. I - jak zapewnia Meller - każda dobra.
– Jak ktoś nie lubi na własną rękę, są liczne biura podróży, które organizują atrakcyjne wycieczki do Gruzji. Jeżeli ktoś lubi na własną rękę, jest mnóstwo lotów do Tbilisi czy do Kutaisi. Wystarczy zarezerwować - w zależności od funduszy - czy guest house, czy hotel. A w Gruzji jest tak, że jak już się ma ten pierwszy nocleg, to się spyta na recepcji, dokąd pojechać, jak trafić i wszystko pójdzie jak z płatka – zapewnia Meller.

Według dziennikarza Gruzja to "bardzo prosty kraj w obsłudze". Mimo oczywistej bariery językowej, bo z gruzińskiego alfabetu nie sposób się niczego domyślić. Jasne jest, że na miejscu rosyjski jest bardziej przydatny niż angielski. Po rosyjsku mówią praktycznie wszyscy. – Nawet ci, co udają, że nie znają rosyjskiego – żartuje Meller.

Angielski znają zazwyczaj ludzie młodsi i przede wszystkim w dużych miastach. W mniejszych miejscowościach na rozmowę po angielsku nie ma co liczyć. Ale - jak zapewnia Meller - to żaden problem.
Gruzja, widok na wieś Adishi.Fot. Leonid Tit /123rf

– Moja żona jest już z tego pokolenia, które w szkole nie uczyło się rosyjskiego. W związku z tym posługiwała się rosyjskim własnej kreacji. I też jakoś wychodziło. Wyjazd do Gruzji poleciłem też wielu 30-letnim znajomym, którzy rosyjskiego nie znają ni w ząb, i też dali radę – dodaje mój rozmówca.

Gruzini już to przerabiali. Dadzą radę
Wprowadzane właśnie przez Rosję embargo nie jest pierwsze. W 2006 r. też przerwano połączenia z Rosji do Gruzji, do tego przerwano łączność pocztową i wprowadzono zakaz importu wielu produktów, w tym gruzińskiego wina.

– Gruzini się wtedy mocno zmobilizowali i ostatecznie wyszło im to na dobre. Rozszerzyli eksport wina na te kraje, gdzie dotąd nie byli obecni, otworzyli się na turystów z innych państw. Przestali być skazani na Rosję. Teraz też dadzą radę – przewiduje Meller.