"Polacy wygrali walkę o swoje prawa, godność i wolność, Afroamerykanie jeszcze nie". Mike Tyson mówi, jak jest [WYWIAD]

Michał Jośko
Choć czerwcowa wizyta w Polsce jest dla Mike'a Tysona jedną z wielu podróży służbowych, to legendarny bokser połączył ją z paroma lekcjami na temat historii naszego kraju. Porozmawiajmy z "Bestią" na temat Powstania Warszawskiego, cierpienia Polaków i Afroamerykanów oraz tego, dlaczego nie odwiedził Auschwitz-Birkenau. W tle: Andrzej Duda, Jarosław Kaczyński oraz marihuana. Oczywiście lecznicza.
Pięściarz w trakcie zwiedzania Muzeum Historii Żydów Polskich Polin Fot. mat. prasowe
Jak obecnie wygląda typowy dzień Mike'a Tysona? Czy w twoim życiu wciąż jest miejsce na boks?

Ha, ha! Czy naprawdę komukolwiek jeszcze wydaje się, że wciąż spędzam całe dnie na ringu? Ale mówiąc serio: lubię treningi, bo pozwalają mi utrzymać dobrą kondycję. Cóż, w moim wieku trzeba dbać o formę. Na siłowni bywam codziennie. Dodajmy, że pilnuje tego moja żona (śmiech).

Kontroluje również to, abyś nie podjadał mięsa?

Nie musi, weganizm był moją decyzją. Produkty zwierzęce przestałem jeść lata temu i naprawdę mi z tym dobrze. Wiesz, uświadomiłem sobie, że to mięso, którym zajadam się z takim upodobaniem, to przecież jakieś gów*o!


To przez nie stałem się gruby i czułem się niezdrowo. A więc pewnego dnia powiedziałem sobie, że nie chcę tak żyć i od tamtego czasu czuję się znacznie lepiej.

Wracając do mojego typowego dnia: chociaż boksem zawodowym nie param się od dawna, to uwierz – nie brak mi zajęć. Prowadzę kilka biznesów i właśnie to jest moją normalną pracą. Czasem realizuje się kilka projektów jednocześnie i wtedy cały dzień przebiega pod znakiem spotkań, nagrań itp.

Na szczęście mam też trochę czasu na życie rodzinne; w wolnym czasie lubimy podróżować. Ostatnio wyjazdy mają związek również z karierą sportową mojej jedenastoletniej córki Milan, jeździmy na turnieje tenisowe, w których bierze udział.

W dni wolne lubisz sobie długo pospać, czy należysz do rannych ptaszków?

Lubię poranki, gdy mogę powylegiwać się bezkarnie, chociaż niestety mam ich niewiele. Zazwyczaj wstaję wcześnie, zwłaszcza wtedy, gdy jestem w trakcie realizacji któregoś ze wspominanych wcześniej projektów.

Wówczs kładę się późno i nie pozostaje zbyt wiele czasu na odpoczynek, bo rano znów trzeba być na nogach.
Konferencja w stołecznym hotelu "Warszawa"Fot. mat. prasowe
Nie pytam, czy w takich momentach pijasz kawę...

Kawa? Oj nie. Wiadomo, że kiedy potrzebuję dostarczyć sobie energii, piję Blacka (śmiech).

A ty znów o pracy... Wolałbym dowiedzieć się czegoś o Mike'u Tysonie po fajrancie. Gdy masz wolne, w grę wchodzi tylko wypoczynek aktywny, czy lubisz też zalec sobie na kanapie?

Kanapa nie jest dla mnie, to jeszcze nie ten etap życia. Lubię natomiast wybrać się do kina, a czasami relaksuję się, oglądając jakiś film albo program w telewizji. Kiedy mam na to czas, sięgam po książkę. Moja ulubiona to "The World's Greatest Love Letters" Michaela Kelahana, jeżeli jej nie znasz, to polecam przeczytać.

Skoro mowa o relaksie – jak powszechnie wiadomo, jesteś wielkim entuzjastą trawki...

Mówimy tu oczywiście o marihuanie medycznej, wokół której wciąż toczą się gorące dyskusje. To temat, któremu poświęcam naprawdę sporo czasu. Chciałbym m. in. zainwestować w rozwój badań nad leczniczym zastosowaniem konopii, przecież to najlepsze farmaceutyki w całej historii medycyny.

Pierwszym krokiem w tym kierunku było stworzenie The Ranch Group, czyli przedsiębiorstwa zrzeszającego kilka podmiotów, m. in. firmy Tyson Hydroponics, w której zaczynamy rozwijać technologie bezglebowej uprawy konopii.

Powiedz proszę, czy podczas wyjazdów służbowych, których masz mnóstwo, udaje ci się wygospodarować czas na coś więcej, niż robienie interesów?

Zasadniczo jestem domatorem. Dom to mój azyl, w którym wypoczywam i wyciszam się najlepiej.

Jednak lubię podróżować, bo to zawsze okazja do poznania nowych miejsc i ludzi. Oczywiście idealnym scenariuszem jest łączenie przyjemnego z pożytecznym, gdy możesz i załatwić sprawy biznesowe, i poznać dokładnie miasto, do którego przyjechałeś. Choć, niestety, takie coś udaje się rzadko.
Pierwszy punkt dnia: wizyta przy pomniku Małego PowstańcaFot. mat. prasowe
Jednak tym razem owa sztuka chyba się udała – zaszedłeś w parę ważnych dla historii Polski miejsc, a przed chwilą byłem świadkiem tego, jak poznałeś pewnego bohatera naszego kraju.

Rzeczywiście, m. in. złożyłem kwiaty pod pomnikiem Małego Powstańca, odwiedziłem też Muzeum Historii Żydów Polskich Polin. Spotkałem się też z panem Bolesławem Wojewódzkim, uczestnikiem Powstania Warszawskiego.

Wiesz, moje spojrzenie na świat kształtowało się powoli przez wiele lat. Cały czas uważam, że choć świat jest piękny, to pełno w nim przemocy, o wszystko trzeba walczyć.

Historia pokazuje, że co jakiś czas człowiek staje w obliczu wielkiego zagrożenia. Musi walczyć o wolność, godność, o swoją rodzinę i życie. Właśnie przed takim wyzwaniem stanęli warszawiacy 75 lat temu.

Rzeczy, które opowiedzieli mi Bolesław Wojewódzki i Marian Turski, czyli współtwórca muzeum Polin, sprawiły, że uświadomiłem sobie rozmiar tragedii, która przytrafiła się waszemu narodowi. I może spotkać każdego człowieka na świecie. Dzięki tym spotkaniom nauczyłem się naprawdę wiele.
Lekcja historii z muzeum Polin, proszę nie przeszkadaćFot. mat. prasowe
Przyznaj, na ile mocno interesowałeś się historią w czasach szkolnych?

Wiesz, urodziłem się, wychowałem i kończyłem szkołę na Brooklynie. A w latach 60. i 70. nie była to dzielnica, w której chciałbyś mieszkać... Przyznaję, że jako nastolatek miałem tam do roboty wiele rzeczy znacznie ciekawszych, niż uważanie na lekcjach (śmiech).

Podczas tej wizyty w Polsce planowałeś także pojechać do Auschwitz-Birkenau, jednak nie zrobiłeś tego. Sądzisz, że mogłyby to być zbyt mocne doznania?

Z jednej strony nie pozwolił na to czas, z drugiej chyba nie jestem jeszcze gotowy na takie przeżycie. Chciałbym odwiedzić to miejsce, jednak do czegoś takiego trzeba się przygotować emocjonalnie.

Pobyt w Polsce zbiegł się z moją rocznicą ślubu, niedługo mam też urodziny. A takich smutnych i radosnych rzeczy nie da się połączyć.

Zrobiło się głośno o porównywaniu cierpienia Afroamerykanów z tym, czego doświadczyli Polacy w trakcie II wojny światowej... A może licytowanie się nie ma sensu i lepiej uznać, że takie momenty w historii sprawiają po prostu, że lepiej rozumiemy się nawzajem?

Wszyscy jesteśmy jedną rasą ludzką. Wszyscy byliśmy uczestnikami trudnych, bolesnych i często naprawdę brutalnych wydarzeń.

I chociać z pozoru nasze historie są bardzo różne, to – podchodząc do sprawy tak po ludzku – doświadczaliśmy tych samych emocji.

Uważam, że my, Afroamerykanie, wciąż jesteśmy uczestnikami powstania, że po 250 latach niewoli ciągle bijemy się o swoje prawa, godność i wolność. Wy te rzeczy w końcu wywalczyliście, my nadal nie. To dla mnie bardzo emocjonalny temat.
Spotkanie z Marianem TurskimFot. mat. prasowe
Biorąc pod uwagę to, z czym mierzyli się weterani Powstania Warszawskiego lub osoby walczące niegdyś o prawa Afroamerykanów, pojawia się pytanie: czy w dzisiejszym świecie – żyjąc w pokoju i dobrobycie – można być prawdziwym bohaterem?

Każdy czas ma swoich bohaterów. Okoliczności, w jakich znajduje się człowiek, wymagają po prostu innego rodzaju bohaterstwa.

Afroamerykanie wykazali się bohaterstwem, zrywając kajdany, studiując na uniwersytetach, osiągając takie pozycje zawodowe, jak biali. Natomiast Polacy bronili tożsamości narodowej, którą próbowano wytępić.

Moim zdaniem dziś, gdy żyjemy nareszcie w miarę spokojnych czasach, bycie bohaterem oznacza odnajdywanie siły w sobie i pokonywanie własnych wyzwań. To właśnie rzeczy, o których mówimy w nowej kampanii napoju Black i towarzyszącym jej haśle "Empower yourself".

Rozmawiamy podczas twojej trzeciej wizyty w Polsce. Czy to dobry moment na małe podsumowanie, dotyczące tego, co w naszym kraju i w jego mieszkańcach zaintrygowało cię najbardziej.

Wiesz, czym byłem totalnie zaskoczony, gdy przyjechałem tu po raz pierwszy? Przede wszystkim tym, że nie jest to kraj skuty lodem, szary i smutny.

Okazało się, że Polacy są bardzo przyjaźni i otwarci; naprawdę, macie otwarte głowy, jesteście innowacyjni. No i stwierdziłem, że to bardzo piękny kraj, zupełnie inny niż to, co znałem ze Stanów Zjednoczonych.

Dziś wróciłem tu po sześciu latach i widzę, że wszystko się rozwija; w tym czasie Warszawa naprawdę się zmieniła.

Może na koniec mały test ze znajomości Polski: na ile znajome są ci postaci takie, jak Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński?

Prezydenta waszego kraju oczywiście kojarzę, był niedawno z wizytą w Stanach Zjednoczonych i rozmawiał z Donaldem Trumpem na temat spraw dotyczących obronności.

Ale polityka nigdy nie była dla mnie ważna na tyle, aby w jakikolwiek sposób angażować się w nią.