Gdyby Kaczyński złamał nogę, to on zastępowałby prezesa. "Przygotowuje się do przejęcia partii"
Joachim Brudziński usunął się na bok, bo nie chciał walczyć z Morawieckim i Ziobrą. Ale i tak ma nad nimi przewagę – i to podwójną – zna partię i ma zaufanie Jarosława Kaczyńskiego – pisze Renata Grochal w najnowszym "Newsweeku".
– Sztab zbiera się prawie codziennie, a Joachim gra w nim pierwsze skrzypce – mówi "Newsweekowi" bliski współpracownik Brudzińskiego. Start Brudzińskiego do europarlamentu zaskoczył prezesa. Gdy zjawił się w jego gabinecie i powiedział: "Jarek, pozwól mi kandydować", układanie list było już na finiszu. Spełnienie tej prośby oznaczało, że prezes PiS straci jednego z najważniejszych ministrów i najbliższego współpracownika.
"Namaszczenie na sukcesora"
Brudziński jest politykiem rozpoznawalnym, ale ciągle jest postrzegany raczej jako ostry fighter. – Teraz musi oszlifować kanty, których nabył przez lata, zyskać europejskie obycie – dodaje jego współpracownik. Poza tym zarobki europosła znacząco przewyższają pensję w polskim parlamencie, a że ma na utrzymaniu żonę i trójkę dzieci, uznał, że przez pięć lat w Brukseli może się ustawić.
Brudziński sukcesywnie osłabia też rywali. To on był jednym z tych, którzy stali za odwołaniem Beaty Szydło ze stanowiska premiera. Nie był także zwolennikiem pomysłu, by na czele rządu stanął Morawiecki, bo uważał, że ma on za małe doświadczenie polityczne. Jednak gdy Kaczyński uznał, że sam nie może objąć stanowiska, Brudziński się z tym pogodził.
Wielu rozmówców uważa, że Brudziński przygotowuje się do przejęcia partii. Jarosław Kaczyński już kilka lat temu oddał mu PiS w zarządzanie, robiąc go szefem komitetu wykonawczego. Na posiedzeniu rady politycznej prezes powiedział, że gdyby złamał nogę, to Brudziński będzie go zastępował. Został jego pierwszym zastępcą, a wielu w PiS odebrało to jako namaszczenie na sukcesora.
Więcej o Joachimie Brudzińskim można przeczytać w tekście Renaty Grochal w najnowszym numerze "Newsweeka".