Nawet profesjonalny fotograf może zastąpić lustrzankę smartfonem. Sprawdźmy, jak robi to Marcin Tyszka [wywiad]
O tym, że smartfonami można robić świetne zdjęcia, wie każde dziecko. Lecz gdzie leżą granice możliwości tych urządzeń i jak w pełni wykorzystać ich potencjał? Postanowiłem dowiedzieć się tego od samego Marcina Tyszki. W tym celu wybrałem się na sesję, którą wykonywał – oczywiście korzystając ze smartfona – Karolinie "Top Model" Pisarek oraz Damianowi Kordasowi, zwycięzcy "MasterChef" w ramach inspiracji dla uczestników konkursu Huawei InFocus Awards 2019. Oto czego dowiedziałem się, przyglądając się jego pracy i zadając mnóstwo pytań.
Talent, wyłącznie talent, wszystko inne jest totalnie nieistotne. Weź dziesięciu fotografów, każdego z nich wyekwipuj w ten sam sprzęt i niech przy jego pomocy zrobią jakieś trudne zdjęcie; powiedzmy: dziewczyny na tle białej ściany.
Gwarantuję, że przynajmniej ośmiu z nich nie udźwignie owego tematu. Wszystko zależy od świetnego oka i wyobraźni, która podpowie, jak powinien wyglądać efekt finalny.
Zaznaczmy oczywiście, że nigdy nie interesowała mnie fotografia rozumiana jako wierne przedstawianie rzeczywistości.
Fot. naTemat
Owszem, potrafię docenić kolegów po fachu, którzy zajmują się realistycznym rejestrowaniem świata, lecz sam nie chcę tego robić.
Nie interesują mnie przyziemne problemy i smutek. Zajmuję się tworzeniem bajek. Moje oko ocenia to, co widzi, a głowa kreuje sposób, w jaki chciałbym ów temat pokazać innym.
Cała reszta – jak chociażby naciśnięcie spustu migawki albo dotknięcie ekranu smartfona – to jedynie mało istotne szczegóły.
Fot. naTemat
Zacznę od tego, że obecnie nawet profesjonalista może stwierdzić: niepotrzebna mi zaawansowana lustrzanka, zastąpię ją smartfonem.
Jakiś czas temu wykonałem sesję okładkową do magazynu "Glamour", używając sprzętu firmy Huawei, modelu P30 Pro.
Dzisiaj tym samym urządzeniem robię zdjęcia Karoliny Pisarek i Damiana Kordasa, które bez kompleksów można zaprezentować na najlepszych wystawach fotograficznych.
Mała dygresja: oczywiście profesjonaliści korzystają ze smartfonów nie od dziś, spójrzmy chociażby na twórczość Juergena Tellera albo Terry'ego Richardsona...
Wracając do tematu: technologia doszła do takiego punktu, że nawet znawca tematu może mieć problem ze stwierdzeniem, czy to, co wyświetla się na ekranie komputera, zostało wykonane telefonem czy lustrzanką.
Pewne drobne różnice może wyłapać dopiero wówczas, gdy zdjęcie zostanie wywołane w dużym formacie, no ale kto dziś robi takie wydruki...
Tak więc obecne smartfony dają naprawdę potężne możliwości nie tylko przeciętnemu Kowalskiemu, który chciałby po prostu przywieźć ładne fotki z wakacji.
Fot. naTemat
Zacznijmy od tego, że prywatnie nie robię zdjęć w ilościach hurtowych – częściej wolę po prostu obserwować świat, a to co zobaczę, zachować wyłącznie dla siebie.
Tak więc pamiątki z ciekawych miejsc przywożę zazwyczaj w głowie, nie na fotografiach.
Lustrzankę zabieram ze sobą naprawdę rzadko, zazwyczaj w zupełności wystarcza smartfon w kieszeni, bo tak jest o niebo wygodniej.
Gdy jedziesz na urlop z aparatem fotograficznym, musisz wziąć przynajmniej dwa szkła: zoom i obiektyw szerokokątny.
A to zajmuje miejsce i waży sporo. Dlatego podziwiam ludzi, którzy ciągle wożą ze sobą taki ciężki sprzęt.
Ja wyciągam z kieszeni smartfona i od razu mam do dyspozycji całe mnóstwo możliwości, zmieniam ogniskowe w naprawdę szerokim zakresie.
A gdy chcę zrobić coś naprawdę kreatywnego, dorzucam do bagażu mój tajemniczy woreczek...
Fot. naTemat
Są tam naprawdę różne rzeczy. Na potrzeby dzisiejszej sesji wrzuciłem do niego np. kolorowe soczewki, wymontowane ze starych okularów przeciwsłonecznych.
Ale czasami są to rozmaite szkiełka, kawałki folii termicznej albo sreberka od cukierków. Podkładając je pod obiektyw smartfona można wyczarować naprawdę obłędne efekty.
Przecież ogranicza nas wyłącznie wyobraźnia – eksperymentujmy, bo do wykonania naprawdę obłędnego zdjęcia może posłużyć praktycznie każdy przedmiot, który mamy pod ręką.
Fot. naTemat
No i przy okazji nadużywa owych filtrów, a ja nie znoszę estetyki "gumowych twarzy", nienaturalnie przerysowanych kolorów albo udawania, że zdjęcie wykonało się aparatem Polaroid, czyli praktyk powszechnych na Instagramie.
Zazwyczaj unikam jakiejkolwiek poważniejszej obróbki – ot, delikatne podciągnięcie kontrastu i tyle.
Znacznie lepsza jest zabawa, którą polecam każdemu: jeżeli twój smartfon umożliwia samodzielną zmianę różnych parametrów, korzystaj z tego, zamiast robić zdjęcia wyłącznie w trybie automatycznym.
Np. zmiana czasu ekspozycji daje efekty równie odjazdowe, co nakładanie mnóstwa filtrów. To naprawdę świetna metoda na kreatywne uczenie się fotografii.
Fot. naTemat
W sytuacjach takich, jak dzisiejsza sesja, w grę wchodzi wyłącznie samodzielne ustawianie wszystkich parametrów w trybie Pro.
Cóż, nie lubię, gdy ktokolwiek lub cokolwiek ma decydować za mnie, jak będzie wyglądał efekt finalny; chcę mieć nad nim pełną kontrolę.
Ale gdy chcę po prostu zrobić fotkę swojej mamie, gdzieś na ulicy? Wiadomo, że w takiej sytuacji nie ma sensu upierać się przy trybie manualnym, zapisywaniu zdjęcia w formacie RAW, zaśmiecając pamięć urządzenia plikiem ważącym jakieś 40 megabajtów.
Tak więc choć namawiam do eksperymentowania z ustawieniami ręcznymi, to zarazem cieszę się, że producenci intensywnie rozwijają automatykę w swoich sprzętach.
Dzięki temu nawet wspominany Kowalski będzie miał problem z wykonaniem... naprawdę słabego zdjęcia.
Fot. naTemat
Od początku kariery wolę pracować ze światłem dziennym. Po błyski sięgam wyłącznie wtedy, gdy muszę zamrozić na zdjęciu bardzo szybki ruch, albo podczas długich, trwających od rana do nocy, sesji komercyjnych, gdzie muszę uniezależnić się od słońca.
Fot. naTemat
Cóż, zdarzają się w tym środowisku również introwertycy, chociaż totalnie nie wiem, jak dają sobie radę. Ja nawet robiąc zdjęcie krzesła, krzyczę do niego "teraz"!
Moim zdaniem fotograf musi świetnie komunikować się z całą ekipą, a do tego mieć talent do rozbawiania innych.
Po wielu godzinach pozowania nawet najbardziej profesjonalna modelka czy model mogą stać się osowiali; wtedy trzeba ich rozruszać.
Fot. naTemat
To raczej kwestia bycia silną osobowością, a nie despotą. Owszem, zwłaszcza podczas dużych sesji, gdzie na planie jest 50 osób, musisz mieć posłuch, bo w przeciwnym wypadku wszystko się posypie.
Jednak nie chodzi tu o wprowadzanie brutalnej dyktatury, która na nic się zda wobec pewnego faktu: słabszy dzień może mieć absolutnie każdy, nawet supermodelka, zazwyczaj pozująca w sposób perfekcyjny.
Załóżmy, że ta dziewczyna płacze w głębi serca, bo przed chwilą rozstała się z facetem, natomiast przed twoim obiektywem ma udawać osobę wesołą.
Wówczas jedyną metodą jest odpowiednie podejście, sprawienie, że poczuje się lepiej. Bo aparat fotograficzny obnaża pewne rzeczy znacznie bardziej, niż kamera filmowa. Smutne oczy bardzo mocno wyją na zdjęciach.
Fot. naTemat
Nie. W przypadku profesjonalnego fotografa nie ma mowy o tym, że wykona zdjęcia ewidentnie słabe. Jedyna różnica może polegać na tym, czy będą bardzo dobre czy wybitne.
Podkreślmy w tym miejscu, że mówimy o grze zespołowej – ja mam wpływ na jakieś 30 procent efektu finalnego.
Cała reszta zależy od elementów takich, jak np. to, czy makijażystka i fryzjer wejdą na wyżyny swoich umiejętności a stylistka przygotuje naprawdę genialne ciuchy.
Swoją drogą: często ubrania z sieciówki są równie fotogeniczne, jak kreacje z największych domów mody. Cała sztuka polega na stworzeniu wizji, która najlepiej "sprzeda" dany temat.
Fot. naTemat
Jest moim trzecim okiem. Gdy biegam po plaży w zmieniającym się oświetleniu, on sprawdza, czy wszystkie zdjęcia są ostre i perfekcyjnie oświetlone. Często widzi też detale, które umkną fotografowi czy styliście, stojącym na planie.
Asystent digital to taka wieża kontrolna, która powinna mieć również ogromną wiedzę na temat komputerów, programów, sprzętu oraz przystawki cyfrowej.
Natomiast w przypadku sesji takiej, jak dzisiejsza, musi szybko zgrywać materiał z telefonu, byśmy mogli przeglądać go na ekranie komputera. Dodatkowo na planie mam często jednego lub dwóch asystentów do pomocy przy samych zdjęciach.
Widzisz, dostaję gigantyczną ilość wiadomości od młodych fotografów, którzy marzą o takiej funkcji. Piszą do mnie, załączając swoje portfolia. Tyle tylko, że ich dokonania w ogóle mnie nie interesują.
Przecież asystent nie ma być mną, lecz kimś, kto jedynie nosi walizki ze sprzętem, pracuje sprawnie i cicho.
Jeżeli czas spędzony na moich sesjach wykorzysta po to, aby czegoś się nauczyć, to świetnie. Później może rozwijać własną karierę, dowartościowywać się jako artysta.
Fot. naTemat
Należy stanąć przodem do okna, twarzą do światła. Ot, cały sekret.
A jakie "grzechy główne" mają na koncie amatorzy fotografii smartfonowej?
Te urządzenia przyzwyczaiły nas do tego, że zdjęcia robi się bardzo łatwo, szybko, bezrefleksyjnie.
Zdecydowanie polecam zwolnić choć odrobinę, poświęcić dodatkową sekundę albo dwie na to, żeby uspokoić dłoń, w której trzymamy smartfon, a następnie na wyświetlaczu dotknąć miejsca, gdzie ma być ustawiona ostrość.
Nawet bardzo dobre aparaty nie lubią "trząchania" ręką; takie coś może sprawić, że nie ustawią ostrości na twarzy osoby, którą chcemy uwiecznić na zdjęciu, tylko na przelatującej obok mewie.
Wskazanie opuszkiem palca odpowiedniego punktu może mieć jeszcze jedną zaletę: pozwoli elektronice doregulować odpowiednio przesłonę, twarz będzie jaśniejsza.
No i rzecz kolejna: robiąc zdjęcie, patrzmy na ekran smartfona, a nie bezpośrednio na to, co fotografujemy.
Banał? Może i tak, ale nie pamięta o nim mnóstwo osób, co skutkuje później np. poprzycinanymi nogami lub głowami.
Fot. naTemat
Baw się fotografią i nie myśl o jakichkolwiek zasadach, bo w takich konkursach nie triumfują osoby, które najlepiej opanowały kwestie techniczne.
Otwórz głowę i spraw, że smartfon stanie się dla ciebie tym, czym pędzel dla malarza.
Jeżeli masz ochotę spróbować swych sił w konkursie Huawei InFocus Awards 2019, wejdź pod ten adres.
Zgłoszenia przyjmowane są do 11 sierpnia.