To od niego zaczął się szał na UFO i Strefę 51. W filmie na Netflixie mówi, że FBI go dalej prześladuje
Pojawił się praktycznie znikąd. W 1989 roku zaczął opowiadać przed kamerami o niesamowitych artefaktach tajnej bazy CIA. Konkretnie chodziło o statek kosmiczny napędzany antymaterią. Kim jest Bob Lazar - człowiek ze Strefy 51, któremu na dobrą sprawę nigdy nie udowodniono kłamstwa?
Strefa 51 powstała w 1951 roku, ale jej działalność utrzymywana była w ścisłej tajemnicy, a to dobra pożywka dla teorii spiskowych (jak ta najsłynniejsza z Roswell). Dopiero w 2013 roku CIA potwierdziło istnienie bazy. Oficjalnie skonstruowano tam szereg wojskowych samolotów, które rzeczywiście trochę przypominają... statki kosmiczne. Zwłaszcza słynny bombowiec B-2 Spirit.
Początkowo Lazar występował anonimowo•Kadr z filmu
Z dokumentu wynika, że Bob Lazar jest ciągle pod obserwacją FBI•Kadr z filmu
Pomimo wyjawienia rzekomych sekretów, żyje i ma się dobrze. Jest żonaty od ponad 17 lat, mieszka w willi i ma własną firmę "United Nuclear". Nadal podtrzymuje swoje rewelacje, o czym możemy się przekonać z dokumentu "Bob Lazar: Strefa 51 i latające spodki" i nadal jest inwigilowany.
W filmie widzimy, że następnego dnia po rozmowie z reżyserem Jeremym Corbellem do jego domu zapukało FBI. Podesłał nawet zdjęcia z agentami. Było ich kilkadziesiąt. Opowiedział o tym potem w programie Larry'ego Kinga. Lazar stwierdził, że jest wciąż inwigilowany, bo ze Strefy mogło zniknąć paliwo z reaktora kosmitów. Mowa o stabilnym "pierwiastku 151".
Na zdjęciu widzimy skaner dłoni, który miał znaleźć się w Strefie 51. Podobny był w filmie "Bliskie spotkania trzeciego stopnia" z 1977 r.•Kadr z filmu
60-latek potrafi nadal z pamięci narysować schemat statku kosmicznego, który podobno jest w posiadaniu CIA. Potrafi też w prosty sposób wytłumaczyć, jak działa reaktor generujący fale grawitacyjne - zarzeka się, że rozpracował go w Strefie. Jego wyjaśnienia tylko pozornie brzmią sensownie. Na drodze stoi poziom naszej wiedzy i technologii.
Jeszcze nie udało nam się ujarzmić grawitacji, choć - przynajmniej w teorii - rozpracował ją Albert Einstein już ponad 100 lat temu. Antygrawitacja to wciąż hipoteza - w przeciwieństwie do antymaterii. Fizycy "bawią się" już np. antywodorem.
Latający spodek (w hangarze Strefy 51 miało ich być dziewięć) miał generować fale grawitacyjne. Te z kolei zostały zaobserwowane dopiero w... 2015 roku i ostatecznie potwierdzono ich istnienie dwa lata później. Było to przełomowe wydarzenie, ale... bez spodziewano się takiego wyniku.
Istnienie fal grawitacyjnych można bowiem wyprowadzić ze starej, dobrej ogólnej teorii względności. Współcześni naukowcy wykryli "zmarszczki" powstałe w wyniku zderzenia dwóch czarnych dziur - i to dawno temu, w odległej galaktyce. Dlatego przy obecnym poziomie wiedzy koncepcja silnika zaginającego czasoprzestrzeń to mniej science, a bardziej fiction.
Jako dowód na istnienie statków UFO na Ziemi mamy jedynie proste szkice. Nie da się tego nawet zweryfikować, bo nikt postronny nie ma wstępu do bazy•Kadr z filmu
Podobnie jest z "pierwiastkiem 151", który miał służyć jako paliwo do reaktora kosmitów. Z lekcji chemii kojarzymy te dziwne nazwy zaczynające się na literkę "U" z końca tablicy Mendelejewa. Jeszcze do 2016 roku ów pierwiastek o liczbie atomowej 115 funkcjonował jako ununpentium, teraz ma nową nazwę - moskow, bo właśnie w Rosji pierwszy raz został wytworzony - w 2003 roku, a potem w 2013. Długo po tym, jak Lazar opowiadał o jego istnieniu - ale twierdził przy tym, że nie jest radioaktywny.
Tymczasem moskow jest radioaktywny, a przede wszystkim: nie występuje w stabilnej formie na Ziemi. Naukowcy mogą go "wyprodukować" sztucznie - w wyniku reakcji jądrowej, a to nie jest wcale taka prosta sprawa. Wiadomo jednak, że nie ma też wyjątkowych właściwości, a na pewno nie wytwarza fal grawitacyjnych.
Wcześniej istniał jedynie w sferze teorii. Jednak już w 1951 roku wręczono Nagrodę Nobla za odkrycia w chemii tak zwanych transuranowców. To pierwiastki promieniotwórcze o liczbie atomowej większej niż 92 (wśród nich jest pluton, który faktycznie jest używany jako paliwo jądrowe). Tak więc, "pierwiastek 115" w 1989 roku był czymś z kosmosu, ale jego istnienie było przewidywane.
Jego wyjaśnienia są ciekawe, ale nie mają podstaw naukowych•Kadr z filmu
Lazar potrafi długo opowiadać i rysować, ale nie posługuje się żadnymi wyniesionymi ze Strefy 51 konkretami, wzorami, wynalazkami. Jego poziom wiedzy o fizyce jest niczym z książki popularnonaukowej dla młodzieży - nawet linkowane przez mnie artykuły z Wikipedii są bardziej zaawansowane i merytoryczne.
Nic dziwnego. Zarzekał się, że ma tytuły naukowe, ale żadna z uczelni (w tym... MIT) nie miała go w papierach, nikt go też nie kojarzył (on też nie potrafił podać nazwisk profesorów i kolegów). Pewnym jest, że jest majsterkowiczem - od dziecka konstruował silniki odrzutowe. To najwyraźniej wystarczyło, by dostać się do ściśle tajnej bazy wojskowej CIA. Lazar tłumaczył, że po jego "zdradzie", po prostu agenci wymazali o nim wszelkie informacje.
Dziennikarze znaleźli informację o tym, że pracował w Narodowym Laboratorium Los Alamos•Kadry z filmu
Lazar twierdzi, że ciała kosmitów widział tylko na zdjęciach w bazie•Kadr z filmu