Jak to jest być "etyczną kochanką". Przyznała się do bycia tą drugą i wywołała dyskusję

Aneta Olender
– Mam wiele wątpliwości, czy na pewno zrobiłam dobrze, czy najzwyczajniej w świecie nie jestem ostatnią świnią – mówi w rozmowie z naTemat Malina Błańska, dziennikarka, która na swoim kanale na Youtube postanowiła podzielić się z kobietami, które związały się z żonatymi mężczyznami, trzema zasadami. Zdecydowała się na ten krok, bo sama była kochanką.
Malina Błańska porusza na swoim kanale tematy, które zwykle są przemilczane. Fot. archiwum prywatne
To chyba nie była łatwa decyzja, żeby publicznie powiedzieć "byłam kochanką"?

Tak... Na początku filmu nawet mówię, że zabranie się do tego nie było łatwe i zajęło sporo czasu. Kanał założyłam z miłości do moich przyjaciółek. Są trzydziestkami, które swoje już w życiu przeszły. Poruszam na kanale tematy skomplikowanych relacji, które coraz częściej stawały się ich udziałem. Różnica wieku w związku, życie po zdradzie, kryzys męskości…

Zawsze też uważałam, że opowieść o mojej historii doda mi wiarygodności. Tym bardziej, że do rozmowy na temat bycia kochanką nie jest łatwo namówić kogoś, kto ma takie doświadczenie. Bardzo długo szukałam kobiety, która chciałaby opowiedzieć mi o roli "tej drugiej”. Zgodziła się Gosia Daniszewska.


Dla mnie to też nie jest łatwy temat. Trudno mi się o tym opowiada i w tym moich filmikach widać, że mam wiele wątpliwości, czy na pewno zrobiłam dobrze, czy najzwyczajniej w świecie nie jestem ostatnią świnią. Chciałam poszukać tej odpowiedzi.

Dlatego najpierw nagrałam filmik, w którym mówiłam o sobie, później rozmawiałam z Gosią Daniszewską, która dzieliła się swoimi doświadczeniami swobodnego życia w czasie PRL-u. Szukałyśmy odpowiedzi na pytanie, co to znaczy być etyczną kochanką, czyli czy można być kochanką, ale jednak nie czynić krzywdy.

Ostatni filmik to rozmowa z mężczyzną. Robert Rutkowski, terapeuta, rozłożył wszystko na części pierwsze. Opowiadał mi o męskim punkcie widzenia. Dlaczego mężczyźni nie odchodzą zazwyczaj do kochanek.

Dzięki niemu poznałam historię pacjentki, która od 7 lat jest w związku, w którym jest tą drugą. Przyszła do niego po to, aby uwolnić się od tego uczucia. Nie chciała już zaprzepaszczać swojego życia.

Jej historia pokazuje, że bycie kochanką to nie jest tylko seks. Ona – po wielu latach związku - spotykała się ze swoim mężczyzną w hotelu po to, by wspólnie pooglądać telewizję. Potrzebowała terapeuty, bo chciała się z tego wygrzebać.
Bycie kochanką jest zaprzepaszczaniem swojego życia?

Pewnie są dwie szkoły. Jedna to jest sportowe podejście, czyli jakaś umowa o wzajemnym zaspokajaniu potrzeb, ale ja nie o tym rozprawiam. To nie był ani mój przypadek, ani Gosi, ani żaden, o którym rozmawiałam z Robertem. I też żaden, który poznałam po opublikowaniu swojego wyznania. Odzywa się do mnie wiele osób, które dzielą się historiami związków.

Czy to jest zaprzepaszczenie swojego życia? Umówmy się, to trzeba podkreślić na samym początku. Nikt nie marzy w dzieciństwie o tym, żeby być kochanką albo kochankiem. To przecież dotyczy też facetów. Mnóstwo wiadomości dostałam od chłopaków po nagraniu tego filmu.

Nikt nie marzy o tym, żeby nie mieć pełnych praw w związku, by godzić się na deptanie swoich marzeń o rodzinie, na deptanie swojej godności. Tak naprawdę rezygnujemy z tego wszystkiego pod wpływem miłości. O tym trzeba pamiętać, że za tym wszystkim stoi miłość.

Poza tym kobiety muszą mierzyć się z zarzutami sporego kalibru. Ostatnio na moim kanale rozmawiałam z Piotrem Najsztubem o związkach ludzi, których dzieli różnica wieku. Mówił, że najbardziej prostackim zarzutem względem młodych kobiet, które wiążą się ze starszymi mężczyznami jest to, że one albo lecą na kasę albo na pozycję społeczną. Więc umówmy się, że tylko jakieś siły nadprzyrodzone, a do takich zalicza się właśnie miłość, są w stanie człowieka utrzymać w trwaniu w takiej konfiguracji.

W czymś co tak naprawdę bywa destrukcyjne.

Są różne przypadki. Akurat w moim skończyło się to happy endem, co i tak mówię z zaciśniętymi zębami, bo jak zaznaczam w tych filmach, wiem, że przecież wiąże się to z czyjąś krzywdą. Nie chodzi mi nawet o krzywdę innej kobiety. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, wszyscy czytaliśmy książki, oglądaliśmy filmy, rozumiemy jak świat wygląda. Dla mnie najtrudniejsze było to, że w tamtym związku są dzieci, że dzieciom dzieje się krzywda.

Happy end, czyli jesteś teraz z tym mężczyzną?

Tak. Poprosiłam zresztą Roberta Rutkowskiego, o to, aby opowiedział mi o męskim punkcie widzenia, na podstawie spotkań w jego gabinecie. Tam mężczyźni są najbardziej szczerzy, tam zdejmują zbroję, zdejmują te pawie ogony.

Robert powiedział, że faceci bardzo często nie odchodzą od żon, bo z jednej strony w grę wchodzą kalkulacje i biznesy, ale z drugiej strony oni boją się, że ten drugi związek za chwilę będzie taki sam jak ten pierwszy. Poza tym dlaczego on ma znowu wchodzić w coś, w czym był już 15 lat temu, jeżeli nie musi.

Niektórzy zarzucają ci w komentarzach pod zdjęciem, że mówisz z takim spokojem o czymś, co z natury jest złe.

Na moim kanale kasuję tylko komentarze, które są naruszeniem prawa albo, które są bardzo niemerytoryczne. Pod moim filmem, w którym mówię, że byłam kochanką jest niemal pół na pół kciuków w górę i kciuków w dół. To też pokazuje, że ta kochanka wcale nie jest jednoznacznie uznawana przez społeczeństwo za tą złą. Może taka jest narracja, ale tak naprawdę świat stoi też i takimi historiami.

Niedawno wyszedł film o Grzegorzu Ciechowskim i jego żonie, Annie Wędrowskiej. To jest film o miłości, którą przez lata ukrywali, bo Anna była gosposią w domu Ciechowskiego i jego ówczesnej żony, Małgorzaty Potockiej.

Ciechowski i Wędrowska doczekali się trójki dzieci i film o nich powstał właśnie z myślą o nich. Ale co ciekawe, nagrał go obecny mąż pani Anny. Razem wychowują te dzieciaki i on uważał, że dzieci powinny zobaczyć historię wielkiej miłości.

Jednak oficjalna opinia jest taka, że kochanka to jednak "wróg numer jeden", zresztą sama mówiłaś o tym w swoim nagraniu.

No tak. Są różne tego aspekty. Po opublikowaniu filmu napisała do mnie dziewczyna, że jedna kwestia to trud tej sytuacji, ale inna to to, że jej przyjaciółka odwróciła się od niej, ponieważ bała się, że ona odbierze jej faceta. To jest tak, jakby takie kobiety natychmiast zyskiwały czarny pas w odbijaniu mężów.

No właśnie, ale gdzieś wokół kochanki zawsze pojawiają się takie hasła jak: rozbijanie rodziny, krzywdzenie dzieci, odbijanie mężów. Nie da się chyba od tego odciąć?

Tak, to jest zresztą coś z czym ja sama poszłam na terapię. W filmie mówię też, że nie jestem taka mądra bo jestem "mądra", tylko dlatego, że mądrzejsi ludzie mi to powiedzieli.

Poszłam na terapię i tak jak mówiłam, nikt w dzieciństwie nie marzy o czymś takim, dlatego to co ja z niej wyniosłam, to to, że dziewczyny powinny przestać ładować sobie do głowy, że czyni je to złymi ludźmi.

To nie jest tak, że kobieta kobiecie odbiera mężczyznę. Związek to nie jest seks z kochanką, motyle w brzuchu, romantyczne wakacje, ale też nie jest to kredyt małżeński, placek w niedziele u teściów, czy wspólny biznes. Związek to jest więź, która albo jest albo jej nie ma. Dobrego małżeństwa nie da się rozbić. Dobre małżeństwo nosem wciągnie kochankę i to przetrwa.

Często panuje własnościowy stosunek partnerów do siebie, czyli np. żony, które zarzucają: "zabrałaś mi męża". Mąż to nie jest napis na dropsie. On ma swoją własną wolę. To nie jest tak, że się umawiamy raz na zawsze. Ludzie się zmieniają.

Na moim kanale jest rozmowa z Andrzejem Saramonowiczem. Chciałam od niego wyciągnąć przepis na trwałe małżeństwo. Jest ze swoją żoną 30 lat. I Andrzej z brutalną szczerością opowiedział mi o tym, jak z biegiem lat zmienia się w związku stosunek do wierności. Inaczej wygląda, gdy się kogoś poznaje, po czterech latach inaczej, a inaczej, gdy jest się z kimś 30 lat.

On też zapytał mnie, co jest gorsze: sypianie na boku, czy brak tematów do rozmowy z partnerem, partnerką. To są rozmowy, którymi chcę pokazać, że związki to nie jest zero-jedynkowy układ z podręczników dla nastolatków. To nie oczywista materia.
Rady, których udzielałaś w filmie też zbulwersowały niektórych.

Te rady były tym, co mówiła moja terapeutka. Podkreślała, że nie mogę angażować się w ich związek, że nie mogę uczestniczyć poprzez narrację mężczyzny w życiu jego rodzinnym. Tym bardziej, że mężczyzn, którzy robią ten następny krok, dzięki któremu relacja nie kończy się tylko na konsumpcyjnym podejściem względem tej drugiej kobiety, nie jest tak wielu.

Są jednak tacy, którzy się zakochują i decydują się z nią założyć rodzinę. Ja miałam szczęście, ale wiele z moich przyjaciółek takiego szczęścia nie miało. Niektóre dziewczyny mówią, że żona okazała się grubą zawodniczką.

Terapeutka tłumaczyła mi też, że mam przestać analizować ich związek. Nie podpisuję się pod hasłem, że zrobiłam tej kobiecie coś złego zabierając męża. Uważam jednak, że nielojalnością byłoby wtórowanie facetowi, który gada na żonę albo akceptowanie niegodziwości, za które uważam rozstanie bez klasy. To też jest jakiś komunikat o facecie, który odchodzi i celowo wpędza kobietę w niedolę finansową.

Nie można dać się wciągnąć w takie rozgrywki i rozważania. Trzeba starać się nie wiedzieć, gdzie są na wakacjach i z kim. Pisał do mnie 35-letni facet, który jest kochankiem w głębokiej depresji, bo nie radzi sobie z myślą, że jego kobieta, ale tak naprawdę nie jego, uprawia seks ze swoim mężem.

Oni nie mają planu na dalej. Są skazani przez względy ekonomiczne, póki sami się nie zajadą, na trwania w tej miłości, w takiej konstrukcji. Ten chłopak biczuje się co rano, nie umie sobie poradzić z tym, a z drugiej strony rozumie, że mąż jest tej kobiecie potrzebny. Pisał, że jest na skraju szaleństwa. Ona ma dziecko z mężem.

No właśnie, dzieci...

Nie będę ukrywała, że dużo o tym myślę. Sama mam dzieci i wiem, że relacja rodzic – dziecko musi być niezależna od relacji rodziców. Nie można zabrać komuś rodzica. To czy dzieci po rozstaniu rodziców tracą kontakt z jednym, jest zależne tylko od zaangażowania rodziców w te dzieci i w kulturalne rozstanie. Jest coraz więcej rodzin patchworkowych, wzrasta liczba rozwodów. Powinniśmy rozmawiać o standardach rozstań i nie zamykać oczu na ten problem.

Co jest najtrudniejsze w takim związku z punktu widzenia kochanki. Wspominasz o wyrzutach sumienia, samotnych świętach, o tym, że nie można odwiedzić rodziny z tym mężczyzną...

To co dla mnie w mojej historii było najtrudniejsze, to dławienie głosu, który mówił, że widocznie nie jestem warta. Nie chodzi o opinie innych, nie jestem naiwnym człowiekiem i mi się nie da wmówić wielu rzeczy. Chodzi o samą siebie.

Musiałam usiąść i wykonać taką rozpiskę, dlaczego jestem wartościowym człowiekiem, mimo że mężczyzna z którym jestem, nie chce być tylko ze mną.
A inne dziewczyny, co dla nich jest najtrudniejsze?

Bardzo często dostaję wiadomości, w których pojawiają się opowieści o tym, że dziewczyny muszą kłamać w swoich rodzinnych miastach. Ci faceci towarzyszą im np. podczas jakichś imprez i one wtedy mówią, że partner jest po rozwodzie. Chcą uniknąć tej litości w oczach: "a ty jesteś tylko kochanką".

Nie chcą być napiętnowane?

Nie wiem czy to jest kwestia napiętnowania, bardziej takiego poczucia, że jestem mniej warta. Sformułowaniu "mój facet ma żonę" towarzyszy słowotok takiego usprawiedliwiania siebie, ale nie usprawiedliwiania dlaczego tak się stało, że się związaliśmy, tylko dlaczego on nie odchodzi od niej.

Jednak bycie kochanką nazwałaś wprost, to jest życie w kłamstwie i nie każdy jest w stanie to znieść.

W komentarzach często zabierają głos kobiety, które były kiedyś kochankami i piszą np.: wylazłam z tego, facet nie był wart, tylko głupie dziewczyny wchodzą w takie związki. Przez każdy taki wpis przemawiają osobiste doświadczenia i trzeba pamiętać, że nic nie jest tak oczywiste na jakie może wyglądać.

A godność? Czy jest tak, że kobieta kocha, chce być z tym człowiekiem, a jednocześnie czuje, że traci godność?

To jest właśnie historia o której mówił Robert Rutkowski, ta dziewczyna, która potrzebowała terapii nie po to, aby poradzić sobie w trwaniu, tylko po to, żeby zdołać odejść. Dlatego, że ona wiedziała, że niszczy sobie życie.

Dla wielu kobiet jest to tak destrukcyjne, że zaczynają nienawidzić siebie, mówić o sobie najgorzej.

Ja chyba tak nie miałam, ale z jakiegoś powodu też uznałam, że terapia jest dobrym pomysłem. To co wydaje mi się ważne, to to, że jednak częściej kobiety są w takich konstrukcjach niż mężczyźni. Nie znam danych na ten temat, mówię o tym odnosząc się do wiadomości, które dostałam po moim wpisie.

To zapewne efekt sytuacji społecznej w Polsce. Tego, że galopujący patriarchat nadal powoduje, że kobiety, szczególnie w mniejszych miastach, niezamężne lub niezaopiekowanie, traktowane są jako mniej wartościowe, mniej znaczą, mniej mogą.

Zawsze powtarzam, dziewczyny to jest tylko facet. Dbajcie o swoją edukację, o swoją niezależność. Nie twierdzę, że takie sytuacje nie spotykają kobiet samodzielnych czy spełnionych ale myślę, że gdy mamy coś w tym życiu jeszcze poza mężczyzną, pracę, przyjaciół, pasję, to po prostu łatwiej przetrwać takie kryzysy.

Robert Rutkowski mówił jak mężczyźni radzą sobie ze zdradą. Gdy facet ma wszystko poukładane, ma hobby, spełnia się w pracy i odchodzi od niego kobieta, to on tego nie przeżywa jako dramat, tylko jako doświadczenie. Taki też komunikat chcę przekazać dziewczynom. Facet nie może być centrum waszego wszechświata, nie może być jedyną miarą wartości kobiety.

Oczywiście rozpacz po starcie miłości jest dużą traumą, ale jeśli mamy takie fundamenty, to się nie zachwiejemy i nie upadniemy na pysk.

Co czujesz kiedy czytasz, że twój film to promowanie zdrady, a kobiety, które są kochankami powinny się tego wstydzić?

Mój stosunek do komentarzy jest taki, że ja je czytam, ale one nie ryją mi głowy.

Jednak wiele kobiet pewnie się wstydzi.

Nie powinny. To jest ważne. Takich historii wokół nas jest mnóstwo. To nie są osoby, które trafiają do piekła, ale tworzą i są wartościowymi ludźmi, to nie jest tak, że jesteś kupą gówna, dlatego, że się zakochałaś w żonatym mężczyźnie.