"Zastanawiałem się, czy pana za to nie pozwać". Patryk Jaki o swoim angielskim i "szkole Kurskiego i Ziobry"
"Szkoła panów Ziobro i Kurskiego" – zadrwił z Patryka Jakiego Sławomir Nitras. Poseł PO zarzucił europosłowi PiS, że na dwóch posiedzeniach komisji ds. UE spędził zaledwie jakieś trzy kwadranse. Jaki w rozmowie z naTemat odpiera zarzuty Nitrasa. – To oczywista bzdura, co najmniej 30 minut trwała sama moja polemika m.in. z panem posłem Nitrasem – mówi.
Już tłumaczę, o co chodzi. Posłowie do Parlamentu Europejskiego muszą pracować zarówno tam, jak i w Polsce. Jednym z elementów pracy w Polsce jest właśnie komisja ds. Unii Europejskiej.
To na niej był Pan - według posła Nitrasa - jednego dnia pół godziny, drugiego kilkanaście minut?
Tak, on pisze o tej komisji, tylko że on kłamie. Rzeczywiście, wczoraj byłem krócej na tej komisji, ale to nie jest żadne złamanie prawa. Co ważne, w tym czasie, kiedy ja byłem na komisji, to jego nie było, bo w tym czasie na korytarzu nagrywał coś tam na komórce. Dlatego te słowa to jest bezczelność z jego strony.
Co do obrad dzień wcześniej – to też kłamstwo, że byłem na komisji przez pół godziny. Przecież ja z nim prowadziłem polemikę bardzo długą. Nie wiem, czy stenogramy są już spisane (na stronach komisji na razie ich brak - przyp. red.), tam będzie dowód na to, że to jest nieprawda. Na tym posiedzeniu długo się kłóciłem i z posłem Nitrasem, i z posłem Czerwińskim. Sama ta polemika trwała co najmniej 30 minut.
Przemówienie Patryka Jakiego w Parlamencie Europejskim.•Fot. Parlament Europejski
Dlatego zarzut pod tytułem, że nic nie robię, jest śmieszny. Można się ze mną nie zgadzać, ale każdy powinien to przyznać, że w Sejmie zawsze należałem do najaktywniejszych posłów i tak samo jest teraz w Parlamencie Europejskim.
Poseł Nitras pisał o sumie 600 euro.
System jest skonstruowany w taki sposób - nie ja go wymyśliłem - że za każdy dzień pracy europoseł dostaje 300 euro. I o to mu prawdopodobnie chodzi. Przy czym praca to nie tylko uczestniczenie w komisjach.
Robienie zarzutów z tego, że dostaję pensję taką, jaką otrzymuje też każdy inny europoseł, to populizm najwyższej miary. A to, że się stawiłem w pracy, to chyba dobrze.
W tej komisji też są tacy posłowie Platformy, co pojawiają się na 10 minut i wychodzą. I jakoś nikt o nich nie mówi. Pojawiają się często nieprzygotowani. Z posłem Nitrasem zresztą na czele.
Kilka dni temu w Strasburgu w trakcie debaty w trakcie debaty nad kandydaturą Ursuli von der Leyen na stanowisko przewodniczącej Komisji Europejskiej zdecydował się Pan na wystąpienie po angielsku. Dlaczego nie skorzystał Pan z tłumaczy? Wczoraj pisałem tekst, chwaląc Pana za odwagę...
A widzi pan, to pan napisał ten złośliwy artykuł.
A gdzie złośliwy? Raczej ze zrozumieniem. Sam jestem z tego pokolenia, kiedy nauka języków obcych w szkołach wyglądała raczej dramatycznie.
Nawet się zastanawiałem, czy pana za to nie pozwać.
Za co?
No, weźmy taki element tekstu, że drwią nawet zwolennicy prawicy. Przecież to jest nieprawda. Posłużył się pan tweetem Bartka Graczaka, który wcale nie drwił. On miał inną rzecz na myśli.
To przymrużone oko w tweecie jest raczej jednoznaczne. Choć może każdy to inaczej interpretuje.
No, nie. Jak pan stawia taki zarzut, to trzeba do niego zadzwonić i spytać.
Poza tym pan tu wypisuje, że ja popełniłem jakiś błąd w tym wystąpieniu, to proszę mi powiedzieć jaki, bo ja tego nie widzę. Chodzi o akcenty? Słyszał pan kiedykolwiek wystąpienie Donalda Tuska po angielsku?
Oczywiście, wiem, jaka jest wymowa i akcentowanie Tuska teraz i wcześniej. I wiem też, że wielu europosłów z różnych krajów mówi jeszcze gorzej.
To niech pan sprecyzuje - z czego mam się wytłumaczyć.
Pytam wyłącznie o to, dlaczego zdecydował się Pan na wystąpienie po angielsku, a nie skorzystał Pan z tłumaczy.
Owszem, w Parlamencie Europejskim generalnie mówi się w językach ojczystych, mi jednak zależało na tym, żeby osoby, które słuchają mojego wystąpienia, potrafiły to od razu zrozumieć. Z tłumaczeniem symultanicznym, wbrew temu, co się tam mówi, bywa różnie.
Ponieważ sprawa jest istotna, chciałem, żeby te najważniejsze osoby to zrozumiały, w tym pani von der Leyen, która dobrze akurat rozumie po angielsku. I wiem, że mnie zrozumiała, dlatego, że myśmy jeszcze rozmawiali osobno o tym na klubach.
Jak Pan w ogóle traktuje swój pobyt, zapewne 5-letni, w Parlamencie Europejskim? Tak jak Pan kiedyś powiedział Robertowi Mazurkowi – jako inwestycję w siebie?
Politycy nie powinni stać w miejscu, a nikt nie jest idealny. Dlatego uważam, że powinienem ciągle się kształcić. Stąd moje wystąpienie w języku angielskim, pomimo że - jeszcze raz to podkreślę - właściwie wszyscy w Parlamencie Europejskim mówią w swoich językach ojczystych.
Ostatnie lata spędzałem całe dnie czytając tysiące dokumentów reprywatyzacyjnych i nie miałem czasu na naukę języka. Teraz czasu mam więcej i jestem przekonany, że z każdym miesiącem będę mówił coraz lepiej. Jestem zdeterminowany, żeby to się zmieniło.
Chcę pracować nad sobą, chcę zdobywać nowe umiejętności. I jak będę miał 50, 60 lat uważam, że powinienem robić tak samo.
Sebastian Kaleta zastąpił Patryka Jakiego w Komisji Weryfikacyjnej, gdy ten został europosłem.•Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta
Skoro już Pan mówi o uczeniu się - poseł Nitras napisał o "szkole panów Ziobry i Kurskiego". Minister Ziobro i prezes Kurski po kadencji w Parlamencie Europejskim wrócili do kraju silniejsi...
...a poseł Nitras chciałby wrócić do Parlamentu Europejskiego, ale po słynnym wyczynie, jak tyłem jeździł samochodem na niemieckiej autostradzie (jechał na wstecznym, bo przegapił zjazd z autostrady; uniknął mandatu, bo posłużył się paszportem dyplomatycznym – przyp. red.), to nigdy do niego nie wrócił. No, przykro mi bardzo, że ludzie mu to pamiętają.
...chciałby Pan pójść za 5 lat drogą Zbigniewa Ziobry?
To znaczy?
Na przykład objąć stanowisko ministra sprawiedliwości.
Nie jestem na razie tym zainteresowany. Mam swoje zadania, a polityka jest taka, że można w niej być, można w niej nie być. Póki co dysponuję bardzo silnym mandatem społecznym. A co w przyszłości – zobaczymy.