Natalie Portman jako żeński Thor, a hejterzy płaczą. Czy "silne baby" w kinie to naprawdę aż takie zło?
Kobieta Thor? A czemu nie? Przecież to nie wymysł nastawionej na zyski wytwórni filmowej Marvel Studios, ale treść jednego z marvelowskich komiksów. Jednak wiadomość o tym, że grana przez Natalie Portman Jane Foster będzie dzierżyć młot Mjolnir wielu ucieszyła, ale równie wielu wkurzyła. "To poprawność polityczna!" – grzmieli. Ale co ma "poprawność polityczna" do potężnych kobiet w blockbusterach? Naprawdę są aż taką kinową zarazą?
Bogini i LGBT
Nie brakowało oczywiście zachwytów. Po pierwsze, mało kto nie uwielbia laureatki Oscara Natalie Portman, po drugie, czwartego "Thora" ponownie wyreżyseruje ulubieniec fanów Taika Waititi, a po trzecie... girl power! "Kobieta Thor da czadu!", "Takie dobre wieści", "Czekam" – pojawiały się komentarzy zachwyconych fanek i fanów Marvela.
Z jednej strony negatywne komentarze i narzekania wielu fanów (szczególnie płci męskiej) wcale nie dziwią. Ot, nic nowego. Było tak przy okazji zapowiedzi wszystkich superbohaterskich blockbusterów oraz filmów akcji z kobietami w roli głównej.
Dostało się więc Charlize Theron za "Mad Maxa: Na drodze gniewu" (jak to baba, a raczej ich gromada, w "Mad Maxie"?), "Wonder Woman", Kapitan Marvel", "Ghostbusters. Pogromcom duchów" w wersji żeńskiej czy nawet... animowanemu "Zwierzogrodowi" (w której kobieta-królik jest policjantem). I tak dalej, i dalej.
Ale z drugiej strony ta reakcja wszystkich niezadowolonych naprawdę dziwi. To przecież nie wymysł szefa Marvel Studios Kevina Feige'a. Jane Foster została boginią piorunów już w komiksach. A dokładniej w dwóch: numerze dziesiątym "What If" z 1978 oraz "Original Sin" z 2014 roku. I również w komiksach Walkira była biseksualna. Ci, co znali komiksy zaskoczeni więc specjalnie nie byli.
Pytanie brzmi: dlaczego niektórym tak bardzo przeszkadza główna postać kobieca? Kobieta silna i potężna?
Jeszcze kilka lat temu w blockbusterach kobiet prawie nie było. Pierwszą kinową bohaterką w ostatnich latach boomu na superbohaterów (wcześniej były jeszcze nieudane "Kobieta Kot" z 2004 czy "Elektra" z 2005 roku) została dopiero Wonder Woman w... 2017 roku. A Marvel mający na koncie multum popularnych filmów i miliardy dolarów na koncie, przeprosił się z superbohaterkami dopiero przy okazji "Kapitan Marvel". W marcu.
Teraz marvelowskie studio powoli próbuje wprowadzić trochę równości w MCU: w obu częściach ostatnich "Avengersach" były dwie pełne mocy sceny ze wszystkimi super-kobietami (których już się trochę uzbierało), a Czarna Wdowa (Scarlett Johansson) w końcu doczeka się własnego filmu.
Ale przecież taki jest świat. Są w nim i mężczyźni, i kobiety. Te drugie nie dość, że istnieją to coraz odważniej rządzą, przewodzą, zmieniają świat. Są bohaterkami na co dzień, kiedy rodzą na raz sześcioro dzieci albo walczą ze szkodliwymi wzorcami piękna.
Czy więc tak trudno jest sobie wyobrazić, że w świecie, po którym hasają zielony potwór, bóg piorunów i człowiek pająk, kobieta może zostać potężną boginią?
No właśnie. Może więc wszyscy krytycy w końcu się zamkną i dadzą żyć. Spokojnie, mężczyznom nie zagrażamy – komiksowych superbohaterów jest wielu. Starczy dla wszystkich.