Prokuratura znalazła sposób, by Falenta nie mógł obciążyć PiS. Biznesmen nie złoży wyjaśnień
Biznesmen Marek Falenta mógłby złożyć wyjaśnienia, które obciążają polityków Prawa i Sprawiedliwości. Ale bohater afery podsłuchowej ich nie złoży dzięki "fortelowi" prokuratury. Takie informacje publikuje dziennik "Rzeczpospolita".
Śledczy jednak nie są chętni do zweryfikowania oskarżeń Marka Falenty, że za aferą taśmową mają stać zleceniodawcy z Prawa i Sprawiedliwości. W partii zakładają nawet, że rewelacje Falenty mogą nie mieć wiele wspólnego z prawdą, jednak mimo to boją się, że sam szum wokół sprawy mógłby zaważyć na wyniku jesiennych wyborów parlamentarnych.
Działania śledczych – jak podaje "RP" – są sprzeczne z obietnicą prokuratora krajowego Bogdana Święczkowskiego, który deklarował, że biznesmen zostanie wezwany do złożenia wyjaśnień. I Falentę rzeczywiście wezwano na początku lipca, co jednak dziennik przedstawia jako fortel, gdyż przedstawiony mu zarzut dotyczył kolejnego nagrania z 2015 r. O listy do najważniejszych osób w państwie biznesmena jednak nie zapytano.
Prokuratura zapewnia dziś, że Falenta powinien okazać dowody, jednak – to stanowisko śledczych – nie skorzystał z okazji. Dlatego więcej szans na to mieć nie będzie. Obecnie Falenta odsiaduje wyrok 2,5 roku więzienia.
Listy Falenty
List do Jarosława Kaczyńskiego biznesmen, który uciekł z Polski do Hiszpanii, napisał w lutym. Jak ustaliła "Gazeta Wyborcza", miał w nim prosić prezesa PiS o "załatwienie" jego sprawy. Uwikłany w aferę taśmową Falenta stwierdził także, że to dzięki jego pomocy PiS wygrało wybory parlamentarne. Rzeczniczka PiS Anita Czerwińska nazwała treść listu "kuriozalną".
Z kolei w liście do Andrzeja Dudy pisał: "Nie zamierzam umierać w samotności. Ujawnię zleceniodawców i wszystkie szczegóły". I wymienił aż 13 osób związanych z PiS, które miały zachęcić go do nielegalnych podsłuchów. Okazało się także, iż pisał do premiera Mateusza Morawieckiego, jednak treści listu nie ujawniono. Z nieoficjalnych doniesień wynikało jedynie, że może być w nim więcej szczegółów niż w piśmie do prezydenta Andrzeja Dudy.
źródło: "Rzeczpospolita"