Po trzydziestce nic się nie zmienia. Przestańcie wmawiać mi, że teraz to już naprawdę coś powinnam
Po 30. roku życiu zmieniają się priorytety. Na długo przed tą mityczną granicą wiele słyszałam o tym, jak bardzo moje życie będzie wyglądać inaczej. Dzień po urodzinach obudziłam się podekscytowana i... nic. Zupełnie nic się nie zmieniło. Sprawdzałam dokładnie, ale nadal nie miałam ani męża, ani dzieci, ani mnóstwa pieniędzy na koncie oszczędnościowym.
Sprawę pogarsza fakt, że najpewniej nie zdążysz do tego czasu znaleźć męża i spłodzić dziecka (jeśli tego nie zrobisz do 30-tki, to przecież później już nikt cię nie zechce). Oczywiście jest to problem, jeśli jesteś w grupie ludzi, którzy nadal nie uporządkowali tych elementów. Być może nadal wynajmujesz mieszkanie i ciągle zastanawiasz się, co tak naprawdę powinnaś (powinieneś) robić w życiu i czego tak naprawdę od życia oczekujesz.
I w końcu następuje ten ważny dzień. Bardzo szybko orientujesz się, że naprawdę zmienia się niewiele. Owszem, twój metabolizm nie pozwala ci już na wszystko (czujesz, że od samego patrzenia na pączki spodnie robią się ciaśniejsze) i częściej bywasz zmęczona, ale dalej jesteś tym, kim byłaś, masz w głowie te same pragnienia, co jeszcze chwilę temu.
Po 30-tce możesz czuć, że jesteś dojrzalszym człowiekiem, ale nie stało się to podczas tej jednej nocy. Jesteś bardziej cierpliwa, bardziej akceptujesz siebie, nie zmuszasz się już do przebywania z ludźmi, których nie lubisz, bo tak wypada, ale nie dostajesz tego przecież w prezencie urodzinowym. Oczywiście masz też świadomość, ile jeszcze pracy przed tobą.
Nie zmienia się jednak nic biorąc pod uwagę oczekiwania innych i presję w kwestii "uporządkowania życia". Nadal pracujesz, wkładasz wiele wysiłku w to, żeby życie dawało ci satysfakcję, a to, że nie miałaś jeszcze okazji do założenia białej sukienki i obrączki, to nie koniec świata.
Nie będę jednak nagle czuła, że jestem lepszym człowiekiem, ponieważ sprostałam wymaganiom. Po 30-tce powinnaś... Naprawdę niczego nie powinnam, ale chodzi o to, że wszystko mogę (w granicach rozsądku).
Powinnam być szczęśliwa, ale spełnianie oczekiwań innych naprawdę do tego szczęścia mnie nie doprowadzi. Po 30-tych urodzinach nie przenoszę się też do innej rzeczywistości, w której wszystko wygląda inaczej. Nie, wszystko nadal jest takie samo i na wszystko przyjdzie czas.
Nie chodzi też o to, żeby cokolwiek manifestować. Wykrzykiwać, że jestem sama, bo jestem zaradna i nikogo nie potrzebuję. Owszem, można być zaradnym, ale bycie z kimś nie eliminuje tej cechy. Chodzi po prostu o to, że jeśli masz 30. urodziny i jesteś sama, to naprawdę jeszcze nie koniec świata.
Nadal masz przyjaciół, plany i marzenia. Masz też oczekiwania wobec siebie, ale naprawdę nie jest tak, że nie możesz spać po nocach, bo musisz je spełnić już teraz, bo to najwyższa pora.
Przyznaję, że sporo uwagi w tym tekście poświęcam związkom, ale uwierzcie mi... To akurat jednej z najczęściej poruszanych tematów, gdy kończysz 30 lat.
Kiedy wiesz, że nie musisz dopasowywać się do schematu, okazuje się, że rację mają ci, którzy twierdzą, że życie zaczyna się po 30-tce. 30-tka to żadna granica, choć z pewnością przesuwa się granica wytrzymałości na komentarze dotyczące twojego życia. Po prostu się nimi nie przejmujesz.
O zmianach, które zaszły bądź nie zaszły w ich życiu, zgodziło się opowiedzieć kilka kobiet w różnym wieku. Ich doświadczenia są jednak bardzo podobne.
Wiktoria: Kiedyś myślałam, że życie zacznie się, gdy skończę 18 lat, ale skończy po 30-ce. Dziś mam 40 (zaniżam by zmylić trop) i wiem, że ciągle wiele przede mną. Spotykam koleżanki z liceum, które mają mężów, wychowują dzieci i spełniają się zawodowo, biegają po kilkadziesiąt kilometrów po górach, ścigają się na rowerze MTB albo uprawiają Cross Fitt.
Rozmawiamy i każda z nas ma wrażenie, że ani nie czuje się, ani nie wygląda na swój wiek. Śmiejemy się, że dziwi nas, kiedy młodsi zamiast "Cześć" mówią nam "Dzień dobry". Z tego prosty wniosek - wiek jest w głowie. Tylko od nas zależy jak i kiedy będzie wyglądało nasze życie.
Czasem dopiero wtedy, gdy przybywa nam lat, nabieramy odwagi do pewnych rzeczy. Także do łączenia się w pary, o ile ktoś wcześniej nie ogarnął tej kwestii. I trzeba pamiętać jeszcze jedno... każdy wiek ma swoje plusy i minusy. Przed 18-ką nie wszędzie wejdziemy. Po 30-tce czy 40-tce mamy już tyle oleju w głowie, że nie wszędzie chcemy wchodzić.
Dorota: Kiedyś myślałam, że kiedy skończę 30 lat, moje życie będzie wyglądało inaczej. Wszystko się zmieni – praktycznie automatycznie, niemalże jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zdmuchujesz świeczki i bum! Jesteś mądrzejsza, spełniona, wszystko zaczyna nabierać sensu, a po drodze dostajesz awans w pracy, poznajesz faceta marzeń i zachodzisz w ciążę. To super głupie myślenie, ale to, że 30. urodziny to jakaś mityczna granica, jest w nas przecież zakodowane.
Wmawia nam to i otoczenie, i kultura. Kiedy zbliżałam się do 30-tki, ciągle słyszałam od babci: "O, zaraz skończysz 30 lat, ostatnia szansa na męża i dzieci", z kolei moi przyjaciele mówili: "Wow, teraz to pożyjemy" łamane na "Jezu, już 30 lat, pora umierać". A filmy i seriale pokazują 30. urodziny, jako magiczny czas, w którym dostępujesz niemalże wszechwiedzy i wszechpoznania ("Dziś 13, jutro 30"), albo jako koszmarny moment okraszony sporą dozą paniki (odcinek "Przyjaciół" "The One Where They All Turn Thirty").
Boimy się tych 30. urodzin, bo odczuwamy ogromną presję. Po pierwsze – nasza egzystencja ma się zmienić na lepsze, a po drugie – musimy się bać i powtarzać, jacy to jesteśmy już starzy. Prawda jest taka, że w dzień swoich 30. urodzin nic się wcale nie zmienia. Wyglądasz tak samo, masz takie same długi, tych samych przyjaciół, taką samą pracę i tak samo łamie cię w kościach. Nie wchodzi w ciebie żadna nowa kosmiczna energia, nie zaczynasz się lepiej czuć, nie jesteś mądrzejsza, nie poznajesz nagle swojej drugiej połówki. Jest tak samo.
Milena: Gdy miałam kilkanaście lat, pamiętam, że bałam się 20-tki. Wydawało mi się, że wtedy człowiek już jest taki dorosły, pewnie będzie musiał wyprowadzić się z domu, sam będzie musiał o wszystko zadbać, szukać pracy. Pamiętam, że koleżanki w szkole same się tak nakręcały. Jedna zawsze mówiła, że najbardziej boi się płacenia rachunków, jakichś spraw urzędowych i to ją przerażało, choć miała 15 czy 16 lat.
Człowiek ciągle słyszał: "Jak skończysz 18 lat będziesz... musisz... powinnaś...". I czuł presję, że po 20-tce jego życie niemal musi się wywrócić do góry nogami, a on na maksa stanie się samodzielny. Ale jak już się stał, to zupełnie tego nie poczuł. Przyszło samo bez względu na głupie granice wiekowe. Jednak presja ludzi wokół robiła swoje i wzbudzała lekki strach, co to będzie.
Weronika: Nigdy nie czułam żadnej różnicy przechodząc takie granice. Nawet jak już miałam rodzinę, dzieci. Jasne, że wszystko się wtedy przewartościowuje. Ale wewnętrznie, emocjonalnie ciągle byłam taka sama. To samo cieszyło, smuciło, wkurzało, zmuszało do płaczu, te same sytuacje wywoływały stres. I jak patrzyłam na rodziców, dziadków, widziałam, że mimo upływu lat i dojrzałości, oni w środku, emocjonalnie też ciągle byli tacy sami jak kiedyś i nie zmieniało tego to, czy kończyli akurat 60 czy 70 lat.