Koniec terroru makijażu! Polki przestają się malować i nigdy nie czuły się z tym lepiej
Podkład, puder, korektor, bronzer, rozświetlacz, puder, tusz do rzęs, kredka do oczu, kredka do brwi, szminka. Ufff, dużo tego. Tak dużo, że wiele kobiet powiedziało już: "stop". Jesteśmy zmęczone codziennym makijażem, a może zaczynamy w końcu akceptować i lubić siebie w naturalnej wersji?
Bo to była magia – kreowałyśmy przecież siebie w pewien sposób na nowo. To niby tylko kilka specyfików nałożonych na twarz, a pewność siebie wzrastała o 100 punktów. Czułyśmy się wtedy może ładniejsze, bardziej akceptowane. Normalne.
Stopniowo wiele z nas nie mogło już wyobrazić sobie życia bez kupowania naręcza kosmetyków i spędzania kilkunastu lub kilkudziesięciu minut przed lustrem przed każdym wyjściem. Bez makijażu czułyśmy się brzydkie, zaniedbane, nieatrakcyjne. Wstydziłyśmy się własnych twarzy, myślałyśmy sobie: "jeśli on zobaczy nas kiedyś nieumalowaną, to od razu nas rzuci".
Mamy dość?
Makijażowy detoks
Kiedy zapytałam o to na jednej z kobiecych grup na Facebooku, dosłownie zalały mnie komentarze. Okazało się, że praktycznie każda z kilkudziesięciu komentujących kobiet albo maluje się znacznie mniej, albo w ogóle.
Ala: "Malowałam się przez całe studia, a potem w pracy, z każdym kolejnym rokiem mocniej: w sumie 11 lat. To nigdy nie był jakiś bardzo mocny makijaż, ale dopiero z kreską na powiece, podkreślonymi brwiami i wyrównanym kolorytem twarzy czułam się sobą. O zmianie myślałam długo, ale jakoś nie mogłam się zmusić.
W końcu do tego kroku przekonał mnie mój przyjaciel, który wielokrotnie podkreślał, że zdecydowanie lepiej mi z naturalnością . Wyjechałam na 3-tygodniowy urlop. W upałach, wśród obcych w sumie było mi dobrze bez makijażu. I tak do pracy wróciłam już bez make-upu. Detoks się powiódł!
Teraz najczęściej sięgam po coś na cienie pod oczami, lekko dyscyplinuję brwi. I jest mi z tym doskonale! Czasami nie mogę się nadziwić oglądając zdjęcia, po co ja się tak tym wszystkim mazałam! Przecież tak dobrze mi bez tego".
Od tego momentu mam zrobione na stałe rzęsy i nie maluję wcale oczu, używam tylko podkładu. Zmieniło się jeszcze jedno: kiedyś nie wyszłabym bez makijażu z domu, a teraz w ogóle się nie maluję, kiedy idę na zakupy. I naprawdę czuję się z tym dobrze. Po 30-stce postrzeganie siebie bardzo się zmienia, co jest wspaniałe".
Magda: Na studiach malowałam się zawsze i to mocno. Wszystko się zmieniło, kiedy pojechałam na Erasmusa do Niemiec i zobaczyłam, że dziewczyny malują się tam znacznie mniej, niż w Polsce. Teraz chodzę do pracy zupełnie bez makijażu, w okularach. Kiedyś ktoś by powiedział, że to oznaka niedbalstwa, a to nieprawda. Czuję się zadbana i kobieca: mam dobry styl, lubię układać sobie włosy, uwielbiam biżuterię. Po prostu mam naturalną twarz, nie maluję też paznokci – niepotrzebne mi to do czucia się fajnie".
Basia: "Kiedyś nie wyszłabym z domu bez korektora, tuszu do rzęs i kredki do brwi. Teraz tylko korektor został, bo brwi zrobiłam sobie permanentne. Pogodziłam się z tym, że swoich cieni pod oczami nie polubię i tyle, ale krótkie i rzadkie rzęsy przestały mi przeszkadzać. Tylko od czasu do czasu je pomaluję, głównie w dni wolne, kiedy mam czas i ochotę się w to bawić".
Kinga: "Odkąd mój trądzik (prawie) zniknął, nie maluję się wcale. Moja skóra dużo przeszła i jestem z niej dumna. Co do oczu, niby wolę siebie w lekkim makijażu brwi i powiek, ale do pracy najczęściej się nie maluję. Dla mnie chodzenie bez makijażu to element drogi do akceptowania siebie. Najwięcej komplementów dostaję i tak za kolor tęczówki".
Mirka: "Nie lubię się malować, nie umiem tego robić, szkoda mi na to pieniędzy, szkoda mi środowiska. Czasem proszę jakaś koleżankę, żeby zrobiła mi makijaż na ważną okazję, ale sama nakładam tylko podkład od czasu do czasu. Miałam tez fazę na czerwona szminkę, ale gubiłam jedną po drugiej, wiec się poddałam. Jakoś w drugie klasie liceum doszłam do wniosku, ze skoro męska twarz dobrze wygląda bez makijażu, to kobieca też. I tak mi zostało".
Ola: "Nie dojrzałam jeszcze do zupełnej rezygnacji z makijażu, ale maluję się nieporównywalnie mniej. Do pracy w wersji naturalnej raczej nie pójdę (bo nasłucham się wtedy pytań, czy jestem chora), ale używam tylko podkładu, tuszu do rzęs i kredki do brwi. Ale pójście do sklepu, do kina czy do znajomych bez make upu nie jest dla mnie już problemem.
Kiedyś myślałam też, że bez szminki nie istnieję i codziennie malowałam mocno usta. Teraz na co dzień ich nie maluję, chyba że mam taką potrzebę i sprawia mi to w danej chwili przyjemność. Odkryłam, że bez szminki jest mi znacznie wygodniej. Nie muszę po każdym jedzeniu czy piciu sprawdzać, czy szminka się nie starła albo czy nie pobrudziłam sobie zębów. To duży luz".
"Walić to"
Dlaczego przestajemy się malować przed każdym wyjściem z domu?
Kobiety, które spytałam o zdanie, wymieniają: czuły, że to strata czasu, chciały zaoszczędzić pieniądze, postanowiły poprawić stan swojej cery. – Oszczędzam czas na malowanie i demakijaż, a do tego wydaję mniej kasy na kosmetyki. Przyzwyczaiłam się do swojej twarzy – wyznaje Wiola.
A Gabrysia, mama dwójki małych dzieci, mówi wprost, że na malowanie zupełnie szkoda jej teraz czasu. – Wolę usiąść z herbatą albo kawą i coś poczytać lub obejrzeć przez te pół godziny spokoju. Dojrzałam i brak we mnie zgody na to, że kobieta jest postrzegana przez pryzmat wyglądu i mam to w dupie – mówi bez ogródek.
Monika: "Od liceum malowałam się codziennie – wtedy czułam, że muszę się zakryć, bo miałam trądzik i ogólnie cerę w okropnym stanie. Miałam też jasne rzęsy, więc podkreślałam je tuszem. Zmiana zaszła dwa lata temu, gdy na wyjeździe bardzo opaliłam sobie twarz – tak, że żaden podkład by tego nie zakrył. Przez to zauważyłam, że moja skóra dopiero bez tej sztucznej warstwy odżywa i oddycha. Postanowiłam zrezygnować z podkładu i malowałam już tylko rzęsy.
Cieszyłam mnie to, bo w sumie nigdy nie przywiązywałam dużej wagi do wyglądu, więc makijaż był dla mnie raczej balastem niż przyjemnością. Później stopniowo rezygnowałam tez z tuszu, niedawno przestałam się też malować na imprezy i czuję, że to jedna z lepszych decyzji. Nie muszę dbać już o to, czy się czasem nie rozmazałam (móc przecierać oczy w ciągu dnia to najlepsze co może być!), jak wyglądam, czy muszę się pomalować.
Dla mnie makijaż to więc ciężar i niepotrzebny dodatek. Teraz mojej cerze nadal daleko jest do doskonałości, ale coraz bardziej mam gdzieś to, jak mój wygląd odbierają inni".
Maja: "Podczas studiów, na przestrzeni paru lat, coraz częściej rezygnowałam z makijażu lub używałam jedynie mascary. Doszło do tego, że byłam w stanie pójść bez makijażu wszędzie oprócz uczelni. Jednak bardzo nie lubiłam tego "obowiązkowego" porannego malowania się i strasznie mnie to męczyło.
W końcu, pewnego ranka, stwierdziłam, że "walić to, idę bez makijażu". Który i tak by się wtedy nie utrzymał, bo byłam tego ranka bardzo zapłakana. To była bardzo dobra decyzja. Mimo początkowego stresu koniec końców poczułam ogromną ulgę. Teraz pełen mocny makijaż robię sobie z przyjemnością 'od święta'".
Kiedy przestałam się malować, odkryłam, że naprawdę nikogo nie obchodzi czy mam makijaż, czy nie. Czułam się naprawdę dobrze, wręcz wspaniale. Chodzenie bez makijażu dało mi niezwykle dużo pewności siebie. Co ciekawe ostatnio byłam bez makijażu na mieście i – mimo że wcześniej myślałam, że to niemożliwe w wersji naturalnej – jakiś facet mnie zaczepił i chciał poderwać.
Jeśli ktoś boi się chodzić kompletnie bez makijażu, to polecam na początek używanie samego podkładu albo jedynie tuszu do rzęs. Wtedy stopniowo przyzwyczajasz się do swojej twarzy bez niczego. Nie jestem jeszcze w pełni odważna – w życiu nie poszłabym bez makijażu na imprezę. Ale nie chcę się do niczego zmuszać i maluję się tylko wtedy, kiedy chcę".
Wolna amerykanka
To właśnie to "kiedy chcę" jest tutaj zwrotem kluczem. Powoli uświadamiamy sobie, że makijaż nie musi być obowiązkiem. Tak samo zresztą, jak brak makijażu. Co to znaczy? Że możemy się malować i możemy się nie malować, a nikomu nic do tego.
Wszystko zależy od naszych własnych chęci i potrzeb. Praktycznie wszystkie kobiety, które skomentowały mój post na Facebookowje grupie, zaznaczają, że podczas gdy na co dzień malują się w ogóle albo mało, to lubią zrobić sobie piękny makijaż na imprezę czy uroczysty rodzinny obiad. Mówią również, że jeśli już robią sobie makijaż, to lubią robić go świadomie: powoli, niemechanicznie. To także podbuduje ich świadomość własnego piękna.
– Uwielbiam siebie bez makijażu i kiedy mam wolne, w ogóle się nie maluję, a w tygodniu nakładam tylko podkład, żeby ukryć naczynka i wyrównać koloryt skóry. Reszta kosmetyków, zależy od nastroju i chęci – czasem pomaluje oko, czasem tylko usta. Jak jest ładna pogoda to lubię potraktować się rozświetlaczem i patrzeć jak ślicznie się mieni w odbiciu okularów słonecznych – dodaje Sandra.
Wszystko jest więc dla wszystkich. Nie ma makijażowych przymusów i obowiązków. Ważne jest nasze samopoczucie, miłość do samych siebie oraz osiędbanie, o którym mówiła mi blogerka Blimsien. To ona pokazała kobietom, że dbanie o siebie niekoniecznie musi oznaczać makijaż czy zrobione paznokcie.
– Mam 42 lata i na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy miałam pełny makijaż. Jestem za tym, żeby każda z nas (i każdy też), miała prawo wyboru. Chcę – to się maluję. Nie chcę – nie maluję się – podsumowuje Ula.
Amen.