"Widok był straszny, to była tragedia". Niezwykła akcja Polaków na Islandii. Tak rzucili się na pomoc grindwalom

Katarzyna Zuchowicz
Nieprawdopodobnie się zorganizowali. Nie patrząc na porę dnia ruszyli na pomoc grupie ponad 50 grindwali, które utknęły na kamienistej plaży niedaleko Keflaviku. Część nie zważała na policję, która nie pozwalała się zbliżać. – Widok był straszny, to była tragedia. Pękło mi serce jak usłyszałem te dźwięki, jakie wydawały delfiny – opowiadają nam Polacy. Za tę spontaniczną akcję na jednej z facebookowych grup zebrali ogromne brawa.
Wielu Polaków ruszyło na pomoc delfinom grindwalom, które utknęły na mieliźnie w Garður na Islandii. Fot. Screen/Facebook/Iceland from Above
Grindwali było ponad 50. Tydzień wcześniej były w porcie w Keflaviku. – Wypłynęły i fajnie się bawiły. Ludzie przyjeżdżali je oglądać, robili zdjęcia – opowiada naTemat Marcin Kozłowski, który od 14 lat mieszka na Islandii.
Sjónvarp Víkurfrétta
Dlatego, gdy kilka dni później jego żona zobaczyła na Facebooku transmisję live lokalnych wiadomości Víkurfréttir, nawet się nie zastanawiali. Grindwale wypłynęły w Garður, na południowym zachodzie kraju, kilka kilometrów od Keflaviku. Był odpływ. Leżały na mieliźnie.

Zaraz znalazła się lina, wiadra...
– Szybko się ubraliśmy, wzięliśmy dzieci. Gdy przyjechaliśmy koło 20.00. jeszcze oddychały, jeszcze żyły. Ale to była tragedia. Moje dzieci stały i płakały – mówi. Na miejscu była policja. – Pytam, czy można pomóc. Policjant odpowiada, że raczej nie. Są śliskie kamienie, ktoś może zrobić sobie krzywdę. Mówił, że delfiny oddychając wydzielają toksyczne substancje. Ale zjechało dużo Polaków. Nie czekając, ruszyliśmy na pomoc – opowiada.
Sjónvarp Víkurfrétta
Zaraz znalazła się lina, wiadra, koce, ręczniki. W pobliżu mieszka sporo Polaków. – Zaczęliśmy je schładzać. One umierają pod wpływem przegrzania i wysuszenia. Jak skóra jest sucha, dostają temperatury i wtedy giną. Obłożyliśmy je kocami, schładzaliśmy wodą z oceanu. Szybko wzięliśmy małego delfinka. Ważył pewnie około 100 kg. Dorosłe ważą z 800. Wypuściliśmy go do wody. Tak się cieszył! – relacjonuje Marcin Kozłowski.


Grindwale to gatunek walenia z rodziny delfinów oceanicznych, często potocznie nazywany wielorybem (eng. pilot whale) lub delfinem.

Polacy próbowali też wyciągać je do wody. Media informowały potem, że zanim ruszyła akcja islandzkich służb, to dzięki okolicznym mieszkańcom i wolontariuszom część delfinów udało się uratować. Na pewno nie byli to tylko Polacy, ale słychać, że była ich większość. W relacjach nie wspomniano jednak o narodowości ratowników. Akcję odnotowały islandzkie media, ale też np. Euronews, czy France24. Wszyscy pisali tylko o "lokalnych mieszkańcach", którzy ratowali grindwale. "Razem z kolegą ruszyłem na pomoc"
– Delfiny, które były bliżej wody, próbowaliśmy ściągnąć linką za ogon. Najpierw na płyciznę. Wtedy odczepialiśmy linkę i rękami próbowaliśmy głębiej wepchnąć je w wodę. Patrzyliśmy, by nie uszkodzić im wnętrzności. Siedem sztuk w ten sposób wypchnęliśmy – opowiada Marcin Kozłowski.

Akcja była spontaniczna. Żona pana Marcina napisała na FB, by ludzie przynosili koce i wiadra. Trafiam na jeszcze jeden podobny wpis.
Fot. Facebook/screen
"Mogę zabrać 3 osoby. Najlepiej z Hamraborg. Weźcie czołówki ręczniki, suche ubranie na przebranie" – reagowali Polacy. Niektórzy jechali z Reykjaviku.
Fot. Facebook/Screen
Nie wszyscy od razu wiedzieli, że jest tak źle.

– Na jakimś islandzkim portalu zobaczyłem, że w Garður są delfiny, wziąłem drona, pojechałem porobić zdjęcia. Na miejscu zastałem coś strasznego. Pękło mi serce, jak usłyszałem dźwięki, jakie wydawały delfiny. Razem z kolegą ruszyłem z pomocą – opowiada nam Maro Żyźniewski.

Paweł Świder, również był na miejscu: – Żona na FB zobaczyła relację na żywo. Zajęło mi minutę, żeby wziąć sprzęt foto i ruszyć na miejsce. Tam zobaczyłem mnóstwo ludzi, którzy stali na brzegu, wręcz pomiędzy zwierzętami. A tak naprawdę dwie grupki po 5-6 osób próbowały ściągnąć zwierzaki z powrotem do wody. W większości to byli nasi rodacy. Kilka Polek z dziećmi polewało wiadrami wieloryby. Ktoś przyniósł prześcieradła, ktoś kolejne wiadro....

Polka, która prosi o anonimowość: – Było multum osób, które chciały pomóc! Ale nie pozwalali! Polaków było bardzo dużo. Mogę nawet szacować, że większość. Oddałam wiaderko, kilka ręczników. Bardzo chciałam pomóc, ale ratownicy nie pozwalali iść za barierki.

Na FB też sporo Polaków o tym pisze. "Próbowałam, niestety policja kazała mi się wycofać. Trzeba mieć maski i rękawiczki. Poza tym duża część jest już martwa, pozostałe już sporo czasu spędziły poza wodą, do tego są daleko od oceanu. To naprawdę straszne" – czytam.

"Szacun wszystkim, którzy pomogli"
Paweł Świder zamieścił potem na Facebooku przejmujący wpis. "To co działo się w Garður było straszne a najgorsze w tym wszystkim było to, jak zachowywała się większość gapiów! Selfik z umierającym wielorybem, sadzanie dziecka na zmarłym już osobniku, jakaś masakra" – napisał. Podkreślił udział Polaków, którzy bez zastanowienia ruszyli na pomoc.
fot. screen/facebook
"Serce rośnie jak widzi się swoich, jednoczących się w trudnej chwili. Tylko dlaczego tak jest, że zazwyczaj musi się coś stać, żebyśmy pokazali jacy jesteśmy naprawdę..." – zakończył wpis.

Reakcje pod nim? "Szacun wszystkim którzy pomogli!", "Jesteście wielcy!", "Ogromne brawa!" – piszą Polacy. – W tym wszystkim piękne było to, jak potrafimy się jako Polacy zjednoczyć. To, jacy wszyscy byli dla siebie życzliwi, nawoływali się wzajemnie do pomocy. Słychać było głównie język polski – mówi Paweł Świder.

Kilka godzin w zimnej wodzie
Delfiny ratowało około 20 Polaków. Nasi rozmówcy pokazują nagrania. Widok jest wstrząsający. "Ta pani na filmie, która polewa wodą delfiny, to największe serducho całej tej akcji" – zwraca uwagę Maro Żyżniewski. Jak mówi Paweł Świder, w wodzie była też dwójka islandzkich nurków, którzy "wypychali" grindwale na głębszą wodę. Oficjalnie islandzkie służby zaczęły akcję dopiero o północy. Wtedy pojawiły się pompy, które pracowały do rana. Media podkreślają profesjonalizm islandzkich ratowników. Piszą na przykład o tym, że w przypadku grindwali najpierw trzeba zająć się samicami. Gdyby zaczęli od małych, wracałyby do matki.

– Ale całą noc byli tam Polacy. Wolontariusze, którzy utrzymywali zwierzaki mokre do momentu jak przyjdzie przypływ. 8 godzin w zimnej wodzie Atlantyku, proszę to sobie wyobrazić – mówi Paweł Świder. Przypływ zaczął się o drugiej w nocy. Pełny był o 7 rano i do tego czasu część Polaków tu została.

Nie udało się uratować ok. 20 delfinów. Albo inaczej – uratowano ich aż ok. 30. Czekały na resztę stada
Skąd się tam wzięły? Co się stało? Islandczycy obserwują, że jest ich coraz więcej u wybrzeży ich kraju. Marcin Kozłowski ma teorię, że w tym roku lato na Islandii jest bardzo słoneczne i ciepłe. Przypłynęło dużo makreli. – Delfiny wpłynęły do tej zatoki za makrelą – tak uważa. Eksperci tłumaczą, że dla grindwali niebezpieczne są m.in. wysokie fale. Mogą wtedy tracić orientację.

Kozłowski mówi też, że gdy oni ratowali grindwale, w wodzie zostało jeszcze kilka sztuk . – One czekały na tę grupę, która była na mieliźnie. To była cała rodzina. Moim zdaniem mogło być tak, że jeden z nich ugrzązł na mieliźnie, jak zaczął się odpływ, a reszta wpłynęła, by mu pomóc. Ale odpływ był już wtedy większy – opowiada. Mówi, że wokół tych, które pływały, stały łodzie straży przybrzeżnej. Nie pozwalały, żeby delfiny popłynęły do reszty.

Islandia kojarzy się z połowem wielorybów. W tym roku władze zezwoliły na połów 2 tys. płetwali karłowatych w ciągu pięciu lat, ale tegoroczny połów, pierwszy raz od 17 lat, się nie odbędzie, bo dwie firmy, które się tym zajmowały, zrezygnowały. Nie są to jednak grindwale.

Zobaczyli je po kilku dniach
Inaczej niż na pobliskich Wyspach Owczych, gdzie polowanie na grindwale, gdy morze robi się czerwone od krwi, jest tradycją narodową. W ostatnich dniach potworne, zakrwawione zdjęcia, na których widać też tłumy gapiów, obiegły internet. Zabito 23 sztuki. Marcin Kozłowski przypomina sobie inne wstrząsające informacje sprzed kilku tygodni. Z plaży Löngufjörur na półwyspie Snæfellsnes, 200 km dalej, która jest bardzo płaska. – Jeśli jest przypływ, to zalewa kilkaset hektarów. Tam można się dostać jedynie przy pełnym odpływie przez 3 godziny. I tam wyrzuciło kilkadziesiąt wielorybów. Nikt o tym nie wiedział. Dopiero z helikoptera je zobaczyli po 4, 5 dniach – mówi. Grindwali było blisko 100, dostrzegli je amerykańcy turyści. Było już jednak za późno. Widok był równie przerażający.