Co za leki mógł wieźć samolotem Piotrowicz dla żony? Lekarz wymienia listę wątpliwości
Stanisław Piotrowicz został przyłapany na tym, że skorzystał z "uprzejmości" Marka Kuchcińskiego. Poseł PiS leciał z marszałkiem rządowym samolotem. Wyjaśnił, że działo się to w stanie wyższej konieczności, bo wiózł lekarstwo dla żony. Lekarze jednak mają wątpliwości, czy rzeczywiście była taka potrzeba. Twierdzą, że pociąg lub samochód byłyby równie dobrym środkiem transportu.
– Traktuję ten lot jako wypadek losowy, żeby nie powiedzieć, że był to stan wyższej konieczności – tłumaczył polityk, wskazując, że lekarstwo musiało jak najszybciej trafić do zamrażarki, a jazda samochodem czy pociągiem nie dawała takiej szansy.
Dziennikarze gazeta.pl postanowili zbadać prawdziwość tłumaczeń posła Piotrowicza. Dotarli do eksperta w dziedzinie immunologii i terapii zakażeń, który jasno wyraził swoje wątpliwości.
– Wyobrażam sobie, że w grę wchodzą jakieś preparaty stosowane w chorobach krwi. Obecnie nie wydaje się pacjentowi preparatów krwiopochodnych w stanie zamrożonym. Osocze czy krioprecypitat są przechowywane w stanie zamrożenia, ale stosowane wyłącznie w obszarze medycznym, bo może to zrobić jedynie uprawniona służba krwi – stwierdził ekspert.
Jak wyjaśnił, pacjenci dostają jedynie gotowe do użytku leki, a nie półprodukty wymagające późniejszego przygotowania do użycia. – Takie leki można przewieźć pociągiem albo samochodem. Wszystkie preparaty termo-wrażliwie transportowane są w specjalistycznych opakowaniach termoizolacyjnych i czas transportu nie jest liczony w minutach.
Osobną kwestią jest ilość leku, które żona Piotrowicza miała dostać przy wypisie ze szpitala. Europosłanka Elżbieta Łukacijewska zauważa, że 500 ampułek to bardzo dużo i wyraziła na Twitterze wątpliwość, by ktokolwiek dostał w Polsce aż tyle. I do tego - według niej - za darmo.
źródło: gazeta.pl