Przeszli do Netflixa za miliony, a ludzie mieszają ich z błotem. Fani nie mogą wybaczyć twórcom "Gry o tron"

Ola Gersz
Kiedy "Gra o tron" osiągnęła w 2011 rok ogromny sukces, David Benioff i D.B. Weiss mieli w końcu powodu do świętowania. Wcześniej ścieżki ich kariery były bowiem dość wyboiste. Teraz, osiem lat później, twórcy mają już taki status w świecie telewizji, że właśnie Netflix podpisał z nimi kontrakt opiewający na astronomiczną sumę. Jednak po drodze Benioff i Weiss... stracili szacunek fanów. Ci ich wręcz nie znoszą. Dlaczego? Za ósmy sezon "Gro o tron". Scenarzyści wrócą w końcu do łask?
David Benioff (z prawej) i D.B. Weiss (z lewej) nie są zbyt lubiani przez fanów po zakończeniu "Gry o tron" Fot. Screen z YouTube / 60 Minutes / youtube.com/watch?v=zHvr3axnOd4
Ta informacja nie spodobała się serialowym widzom i miłośnikom popkultury. A przede wszystkim fanom Netflixa – to bowiem ten serwis streamingowy podpisał kontrakt z ojcami zakończonej w tym roku "Gry o tron". I to opiewający na, bagatela, 200 milionów dolarów. Tym samym Netflix wygrał więc "wojnę o scenarzystów", w której bił się o Davida Benioffa i D.B. Weissa z HBO, Amazonem, Netflixem, Apple i Disneyem. Dlaczego ten serialowy transfer się nie spodobał? Albo inaczej – dlaczego wywołał aż takie kontrowersje? To proste – fani "Gry o tron" nie mogą wybaczyć Benioffowi i Weissowi tego, co zrobili z ósmym sezonem serialu.


"Oni przecież pisać scenariuszy nie umieją"
Ich zdaniem twórcy zupełnie zniszczyli telewizyjną adaptację "Sagi lodu i ognia" – popsuli bohaterów, nie zakończyli sagi w satysfakcjonujący sposób i popełnili masę błędów. Powstała zresztą przecież nawet petycja o nakręcenie 8. sezonu jeszcze raz. HBO nie rozpatrzyło jej jednak pozytywnie, czego można się było spodziewać.

Widzowie "Gry o tron" byli więc rozczarowani i wściekli, a oliwy do ognia dolały jeszcze dwie rzeczy: zdobycie przez 8. sezon "Gry o tron" rekordowych 32 nominacji (w tym za... scenariusz) do telewizyjnych nagród Emmy oraz informacja, że Benioff i Weiss będą odpowiedzialni za kolejną trylogię ze świata "Gwiezdnych wojen".

Ta pierwsza informacja była dla fanów "Gry o tron" nie do uwierzenia, ta druga – przeraziła miłośników "Stars Wars". Zaczęli się oni obawiać, że Weiss i Benioff zniszczą również ukochaną przez nich serię. Dlatego news o przejściu scenarzystów do Netflixa i to za tak ogromną kwotę również rozsierdziła (ale i rozbawiła fanów).

Oto kilka przykładów:
Fot. Screeny z Facebooka / Filmweb i Hatak
Komentujący nie szczędzili również krytyki Netflixowi ("Najgorsi scenarzyści przeszli do najgorszej stacji, aby nadal robić słabe produkcje"), pochwał pod adresem George R.R. Martina, twórcy "Sagi lodu i ognia" ("Bez Martina ten serial byłby dnem od początku), a także radości, że Benioff i Weiss nie przeszli do Amazona, który szykuje właśnie serialowego "Władcę pierścieni" ("Dobrze, że ci panowie nie będą mieli nic wspólnego z LOTR").

Ostro. Jednak Benioff i Weiss wydają się tym nie przejmować. Ich kariery nauczyły ich bowiem, że nie można się poddawać i.. słuchać krytyki.

Pasmo klęsk
Patrząc na życiorysy 48-letniego D.B. Weissa i prawie 49-letniego Davida Benioffa, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że "Gra o tron" naprawdę zmieniła ich życia. Wcześniej powodziło im się różnie. Chociaż temu pierwszemu... nie powodziło się w ogóle. Weiss, amerykański Żyd z Chicago, po skończeniu studiów – ma tytuł magistra w literaturze irlandzkiej i kreatywnego pisania – długo próbował zaistnieć w świecie telewizji (chociaż napisał również powieść "Lucky Wander Boy"). Z marnym skutkiem – przyszły scenarzysta ponosił klęskę za klęską.

Przykłady? 2006 roku Weiss napisał scenariusz na podstawie serii gier komputerowych "Halo". Rok później projekt upadł. Stworzył również skrypt do prequela filmu "Jestem legendą" – w 2011 roku projekt upadł. Udała się mu dopiero "Gra o tron".

Od pisarza do scenarzysty
Więcej szczęścia zawodowego miał Benioff (prywatnie mąż aktorki Amandy Peet).

Amerykanin, który również urodził się w żydowskiej rodzinie, wychował się w Nowym Jorku. Tak jak Benioff skończył irlandzką literaturę i tak jak on na początku poświęcił się literaturze. Jako pisał zdobył uznanie – jego powieść "25. godzina" została przeniesiona na ekran przez Spike'a Lee, zagrał w niej Edward Norton. Wtedy Benioff zainteresował się scenariuszami. Od razu udało mu się nawet wkręcić w świat kina. Napisał chociażby scenariusz do "Troi", za który dostał od wytwórni Warner Bros. 2,5 miliona dolarów, a także do filmu "Zostań" z Ewanem McGregorem i Naomi Watts.

W 2004 r.Benioff został także zatrudniony do stworzenia fabuły "X-Men Geneza: Wolverine" (2009 r.). Mogło mu się jednak nie spodobać, że poprawienie jego scenariusza zlecono Skipowi Woodsowi. Wersja Benioffa była bowiem podobno "zbyt mroczna".

Benioff wciąż czekał jednak na przełom.

Porażka, porażka, sukces
D.B. Weiss i David Benioff poznali się na na uczelni Trinity College w Dublinie w 1995 roku. Zaiskrzyło, ale dopiero trzy lata później, gdy spotkali się ponownie w Kalifornii, mężczyźni postanowili współpracować. Znaleźli bowiem ze sobą wspólny język, łączyło ich także upodobanie do epickich historii.

Pech Weissa przeszedł jednak chyba na Benioffa, gdyż z ich pierwszych dwóch projektów nic nie wyszło. W 2003 r. poproszono ich o stworzenie próbnego scenariusza do filmu "Gra Endera" na podstawie książki Scotta Carda. Ich skrypt jednak odrzucono. Obaj napisali również scenariusz do filmu "The Headmaster" ("dyrektor"), jednak obraz nigdy nie powstał.
W końcu wygrali los na loterii – ich pomysł na serial na podstawie George R.R. Martina spodobał się stacji HBO i tak powstał jeden z najpopularniejszych seriali w historii, który budził wręcz histerię.

Za "Grę o tron" (wyreżyserowali trzy jej odcinki, w tym finałowy) byli chwaleni. Chociaż bardziej chwalono materiał źródłowy Martina, niż ich samych. Fani zarzucali im chociażby niezgodność z powieściami czy epatowanie seksem i przemocą. Jednak "Gra o tron" była fenomenem.

Umieją tworzyć historie czy nie umieją?
Od szóstego sezonu twórcy serialu (nazywani przez fanów D&D) słyszeli jednak więcej krytyki, niż komplementów. Widzowie twierdzili, że poziom trzech ostatnich sezonów znacząco odbiera od pierwszych serii, krytykowali również pomysły fabularne i zbyt szybkie tempo akcji.

Dlaczego? Z końcem piątego sezonu skończył się bowiem materiał z książek Martina (pisarz wciąż nie napisał dalszych części) i scenariusz był już w większości oryginalny – chociaż Weiss i Benioff opierali się na pomysłach twórcy "Sagi lodu i ognia". To sprawiło, że powstała opinia, że twórcy "Gry o tron" nie umieją samodzielnie pisać scenariuszy. Jak wiemy, ta opinia się utrzymała.

Pytanie brzmi: czy Weiss i Benioff zdołają przekonać do siebie zniesmaczonych fanów? O pieniądze nie muszą się martwić, jednak ich zła fama może znacząco wpłynąć na powodzenie ich dalszych produkcji. Chociaż na "Gwiezdne wojny" ludzie pójdą tłumnie nawet ze znienawidzonymi scenarzystami za burtą.

Może jednak ojcowie "Gry o tron" się zrehabilitują? Wystarczy jeden dobry serial, od początku do końca.

Uda się? Zobaczymy. Dajmy im szansę.