Przeglądasz Messengera drugiej połówki? Takie "szpiegowanie" to nie zawsze zbrodnia

Bartosz Godziński
Każdy z nas przynajmniej raz w życiu podejrzał prywatną wiadomość swojego partnerki lub partnera. W czasach wszechogarniających nas ekranów komputerów i smartfonów można to zrobić zupełnie przypadkowo. Są jednak osoby tak nieufne, że kontrola partnera stała się nieodłącznym elementem ich związku.
Niektóre pary nie mają przed sobą tajemnic. I prywatności Fot. Hwellrich / Pixabay
Przeprowadzony kilka lat temu sondaż miesięcznika "Reader’s Digest" wykazał, że aż 45 proc. Polaków przegląda smsy lub maile partnera. Można więc sądzić, że niemal połowa zakochanych w naszym kraju jest inwigilowana. Nie zawsze wiąże się to tylko z chorobliwą zazdrością lub potrzebą kontroli.

W ten sposób można faktycznie znaleźć dowody na niewierność, a przy tym potwierdzenie własnych obaw. Badania przeprowadzone w Australii pokazały, że dla 10 proc. par podglądanie wiadomości zakończyło rozpadem związku.

Zasada ograniczonego zaufania
Niedawno dowiedziałem się, że znajomy nie wylogował się z Facebooka, a jego związek nadal jakimś cudem istnieje. Nieopatrznie zostawił włączone okienko Messengera. To wystarczyło, by jego narzeczona przypadkiem podejrzała, że umawiał się na piwo z koleżanką w innym mieście. Tajemnicza nieznajoma napisała, że "już nie może się doczekać".


Potem okazało się, że to ich kolejne spotkanie. Nie wiadomo, czy do czegoś doszło, ale jednak nie mówił wcześniej o tych schadzkach. Może nie miał złych intencji, a jedynie bał się niesłusznych podejrzeń? Przecież facet w związku też ma prawo mieć przyjaciółkę. Jednak jego ukochana już zawsze będzie miała tę "demaskację" z tyłu głowy.

Wśród moich znajomych znalazłem zarówno osoby, które bawiły się w detektywów, jak i osoby, które skoczyłyby w ogień za swym wybrankiem. Zacznijmy od tych pierwszych.

– Generalnie uznaję podglądanie wiadomości za karygodne, w końcu jeśli komuś nie ufasz, prawdopodobnie nie powinieneś z nim być. Natomiast mam świadomość, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi, czasem pokusa wygrywa nad rozsądkiem – wyznaje mi Natalia.

Zdarzyło mi się zarówno podglądać, jak i być podglądaną. Na swoją obronę mogę powiedzieć jedynie, że nigdy nie dążyłam świadomie do podglądania partnera, wszystko zadziało się "przy okazji" - kiedy korzystałam z jego komputera, na którym nie wylogował się z FB i ktoś do niego napisał i wyskoczyło mi okienko z fragmentem wiadomości na ekranie. Nie pamiętam dokładnie jej treści, a jedynie, że coś mnie zmartwiło czy zaintrygowało. I wtedy zajrzałam na messengera. Przejrzałam parę nazwisk, nie wchodząc bezpośrednio w konwersację i przyszedł moment refleksji, zrobiło mi się głupio.

– Mój partner jest inteligentnym facetem, gdyby miał coś do ukrycia, z pewnością zadbałby odpowiednio o ukrycie tego. Skoro zostawia zalogowanego Fejsa i pozwala mi na korzystanie ze swojego kompa - to znaczy, że nie tylko jest czysty, ale że musi mi ufać. Poczułam się jak zdrajczyni i przyznałam do winy, ale niesmak pozostał – dodaje Natalia.

– Zdarzyło mi się przeczytać prywatne wiadomości ówczesnej dziewczyny – mówi mi Kacper. – Byłem pewien, że coś przede mną ukrywa i facebookowe konwersacje okazały się tego dowodem. Miała już wtedy na oku kolegę z pracy. Nasz związek się rozpadł i mogłoby się wydawać, że zaoszczędziliśmy sobie czasu i cierpienia, kiedy tajemnica wyszła na jaw, ale wcale tak nie było – tłumaczy.

Stanowczo odradzam zaglądanie do prywatnych wiadomości drugiej połówki. W mojej sytuacji lektura okazałą się bolesna i trudniejsza niż samo rozstanie. Właściwie wystarczyła mi krótka wymiana zdań z jedną z koleżanek żeby wiedzieć, że już po nas, ale coś kazało mi czytać dalej kolejne konwersacje.

– Koszt naruszenia prywatności drugiej połówki może okazać się emocjonalną torturą, karą tysiąca cięć, którą zadajemy sobie sami. Jeśli czujecie, że coś nie gra, rozmawiajcie. Czytając cudzą korespondencję będziecie pogłębiać problemy niezależnie od tego czy są poważne czy błahe – podkreśla.
Czasem partner bez skazy jest bardzo podejrzanyFot. Besty.pl
Zaufanie to podstawa zdrowego związku
Analizując zjawisko szpiegowania drugiej połówki zaobserwowałem dwa podstawowe podejścia:

1. Skoro nie masz nic do ukrycia, to pokaż, co tam masz. Skutki uboczne to m. in. czyste sumienie, ewentualne dowody na zdradę, brak prywatności, paranoja
2. Ufam, więc nie podglądam, inaczej mówiąc "czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal" albo "co ma być, to będzie".

Oba mają wspólny mianownik - niedoskonałą naturę człowieka (to jednak pojęcie względne). Gdyby homo sapiens należał do gatunku, który łączy się w pary na całe życie, nawet przez głowę nie przeszłaby nam myśl o szpiegowaniu. A tak to... sami wiecie jak jest. To, że my jesteśmy wierni, nie znaczy, że ta druga osoba też jest na bank nam w pełni oddana. Nie znaczy to, że też tak nie jest. I tak w koło w Macieju.

Dlatego inni ludzie, z którymi rozmawiałem, nie wpadają w tę pułapkę myślową. – W ogóle nie szpieguję. Moja żona nie ma nawet Facebooka, a jak na Instagramie napisze jej jakiś randomowy facet, to razem się z tego śmiejemy. Pełne zaufanie. Kiedy sam piszę z kimś na Messengerze, to czasem pół żartem, pół serio zagaduje "Nooo, z kim tam piszesz?". Ale ja głównie gadam z kolegami o grze "Magic: The Gathering" – mówi mi Maciek.

– Jestem przeciwny szpiegowaniu swojej drugiej połówki, bo przecież nie na tym to polega, żebym miał co rusz kontrolować moją partnerkę – stanowczo podkreśla Paweł. – Nie zmienia to jednak faktu, że czasem zdarzy się zapuścić żurawia, żeby sprawdzić, co tam się u niej dzieje na smartfonie. Czasem widzę, że ona robi to samo. Myślę jednak, że to zwykła ciekawość, a nie chęć kontrolowania

Gdybym nie ufał swojej partnerce, nie udawałbym, że wszystko jest w porządku a w zamian odwalał Rutkowskiego. Wolałbym to skończyć niż żyć w jakichś urojeniach i niepotrzebnym stresie. Hasła do mediów społecznościowych nikomu bym nie podał. Nie poprosiłbym też o nie mojej partnerki. Każdy ma prawo do prywatności i sekretów. A jeśli układa sobie po kryjomu życie z kimś innym, to moja kontrola niczego nie zmieni.

Są też osoby, które w ogóle nie czytały, nie czytają i nie będą czytać maili. – Telefon męża biorę tylko po to, by usunąć serie kompromitujących zdjęć, które mi nagminnie robi. Znam kod do telefonu, ale nigdy nie czytałam jego wiadomości, nie przeglądałam FB. Ale i kiepsko bym się czuła, gdyby on mi szperał gdziekolwiek. Jakaś prywatność musi być, nawet w związku – przypomina Klaudia.
Partner może nas jeszcze nieraz zaskoczyć - czasem też negatywnieFot. RobinHiggins / Pixabay
Szpiegowanie jest uzasadnione w pewnych sytuacjach
Odblokowany smartfon drugiej osoby kusi jak mało co. Tylko rzucę okiem z kim tam gada. Kiedy widzimy, że dziewczyna lub chłopak pisze non stop na Messendżerze, mimowolnie wzbudza to naszą niepewność. Czy jednak podglądanie wiadomości zawsze jest złe?

– Przekraczanie granic prywatności partnera, zawsze jest czymś nieetycznym. Poszanowanie korespondencji i zaufanie to podstawa dobrej relacji. To tyle, jeśli chodzi o związek idealny – mówi naTemat Joanna Godecka, terapeutka i ekspertka serwisu randkowego Sympatia.pl. Jest również autorką książki "Szczęście w miłości".

Etyczność schodzi na drugi plan, kiedy mamy konkretne powody do nieufności i podejrzenie, że partner nami manipuluje. – Pytanie tylko, czy takie myszkowanie w telefonie nie jest dla nas samych poniżające. Skoro uważamy, że partner jest nielojalny, to lepiej tę znajomość zakończyć – dodaje terapeutka.
Joanna Godecka
Terapeutka

Jeśli nasz partner nie przyznaje się do niczego, a widzimy, że ostatnio się dziwnie zachowuje, to jeszcze jestem w stanie zrozumieć przeglądanie wiadomości w poszukiwaniu dowodów i rozwianiu wątpliwości. Jednak jeśli naszym sposobem na życie ma być tylko sprawdzanie partnera, to i tak skończy się to katastrofą. Brak zaufania jest przesłanką do tego, by się rozstać.

Z drugiej strony, są też osoby, które przesadzają z brakiem zaufania z powodu niskiej samooceny i wyolbrzymiają zachowania partnera. Np. partner przyszedł później z pracy, więc od razu rodzą się okropne wizje w głowie.

W takiej sytuacji to nasz problem. – Uważamy, że jesteśmy za mało atrakcyjni dla drugiej osoby, więc ona prędzej czy później to zrozumie i wybierze kogoś innego. A wcale tak nie musi być. A jeśli ciągle twierdzimy, że nasz partner jest oszustem, to w końcu z nami zerwie – tłumaczy Godecka.

– W życiu prywatnym, nadmierna kontrola świadczy o naszym deficycie, zazdrości, poczuciu braku bezpieczeństwa – podsumowuje moja rozmówczyni. Jeśli człowiek zna swoja wartość, nie ma potrzeby szpiegowania ukochanej osoby. Toksyczny związek najlepiej zdusić w zarodku.