"Podrobili" twarz Toma Cruise'a, ten film stał się viralem. "Wprowadzenie deep fake'ów to kwestia dwóch lat"

Kamil Rakosza
Człowiek ze zdjęcia tak naprawdę nie jest Tomem Cruise'em. To Bill Hader, na którym zastosowano deep fake. Nieźle, prawda? Internetowy viral staje się coraz większym fenomenem, dlatego spytaliśmy Daniela Markowicza, właściciela studia Lightcraft, czy deep fake'i mogą znaleźć zastosowanie w kinematografii.
Youtuber stworzył niesamowity deep fake, w którym Bill Hader zmienia się w Toma Cruise'a. Fot. Screen z kanału YouTube Ctrl Shift Face
Kamil Rakosza: Jakie znaczenie dla kinematografii i jej rozwoju ma technologia deep fake?

Daniel Markowicz: Kinematografia na tym profesjonalnym poziomie, dość powoli przyjmuje różnorakie nowinki. Z różnych względów. Niektóre są okupione ryzykiem od strony technologicznej, inne od prawnej.

Możliwości tych nowinek są jednak często nieporównywalne z wcześniejszymi osiągnięciami technologii. Jeśliby się zastanowić, deep fake może zrewolucjonizować pewne rozwiązania – zwłaszcza przy animacji komputerowej czy efektach specjalnych.
Śledzi Pan na bieżąco nowe filmiki z użyciem deep fake, które pojawiają się np. na YouTube?


Widziałem niedawno, że ktoś przerobił zwiastun nowego "Króla lwa", łącząc deep fake'iem postaci z filmu z pyskami bohaterów znanych z klasycznej animacji Disneya.

A tak, to było wykorzystanie prac instagramowego artysty Nikolaya Mochkina przez kogoś o nicku jonty_pressinger, który posłużył się deep fake'iem.

No właśnie, choćby na tym przykładzie widać, jak wielka jest możliwość zastosowania tych rozwiązań technicznych. Ten człowiek najprawdopodobniej zrobił swoją przeróbkę w domu, najpewniej nie zajęło mu to zbyt wiele czasu. Po powiększeniu na duży ekran, efekt pewnie byłby już mierny – byłoby widać kompresję, nie dało się dostrzec w cieniach, coś podskakiwałoby tak, jak nie powinno, itd. Pomyślmy jednak, jakie efekty dałoby się wycisnąć, gdyby mieć do tego odpowiedni sprzęt, budżet i ludzi.
To gdyby pobawić się teraz we wróżkę, ile czasu potrzeba, by ten internetowy viral stał się instrumentem postprodukcyjnym z prawdziwego zdarzenia?

Kiedyś taka adaptacja technologii trwała od kilku do kilkunastu lat. Moim zdaniem ten proces uległ jednak przyspieszeniu. Nawet my w Lightcraft rozważamy zastosowanie deep fake przy realizacji jakichś projektów animacyjnych. Zastanawiamy się, na ile pożądane byłoby wdrożenie takich technologii, oczywiście odpowiednio dostosowanej do potrzeb kina.

Ze względu na to, jakie oszczędności można uzyskać, używając takich technologii, i jakie efekty można osiągnąć, wydaje mi się, że kwestia implementacji deep fake to jakieś dwa lata.

O jakich efektach mowa?

Kilkanaście lat temu mówiono o możliwości zdigitalizowania aktorów i wprowadzania ich cyfrowych kopii do filmów.

Coś jak Wielki Mof Tarkin z "Gwiezdnych Wojen". Postać grana w "Nowej nadziei" przez Petera Cushinga wraca w "Łotrze 1" mimo, że w chwili premiery spin offa "Star Wars" aktor nie żył od ponad 20 lat.

Sam pan widzi. To jednak było robione technologią, która jest bardzo wymagająca. Takie rzeczy zazwyczaj są robione technologią 3D. To wymaga olbrzymiej pracy, renderingów – w skrócie olbrzymiego nakładu pracy i pieniędzy – a także udziału specjalistów, których wcale nie ma tak dużo.

W związku z powyższym taka technologia jak deep fake, która w domowych warunkach daje wymiernie dobre efekty, w rękach specjalistów, może sprawić, że w filmie za 10 lat zobaczymy Roberta Downeya Jr. w dzisiejszej formie. Natomiast wszystko, czego będzie potrzeba, to tylko jego zgoda na wykorzystanie wizerunku.

Myślę, że w tej technologii drzemie ogromny potencjał. Wyobrażam sobie, jak łatwo będzie można zastąpić aktorów, którzy w życiu z różnych przyczyn nie mogli wziąć udziału w danej produkcji. Implementacja tych słynnych ludzi kina, jak wspomnianego odtwórcy "Iron Mana" byłaby prosta, ponieważ są tysiące godzin materiałów z jego udziałem i to w super jakości.
Odbiór jednak zawsze będzie zależał od widza – nie wiadomo, czy większość nie opowie się za tym, że to jednak plastikowe, fałszywe praktyki.
Mam wrażenie, że w przypadku takich postaci jak Robert Downey Jr. popkulturowa retromania może zadziałać na korzyść deep fake'ów. Ostatnie kilkanaście lat to dowód na to, jak bardzo tęsknimy za swoimi idolami z przeszłości.

Zgadzam się z panem. Tak samo można byłoby wtedy wykorzystać młodego Stallone'a czy Arnolda Schwarzeneggera. Trochę z uśmiechem, trochę z sentymentem, a jeszcze trochę w kategorii pewnej ciekawostki.

O potencjale deep fake'ów powiedzieliśmy już sporo, dlatego chciałbym na koniec zapytać pana o zagrożenia, jakie płyną ze stosowania tej technologii.

Myślę, że te zagrożenia łatwo sobie wyobrazić. Zmodyfikowany obraz, który będzie widoczny na ekranie komputera czy smarftona w wyglądzie może niczym nie różnić się od rzeczywistości. Tak jak z fake newsami znanymi ze świata mediów czy polityki – czasem nie potrafimy odróżnić, co jest czarne a co jest białe. Zaburzenie poczucia realności to zdecydowanie największe zagrożenie.